W centrum Lwowa przez kilkadziesiąt lat działała jedna z najważniejszych w historii scen żydowskich. Choć w tym miejscu nadal jest teatr, to z pamięcią o tamtej epoce los obszedł się bezlitośnie.
Mrok sali teatralnej, na scenie „Rosmersholm” Ibsena. Bohater zwraca się do partnerki: „Powiedz mi prawdę!”. Kiedy aktorka grająca ofiarę kobiecych namiętności rozchyla już usta, by wszystko wyznać, z widowni dobiega dramatyczny okrzyk: „Nie mów, nie bądź głupia!”. Po chwili cała publiczność zaklina bohaterkę, by milczała. Gdy rwetes ustaje i aktorka próbuje wrócić do swojej kwestii, widownię znów ogarnia szał. Okrzyki nie cichną jeszcze długo po tym, gdy kurtyna opada na znak przerażonego inspicjenta. Minie sporo czasu nim publiczność wyczerpie argumenty w hałaśliwej dyskusji i aktorzy będą mogli wrócić na scenę.
Tak Lew Kaltenbergh wspominał jedno z przedstawień, które oglądał w drewnianym pawilonie teatralnym w głębi podwórza przy ulicy Jagiellońskiej 11 we Lwowie. Właśnie pod tym adresem rodził się pierwszy w Europie stały teatr żydowski. Wprawdzie Abraham Goldfaden uznawany za ojca nowoczesnej sceny jidysz powołał własną trupę w Jassach już w roku 1876, ale był to zespół objazdowy, dorywczo angażujący wykonawców różnej, często bardzo pośledniej jakości. Prowadzenie stacjonarnego teatru o profesjonalnych ambicjach zaryzykował Jakub Ber Gimpel, operatywny antreprener ze Lwowa, postać z dzisiejszej perspektywy tyleż słynna, co tajemnicza.
Niewiele wiemy o jego życiu. Urodził się we Lwowie około 1840 roku. Wykształcono go na malarza szyldów, nie cierpiał jednak tego zajęcia, wolał wiązać swój los z lwowskim teatrem. Korzystając z wrodzonych zdolności wokalnych został w końcu jedynym żydowskim chórzystą opery i operetki, dochodząc do pozycji przodownika chóru.
Gimpel w 1889 zwrócił się do władz o wydanie koncesji na prowadzenie teatru we Lwowie. Przedłożył przy tym dwa dokumenty, które wnoszą kilka konkretów do jego biografii. Pierwszym, noszącym datę 6 listopada 1888, było wystawione w Krakowie zaświadczenie, podpisane przez Adama Bróg-Miłaszewskiego, byłego dyrektora teatru Skarbka we Lwowie. Stwierdzano w nim, że Gimpel w latach 1863-1872 i 1881-1883 był członkiem teatralnego chóru. Wobec tego „na mocy 30 letniej rutyny scenicznej nabył tyle fachowości, iż jest zdolny do prowadzenia teatru”. Drugim dokumentem było rozwiązanie kontraktu z teatrem Skarbkowskim, podpisane przez dyrektora Władysława Barącza 17 lutego 1889. Wynikało z niego, że Gimpel odchodzi na własne żądanie, zaś Barącz udziela mu dobrej opinii.
Z „GNIAZDA BŁAZNÓW”
Według reskryptu Namiestnictwa z 24 kwietnia 1889 roku wnioskodawca uzyskał zezwolenie na urządzanie we Lwowie „produkcji teatralnych w żargonie polsko-żydowskim na razie na czas 3 miesięcy.” W koncesji mówiło się o prawie do „dawania przedstawień scenicznych wyłącznie w lokalu pod l.13 przy ulicy Zamkowej t.j. w lokalności tzw. »pod Sroką«.”
