Recenzja ostatniej premiery Teatru Wybrzeże.
******
W londyńskim Art Theatre zagrano „Balkon” źle, widziałem to przedstawienie. Jak mi mówiono, sztuka była równie źle zagrana w Nowym Jorku, w Berlinie i w Paryżu.
Jean Genet, Jak grać „Balkon”
Co powiedzieć Genetowi?
Monsieur Genet.
Nie wiem, co powiedzieć, bo uczucia mam ambiwalentne. Z jednej strony chyba byłby pan zadowolony, bo przez długi czas reżyser stara się być wierny tekstowi i koniec, chociaż dopisany, to współczesny. Zresztą, jako autor „Querelle” na widok wielkiego ch…** pewnie by się pan uśmiechnął, a tutaj pachnie skandalem, bo aktorzy modlili się do wielkiego ch… słowami „Ojcze nasz”. Tak oczekiwanego przez pana wrażenia dwuznaczności (czy buntownicy istnieją w burdelu, czy poza nim?) nie zauważyłem, bo generalnie było bardzo jednoznacznie, choć czasami podwójnie.
Zaczyna się obiecująco: Krzysztof Matuszewski (Biskup) tańczy, a właściwie robi kroczki do instrumentalnego intro „Bela Lugosi’s Dead” zespołu Bauhaus. Przypomniał się początek „The Hunger” i pomyślałem sobie, że to świetny pomysł, by ożywić ramotę Geneta, zamieniając postaci w wampiry, coś może w stylu „Rocky Horror Picture Show” itd.
Niestety, intro dłuży się niemiłosiernie i to uczucie przeciągnięcia i znużenia towarzyszy już do końca poza kilkoma strzałami, które wyrywają z letargu. W bardzo długiej części ekspozycji Trzech Postaci wysłuchujemy kilometrów ciężkostrawnego, francusko infantylnego tekstu wg tłumaczenia sprzed ponad 50 lat – ten materiał powinien być przepisany! Największe męczarnie przeżywałem podczas wysiłkowych prób Katarzyny Figury (Sędzia), którą ratuje mikroport (czy tylko dlatego w tak małej sali aktorzy mówią przez mikroporty?). Ech, jak to drzewiej podawali Czarnik, Pempuś, Wojnicz czy Bielenia… Zdecydowanie najlepszy z Trzech Postaci był Robert Ninkiewicz (Generał) ujeżdżający Kasztankę Elyanne (Magdalena Boć).
Następnie mamy ciąg pretensjonalnych dialogów na temat władzy i rewolucji oraz trochę opowiedzianej akcji. Tak jak w tanich filmach: nie pokazujemy działań, bo to kosztuje, tylko mówimy o tych działaniach. Wreszcie finał: przewidywalny w ujawnieniu głównego elementu scenograficznego, ale bez wątpienia efektowny i kontrowersyjny. Na mieście prawie nikt nie widział spektaklu (liczba miejsc na widowni ok. 60), ale rozeszła się fama, że skandal, że wielki ch… i „Ojcze nasz”. Czy skandal, niech każdy sam oceni, ale jeśli już, to daleko mu do „Klątwy”, której ze strachu nie pokazano w Gdańsku (na Pomorzu – tylko w Słupsku).
Aktorki niech nie zastępują takich wyrazów jak burdel, bajzel, pierdolnik, kutas itp. wyrazami przyjętymi w dobrym towarzystwie. Mogą odmówić grania w moich sztukach – zaangażuje się w takim razie do tych ról mężczyzn. Jeżeli grają, niech przystaną na język autora. Mógłbym zgodzić się, żeby wymawiały te słowa na odwrót. Na przykład: rdelbu, zejbal, dolnikpier, satuk itp.
Jean Genet, Jak grać „Balkon”
To, co najlepsze
Mirek Kaczmarek jest na fali, jego obecność w kredytach jest gwarancją ciekawej, nierzadko niezapomnianej scenografii. Na pewno w Sopocie pobił w polskim teatrze rekord Garbaczewskiego: penis wg jego projektu jest większy od tego, który wisi nad sceną we wrocławskiej „Burzy”. Poza tym sporych rozmiarów wagina – oba elementy dominują na placu wyłożonym podłogą taneczną. Sporo lateksu (kapitalny kostium Irmy), plastiku i grubej folii, po bokach lunety, przez które można wypatrywać zbliżających się napastników. Kaczmarek koncentruje się na kilku szczegółach, reszta jakby dorzucona. Dominują modne kolory: seledyn i lila róż (piękna różowa flaga rewolucji), czasem pojawia się biskupia purpura. Ciekawe, że w wybrzeżowej współpracy z Klatą Kaczmarek tak mocno penetruje tereny poniżej brzucha, choć jak zlokalizować bengala konia trojańskiego?