W warunkach prowadzenia działalności przewidywano też ochronę policji podczas przedstawień. „Jak można wnioskować z ówczesnych nastrojów – wyjaśniał po latach dziennik »Chwila« - młody dyrektor i pionier żydowskiej sztuki teatralnej nie mógł zrezygnować z tej osłony policyjnej. Wiadomość o założeniu we Lwowie »moszaw lejcim« [gniazda błaznów] wywołała niezwykłe wrzenie wśród kół fanatycznej ortodoksji, która wówczas wodziła rej we Lwowie”. Trzeba bowiem pamiętać, że wedle nauk rabinackich teatr nie był odpowiednim miejscem dla pobożnego Żyda, bez względu na to gdzie ów chciałby się znaleźć - na scenie czy na widowni. Gimpel korzystał z rad poznanego w Krakowie Chaima Treitlera, który z różnym powodzeniem prowadził żydowskie trupy teatralne, grywając w ogrodzie hotelu Londyńskiego i knajpie Lejba Ebera na Starowiślnej. Ostatecznie jego działalność sprowadziła się do impresariatu, bo na przywilej stałej sceny, o który się starał, nie zgadzali się rajcy krakowscy, a przeważała opinia reprezentantów żydowskich. Z podobnych powodów „żydowskie występy” we wschodniej Europie długo rozwijały się w miejscach uznawanych za występne z natury – w szynkach i tancbudach, gatunkowo granicząc z jarmarczną rozrywką i popisami podwórzowych grajków.
Nie inaczej było we Lwowie. „Pod Sroką” działały wcześniej nieco ambitniejsze grupy śpiewacze i wodewilowe organizowane przez śpiewaka brodzkiego Kałmena Juwillera. Gimplowi pozwolono więc działać tam, gdzie żydowskie pokazy odbywały się już od jakiegoś czasu, na uboczu, niemal pod gołym niebem. Najwyraźniej władze nie zamierzały zanadto irytować konserwatywnych środowisk żydowskich „wodzących rej w mieście.”
Przy Zamkowej 13 Gimpel zbudował scenę, ławki i krytą werandę, gdzie chroniono się przed deszczem. Podobno jednak miał wiele szczęścia i podczas występów nigdy nie padało, zrodziło się nawet powiedzenie „gimpls wejster”, oznaczające dobrą pogodę.
Wokół szynku spacerowali opłacani przez niego „teatralni agenci”, którzy aktywnie zapraszali na kufel piwa i szklankę miodu z prażonym grochem. Na miejscu można było zakąsić gęsim pipkiem, smażoną wątróbką lub śledziem z cebulą. Można było też jednocześnie obserwować grę teatru żydowskiego i grupy „Di broder zinger” Juwillera, która występowała w karczmie. Jednak śpiewacy długo nie wytrzymali konkurencji i Gimpel został jedynym żydowskim przedsiębiorcą teatralnym we Lwowie. Zdobywał rozgłos jako ambitny artysta i sumienny chlebodawca, co przyciągało sceniczne talenty rozproszone dotąd w objazdach.
UKAZ I POSTĘP
Ten zaiste pionierski okres, w którym Gimpel zdołał zmienić wizerunek z taniej, biesiadnej rozrywki na teatr o realnych możliwościach artystycznych rozpływa się niestety w typowej dla takich przedsięwzięć mgle improwizacji. Nie sposób ustalić, kiedy zagrano pierwsze przedstawienie „Pod Sroką” i po jaki sięgnięto repertuar. Sądząc jednak ze zdawkowych i często kąśliwych uwag w lwowskiej prasie występy „Pod Sroką” stały się popularne wśród najróżniejszej, nie tylko żydowskiej publiczności. Sprawił to talent organizacyjny Gimpla, wsparty osobowością i autorytetem wspomnianego już Abrahama Goldfadena, któremu, mówiąc o teatrze lwowskim, wypada poświęcić chwilę uwagi.
Na miano „ojca teatru żydowskiego” zapracował po koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku, kiedy tworzony przez niego repertuar wyemancypował się z rumuńskich knajp i zdominował sceny Odessy i wielu miast cesarstwa rosyjskiego, tudzież zagarniętej przez nie Polski. W 1883 roku wyszedł jednak carski ukaz zabraniający występów w jidysz na terenie całego imperium. Goldfaden szukał dla siebie miejsca w Galicji, później w Ameryce, skąd, nie odniósłszy spodziewanego sukcesu, wrócił na teren monarchii habsburskiej, by po paru latach znów, tym razem na zawsze, wyjechać do USA.
Utwory na scenę pisał najczęściej w dwóch nurtach - ujęte w stylistykę operetkową farsy, niekiedy drwiące z tradycyjnej obyczajowości żydowskiej, i melodramaty, fabularnie czerpiące z żydowskiej starożytności.
W czasie, gdy Gimpel zakładał swój teatr, Goldfaden znalazł się we Lwowie wraz ze sporą grupą aktorów, z których wielu owianych było zasłużoną legendą. W 1889 i 1890 roku zagrali „Rabiego Jeselmana”, „Dziesiąte przykazanie”, „Judytę i Holofernesa” i „Judę Makabeusza”, za którego Adolf Stand, prezes organizacji syjonistycznej wręczył Goldfadenowi złote pióro. Jego nazwisko i autorytet kojarzono z przedsięwzięciami podejmowanymi przez Gimpla. Teatr, także za sprawą rosyjskich prześladowań, w Galicji zwolna stawał się wyrazicielem „żydowskiego ducha narodowego”, akceptowanym przez reprezentantów „postępowego żydostwa”, którzy wzmacniali w tym czasie swoje wpływy. Pierwsza zawodowa scena jidysz miała więc we Lwowie szansę nie tylko zaistnienia, ale i rozwoju.
Gimpel coraz odważniej wychodził poza wzgórze zamkowe. Zimą od Franciszka Mosera, właściciela odlewni dzwonów, wynajmował niewielki budynek przy ulicy Sądowej, wkrótce jednak stanął w tym miejscu gmach sądu. Lwów przywykł już jednak do teatru żydowskiego na tyle, że Gimpel mógł osiąść bliżej centrum.
PARADA TALENTÓW
Wiosną 1897 przeniesiono się na Jagiellońską 11, gdzie w obszernym podwórzu stał niedawno zbudowany drewniany pawilon zaprojektowany przez Salomona Riemera, należący do znanej we Lwowie rodziny Sokalów. Działalność zainaugurowano 12 maja premierą sztuki Goldfadena „Sulamita albo córa Jerozolimy”. W tytułowej roli wystąpiła Sonia Friedmann, partnerował jej Motel Glasman jako Absalom. Zagrali także Markus Weinstock (Manoah), Mania Wileńska (Awigail), Abraham Axelrad (Cingentang) i Zygmunt Scherr (arcykapłan Natan). Goldfaden pojawiał się na afiszu jeszcze wiele razy. Z powodzeniem grano jego „Bar Kochbę”, „Szmendryka”, „Ni be ni me”. Sięgano też po sztuki wielu innych znanych autorów żydowskich. W repertuarze znalazły się m.in. „Sabataj Cwi”, „Król Salomon”, „Ahaswer” Mojżesza Horowitza, „Dwie sieroty” i „Esterka albo polska królowa” Szomera (Nachum Meir Szajkiewicz), „Żydówka” Eugène’a Scribe’a i „Uriel Acosta” Karla Gutzkowa w tłumaczeniu Osipa Lernera, „Dora, czyli milioner jako żebrak” Abrahama Szlifersztejna, „Menachen ben Israel” Icchaka Kacenelsona i „Obłąkany z miłości” Bazyliańskiego.
Tak znalazł siedzibę „teatr arcydziwny” – jak pisał Kaltengergh – „związany najintegralniej z postacią swego dyrektora, właściciela, biletera i kasjera w jednej osobie, starego Gimpla, przy którym stale kręcił się Mojsze Wąs”. Oprócz Wąsa, który był ekonomicznym mentorem, agentem, czasem statystą, a czasem cichym wspólnikiem Gimpla, w teatrze od początku działał Juliusz Yidl Guttman, aktor, scenarzysta, pisarz i nauczyciel sztuki. Był ponadto bratem Szmula Guttmana, wpływowego lwowskiego rabina, co znacznie ułatwiało relacje z konserwatystami. W pionierskim składzie działał też zdolny dekorator Jan Düll, chrześcijanin pracujący w teatrze Skarbka, który namalował dla Gimpla kurtynę przedstawiającą scenę wyjścia Żydów z Egiptu.
Teatr żydowski rodził się w silnym związku z tradycją muzyczną i wokalną, także na Jagiellońskiej doceniano te aspekty. W pierwszych latach (zmarł w 1912) za wokalne przygotowanie aktorów odpowiadał Józef Eskrejs. Sam ongiś śpiewak w chórze kantora, później dobrze śpiewający aktor, dyrygent i kompozytor. To spod jego ręki wychodzili artyści tej miary co Leo Fuks. Ze „starym Gimplem” pracował od początku do śmierci w 1924 roku Chune Wolfsthal, postać wybitna, znakomity, wszechstronny muzyk, nade wszystko zaś kompozytor. Później pierwszoplanową postacią był syn Jakuba, Adolf Gimpel. Świetny klarnecista, skrzypek i pedagog, przez ponad trzydzieści lat dyrygował teatralną orkiestrą. Zginął w 1943 roku w Bełżcu.