Bardzo dużo dobrego wniósł odpowiedzialny za ruch sceniczny Maćko Prusak. Wejście Spermy, Krwi i Potu (Piotr Witkowski, Marcin Miodek i Jakub Nosiadek) skręcających się pod wpływem głosu jąkającego się muezzina to najlepszy moment całego przebiegu. Nie wiem tylko, czy dobrze przyporządkowałem kolejność wymyślonych przez reżysera Buntowników (uśmiech). Szacun za efekty pracy z Janem Napieralskim (Artur) i Cezarym Rybińskim (Komendant Policji). Pierwszy pokazał dynamiczną solówkę, drugi nie odstawał w duecie od Piotra Biedronia (Roger), który przecież najgibciejszy jest.
Inteligencja, uroda i warsztat aktorski nominują Katarzynę Dałek do pierwszego numeru w drafcie do każdego ambitnego spektaklu, bez względu na gatunek i reżysera, z którym podejmuje współpracę. W jej przypadku mikroport pozwala na wydobycie możliwości i czystej barwy głosu.
Tu nie będzie rewolucji. Ani skandalu
Po 13 latach („Sprawa Dantona”) Klata wraca do tematu rewolucji. Wybrał tekst, który daje możliwość uniwersalnej wypowiedzi, ale nie zapomniał o mocnych adresach polskich. Genetowi zależy na utrzymaniu jak najdłużej dwuznaczności w identyfikacji rewolucjonistów. Ową dwuznaczność mają podkreślić dodatkowe zabiegi: rozpisanie tekstu na dwie wersje (Dorotka Androsz – Irma, Kasia Dałek – Carmen i odwrotnie, pisownia oryginalna), symetryczny duet Roger (Piotr Biedroń) – Komendant Policji (Cezary Rybiński) czy choćby duże, przeciwległe lustra. Dwuznaczności nie zauważyłem, raczej podwójność, symetryczność. Wnioski wypływające z satyry Geneta nie są odkrywcze, choć inne niż w „Sprawie Dantona”. Historycznie i u Przybyszewskiej rewolucja zjada swoje dzieci, u autora „Murzynów” rewolucję konsumują zwycięzcy.
Plus dla Klaty, że stara się odważnie ustosunkowywać do polskiej rzeczywistości. Na pomysł, by pokazywać ją z perspektywy burdelu, wpadł już dość dawno Michał Walczak. Być może to najlepszy punkt odniesienia, jakiekolwiek argumenty w dyskursie publicznym nie mają przecież sensu, panuje ogólny chaos, ale co w tym odkrywczego? Do kogo reżyser adresuje swój komunikat? Jego odbiorcy, czyli tłuste koty z wielkiego miasta, są niczym koszmar Fernando Reya w zakończeniu „Dyskretnego uroku burżuazji” – gdy wpadają terroryści najważniejsze jest, by chwycić jeszcze jeden kawałek wybornej pieczeni (1:34:16-1:34:32 na filmie). Tak jak zaliczyć nowego Klatę, jeszcze jedną przyjemność, jeszcze jeden snobistyczny gig. Co tam przemoc i hipokryzja w teatrze – spokojnie, tutaj nikt się nie wychyli. Nikt nie zaprotestuje, nikt się nie zapyta. Jakiś odważny, uczciwy dziennikarz zadający pytania? Apage satanas! Co tam mobbing – nic się nie stało, prawda?
Skandal? Co ma być skandalem? Inscenizacja w burdelu, podczas której kur*** (słownictwo zalecane przez Geneta) stylizowana na niepełnoletnią dziewczynkę robi dobrze biskupowi udzielającemu jej podczas spowiedzi rozgrzeszenia? „Ojcze nasz” na kolanach przed ogromnym kutasem? No może, jeśli Rycerz Niepokalanej Ryszard Nowak ożywi się, coś by się stało, ale Rysiek ucichł, choć regularnie przesyła życzenia na Święta.