Przez scenę przewinęła się niezliczona ilość aktorów: Abraham Tancman i jego żona Berta, Abraham Szlifersztejn, Rosa Schilling, Berta Fischler, Regina Zuckerberg, Adolf Szrage, Samuel Ferkojf, Josef Rozenberg, jego żona Szira German i córka Berta, Leopold i Sara Kanerowie, Moris Gelber, Jakub i Pepi Litmanowie, Jona Reismann, aktorska rodzina Winbergów, Jakub Fuks z żoną Różą, Lina i Ewriel Karlikowie, Abraham Fiszkind, Mendele Rotman, George Roth, Anna Melcer, Roza Bruh, Leon Kalisch, Malwina Jolis, Jakub Spiwakowski, Filip i Sala Weisenfreundowie, rodzice słynnego w USA Paula Muni, który u Gimpla grywał jeszcze „Pod Sroką” jako 6-latek. To tylko garstka z całej parady artystów związanych z teatrem Gimplów w czasie pół wieku jego istnienia.
ZE LWOWA DO GWIAZD
Pawilon przy Jagiellońskiej, choć niektórzy pracowali w nim krótko, zapewniał wszechstronny i solidny warsztat tym, którzy po wyjeździe ze Lwowa robili światowe kariery, najczęściej w Stanach Zjednoczonych. Nadzwyczajne uznanie i popularność na amerykańskim rynku zdobył Ludwig Satz, aktor i komik, który po artystycznej wędrówce rozpoczętej u Gimpla trafił w końcu na Broadway i do przemysłu filmowego jako jeden z pierwszych gwiazdorów jidysz. Sukces odniósł też Anszel Szor, który, choć pochodził ze złoczowskich chasydów, to po talmudycznych szkołach we Lwowie uciekł z domu z wędrownym teatrem, dla którego pisywał proste utwory. Współpracę z Gimplem zaczął jako inspicjent, garderobiany, maszynista, sufler i oświetleniowiec. We Lwowie pisywał już dużo i sprawnie, a po wyjeździe do Ameryki zaczął też reżyserować, niebawem stając się wszechstronnym przedsiębiorcą teatralnym. Założył stały, nie zawsze ambitny, ale świetnie prosperujący teatr jidysz w Filadelfii.
Z Jagiellońskiej w świat wyruszyły też dwie wybitne artystki. Regina Prager, utalentowana śpiewaczka, rozpoczynająca ongiś skromnie, w Skarbkowskim chórze. Po paru latach u Gimpla wyjechała za ocean, by zdobyć uznanie jako wielka diva operetki. Większą sławę zyskała jednak Berta Kalich, którą Gimpel także dostrzegł jako młodziutką chórzystkę. Gdy grywała już mniejsze role dramatyczne przekonał ją, że w jego teatrze łatwiej będzie zwrócić na siebie uwagę niż wśród polskiej konkurencji. Owszem, budziła podziw (podobno sam Goldfaden uznał ją za najlepszą Szulamis), ale prędko przestało jej to wystarczać i zdecydowała się opuścić Lwów. Rozpoczęła karierę w USA, gdzie przez ponad pół wieku (zmarła w 1939 roku) wzbudzała aplauz, porównywana do Sary Bernhardt czy Heleny Modrzejewskiej. Miała niepospolitą urodę, pracowitość i wielki talent dramatyczny, co zapewniło jej trwałe miejsce w historii światowego teatru żydowskiego.
Zjawiskiem nadzwyczajnej miary był Leo Fuks, przywoływany już jako uczeń Eskrejsa. „Chwila” pisała, że występując w Nowym Jorku „w ciągu jednej nocy stał się nowym »starem« Ameryki.” Cudowne dziecko lwowskiej sceny, syn Jakuba i Róży Fuksów – zdaniem entuzjastycznej krytyki „człowiek dotąd nie stworzył czegoś, czego Leo nie mógłby zagrać, zaśpiewać lub zatańczyć” – tryumfował najpierw w teatrach polskich, by wreszcie w Ameryce zyskać miano „żydowskiego Freda Astaire’a”. Ostatni raz we Lwowie występował pod koniec lat 30, ale nie u Gimplów lecz w „Koloseum” przy Słonecznej. Z żydowskich artystów, którzy zostali w mieście do lata 1941 prawie nikt nie uszedł z zagłady. Zginęła także matka Leo, Róża. Amerykańska kariera jej „cudownego dziecka” rozwijała się jeszcze długo po wojnie.