Narzekalnia
Jak na Klatę, który przyzwyczaił nas do endemicznej teatralności i wyobraźni, mało jest świeżych pomysłów, ślamazarne tempo usypia, wiele scen wydaje się „puszczonych”, aktorzy zbyt często wygłaszają tyrady w pradawnym stylu, a przecież potrafią inaczej. Rozczarowują perwersje – grube i mało odkrywcze, brakuje Klatowej dezynwoltury, lekkości; tylko kilka scen ma dopracowane światło, większość „leci na patelni”, razi brak pomysłów na pojawianie się i opuszczanie sceny. Oczywiście, nie chodzi o to, by aktorzy katapultowali się jak we „Wrogu ludu”, ale chociaż kilka zmiennych by się przydało. Ale to najmniejsze rozczarowania, grzechy główne to nuda i brak wyrafinowania, jakiegoś kawałka do domyślenia – wszystko jest na grubo. Reżyser „Trylogii” zatracił instynkt, za bardzo ufa swoim zdolnościom inscenizacyjnym i wystawia ramotę – tekst tłumaczony ponad pół wieku temu, nieprzepisany, ciężkostrawny, nijak mający się do współczesności, a przecież nie jest to Szekspir, tylko satyryczna groteska albo groteskowa satyra, więc zdmuchnąć kurz, ciąć i zmieniać nie tylko można, a trzeba.
Jan Klata Project
Jan Klata jest formatem artystycznym składającym się ze spektakli, wypowiedzi i wizerunku zewnętrznego artysty. Reżyser stoczniowego „Hamleta” wysoko zawiesił poprzeczkę oczekiwań i na trwałe zapisał się już w historii polskiego i europejskiego teatru, ale to, co do niedawna budziło ciekawość i fascynację, powoli zaczyna rozczarowywać, niebezpiecznie zbliżając się do śmieszności, której skutki tak celnie przedstawił Patrice Leconte w filmie „Ridicule”. Początek tego procesu ma korzenie w Krakowie – pozbawienie funkcji dyrektora, a przede wszystkim sposób, w jaki doszło do tego, podcięło pęciny i z pewnością trudno się po czymś takim podnieść, trauma może trwać b. długo. Klata to jeden z moich ulubionych reżyserów, dostarczył wielu niezapomnianych chwil i dlatego ze smutkiem obserwuję proces – no właśnie czego? Wypalania się? Odreagowywania krzywdy? Tak czy inaczej smutny to widok, jednak mocno trzymam kciuki za to, by czerep rubaszny znowu zapłonął ogniem z „Tytusa Andronikusa”, „Wroga ludu”, „Sprawy Dantona” czy „Utworu o Matce i Ojczyźnie”.
„Balkon” J. Geneta na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie
Reżyseria i adaptacja: Jan Klata
Planowany budżet premiery: 300 tys. zł
Liczba prób: 75*
*Od premiery „Balkonu” będziemy pytać o ważne szczegóły związane z realizacją spektaklu. Budżet ostateczny poznamy po obliczeniu wszystkich kosztów, co zwykle następuje do końca następnego miesiąca. Dziękuję Teatrowi Wybrzeże za bezpłatną akredytację na drugą premierę spektaklu.
**Generalnie unikam wulgaryzmów, ale w tym przypadku sam autor je wymusza (uśmiech).
Jean Genet, Balkon. Przekład: Maria Skibniewska, Jerzy Lisowski. Adaptacja, reżyseria, opracowanie muzyczne: Jan Klata. Scenografia, kostiumy, światło: Mirek Kaczmarek. Choreografia: Maćko Prusak. Projekcje: Natan Berkowicz. Projekt plakatu: Mirek Kaczmarek. Asystent reżysera, inspicjent – sufler: Katarzyna Wołodźko. Obsada: Dorota Androsz – Irma, Carmen, Magdalena Boć – Elyane, Fotografka, Katarzyna Dałek – Irma, Carmen, Katarzyna Figura – Sędzia, Magdalena Gorzelańczyk – Chantal, Urszula Kobiela – Marlyse, Agata Woźnicka – Rosine, Piotr Biedroń – Roger, Krzysztof Gordon – Wysłannik, Jacek Labijak – Żebrak, Krzysztof Matuszewski – Biskup, Marcin Miodek – Krew, Buntownik, Jan Napieralski – Artur, Robert Ninkiewicz – Generał, Jakub Nosiadek – Sperma, Buntownik, Cezary Rybiński – Komendant policji, Jerzy Gorzko – Żebrak, Jarosław Tyrański – Żebrak, Piotr Witkowski – Łzy, Buntownik. Czas trwania: 3 godz. bez przerwy. Scena Kameralna Teatru Wybrzeże w Sopocie. Premiera: 4 i 5 czerwca 2021.