POZIOM I CHARAKTER
Na scenie, która miała tak doniosłe znaczenie dla teatru żydowskiego na świecie przez cały czas prowadzono, by tak rzec, podwójne życie artystyczne. „Widziałem wielokroć aktorów nieprzeciętnej i niespodziewanej miary – pisał Kaltenbergh – właśnie tu udało mi się jeszcze zobaczyć starą Kamińską. (...) Ale na co dzień tłukł się tutaj tradycyjny wodewilowo-operetkowy repertuar bardzo średniej klasy”.
Ta codzienność, która w zamyśle Gimplów zapewniała przetrwanie, mimo woli zrodziła egalitarny fenomen. Na scenę wpuszczano bowiem, prócz rozrywki sycącej niewybredne gusta, także to, co często z trudem przebijało się przez barierę profesjonalnych konwenansów. „Był to teatr w pełni ludowy nie w naciąganym czy sztucznym tego słowa znaczeniu. Prawdziwy teatr plebsu – powiada Kaltenbergh - Takiej widowni nie oglądało się nigdzie poza tym teatrem. Obok pracownika apteki Ettingera siedział tragarz z Browarów Lwowskich, dotykając łokciem szlachetnej kupcowej z ulicy Rappaporta. Przed zmianą nocną przychodzili tu tłumnie piekarscy czeladnicy, bladzi, ale muskularni, ciężcy ludzie z bardzo białymi rękami. Twarze podniecone, oczy łapczywie przykute do sceny. Publiczność - nie ta od galowych i świątecznych występów i premier, ale właśnie powszednia i codzienna - była czymś zupełnie wyjątkowym.”
Teatr Gimplów był teatrem historycznym i zasłużonym, a jednak przez kilkadziesiąt lat z różnych powodów nie ustalił własnej, istotnej marki artystycznej. Dotyczyło to zresztą większości przedsięwzięć teatru żydowskiego, także tych działających objazdowo lub impresaryjnie. Stabilizacji, także artystycznej, nie sprzyjała i taka okoliczność, że niemal przez wszystkie lata obecności teatru na Jagiellońskiej Gimplowie byli w konflikcie z właścicielami posesji, wiele razy spodziewano się zamknięcia sceny. Sokalowie chcieli się pozbyć gruntu i pawilonu. Gimplów w zamiarach kupna uprzedził Maurycy Wurm, mieszkający w Londynie muzyk, przede wszystkim zaś przedsiębiorca, właściciel wielu nieruchomości we Lwowie. Co ciekawe i on myślał o prowadzeniu tam teatru. Po wieloletnich procesach zlecił w końcu Danielowi Kalmusowi budowę nowego gmachu. Budynek ukończony w latach 1938-39 w niemal niezmienionej formie istnieje do dzisiaj, mieści się w nim Pierwszy Ukraiński Teatr dla Dzieci i Młodzieży.
Senior rodu, Jakub Ber Gimpel nie żył już od dawna, zmarł w 1906 toku. Dyrekcję objął po nim jego starszy syn Samuel M.Gimpel, który z kolei przekazał kierowanie teatrem swojemu synowi Maurycemu i jego żonie Amalii Jolles-Gimplowej. Następcy prowadzili artystyczny interes najsumienniej jak potrafili, nie mieli jednak uporu i wizjonerskiego rozmachu swego protoplasty.
Niepewność siedziby i brak perspektyw na zmianę lokalizacji, wynikający z ostrożności następców Jakuba sprawiły, że przy okazji 50-lecia pisano o teatrze „który nie wyszedł z pionierskiego okresu walk i zmagań o prawo bytu i warunki rozwoju”. Półwiecze sceny przy Jagiellońskiej przypadające na koniec lat 30. stwarzało jednak pretekst do refleksji i planów na przyszłości. Leon Weinstock podsumowując jubileuszowe rozważania przewidywał, że rychło nastąpi „złączenie wszystkich trosk miłośników kultury żydowskiej i sceny żydowskiej, działaczy teatralnych i kierowniczych kół artystów żydowskich - o poziom i charakter nowego teatru.”
WAŻKI CZAS
Nie był to zamysł li tylko publicystyczny. Latem 1938 roku w Miedzeszynie pod Warszawą odbył się pierwszy zjazd żydowskich działaczy i pracowników teatru. Powstał Komitet Żydowskich Towarzystw Teatralnych, który wraz z powołanym także w tym czasie Towarzystwem Przyjaciół Sceny Żydowskiej we Lwowie zaplanował kolejną konferencję. Datę i miejsce wybrano nieprzypadkowo – kwiecień 1939 roku, Lwów, a więc pół wieku od założenia teatru przez Jakuba Bera Gimpla. Te działania miały rozpocząć fazę „uspołecznienia sceny żydowskiej”, jak stwierdził Michał Weichert, jeden z najważniejszych krytyków towarzyszących żydowskiemu życiu teatralnemu, działacz Związku Artystów Scen Żydowskich (prezes w latach 1925–1927), wiceprzewodniczący Żydowskiej Sekcji PEN-Clubu. Oprócz niego w prezydium zjazdu zasiadali: krakowski dziennikarz i pisarz Mosze Kanfer, żydowski działacz i dziennikarz ze Lwowa Leon Weinstock oraz Klara Segałowicz z Warszawy, jedna z najważniejszych aktorek jidysz w przedwojennej Polsce. Delegaci galicyjscy przyjechali także ze Stanisławowa, Przemyśla, Czortkowa.
Dyskusja toczyła się wokół „rozbudowy i wzmocnienia sieci towarzystw”, które miały prowadzić „zorganizowaną i zaciętą walkę z wszelkimi objawami kiczu teatralnego”, wspierając „moralnie i materialnie tylko najwyższy poziom”. Uchwalono niezwłoczne powołanie żydowskiej szkoły dramatycznej i kilku profesjonalnych czasopism teatralnych. „Sięgamy myślą w czasy, gdy na deskach przy ul. Zamkowej i Jagiellońskiej stawiały pierwsze kroki całe generacje artystów i rozsypały się po świecie, wydając niejedną bardzo wybitną jednostkę. Oby nam danym było stworzyć warunki, z których wyrośnie nowy teatr, odpowiednik ważkich czasów, wśród których żyjemy, źródło otuchy i pokrzepienia dla szerokich mas żydowskich, nosiciela żydowskiej myśli kulturalnej” – tymi słowami Leon Weinstock zdawał się rozpoczynać nową epokę sceny żydowskiej.
Był sierpień 1939 roku. Nikt nie przewidywał, że to ostatnie tygodnie „starego świata”, a nowy, który nadchodzi wymknie się wszelkim wyobrażeniom. Niedługo po wybuchu wojny NKWD przeniosło „radziecki teatr żydowski” na ulicę Słoneczną, do dawnego Koloseum Hermanów (na Jagiellońskiej umieszczono teatr polski usunięty z przedwojennej siedziby). Zespół zorganizowano z aktorów Gimpla i innych żydowskich inicjatyw teatralnych. Na pozór zyskano lepsze warunki do działania – teatr żydowski stał się jednym z pięciu państwowych teatrów działających w sowieckim Lwowie. „Opiekuńcze” radzieckie państwo miało jednak żelazny uścisk. Konsekwentnie zmierzano do zideologizowania repertuaru i zaprowadzanie personalnej dyscypliny zgodnie z wzorcami obowiązującymi w systemie stalinowskim. Ten proces przerwała wojna niemiecko-sowiecka. Niemcy tuż po zajęciu Lwowa spalili Koloseum, a lwowskich Żydów niemal bez reszty pochłonął holocaust. Teatr Gimplów zniknął bezpowrotnie, choć ich nazwisko nie jest dziś anonimowe. Pamięć o nim utrwalili wnukowie Jakuba, trzej synowie Adolfa Gimpla. Urodzony w 1904 roku Karol Gimpel był głośnym przed wojną, wszechstronnym pianistą. Grywał Chopina i Lista z równym powodzeniem akompaniując gwiazdom estrady w modnych rewiach i kabaretach Warszawy. Po wybuchu wojny przedostał się do Lwowa, a w 1941 w głąb ZSRR, gdzie aresztowany, zmarł w więziennym szpitalu w Bucharze. Jego bracia mieli więcej szczęścia. Najmłodszy, Bronisław, znakomity skrzypek, wyemigrował za ocean w 1937 roku. Jakub, świetny pianista, wyjechał rok później. Przeżyli wojnę i kontynuowali kariery muzyczne. Ich losy to temat na odrębną opowieść, która także rozpoczyna się na Jegiellońskiej 11 we Lwowie.