EN

10.01.2024, 09:59 Wersja do druku

Talent show

„Deszczowa piosenka" Betty Comden i Adolpha Greena w reż. Tadeusza Kabicza w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

Telewizja to niesamowite medium, które nie tylko przybliża świat, ukazuje nieznane, ale również kształtuje kariery. Nie tylko dziennikarskie, ale również polityczne. Takim ciekawym przykładem pozostanie widowisko stacji TVN – Mam Talent. Równie ważni, co uczestnicy czy członkowie jury, byli jego pierwsi prowadzący. Wówczas praktycznie nikomu nieznani Marcin Prokop i Szymon Hołownia. Minęły lata, a obaj panowie rozwinęli swoje talenty i zagospodarowali ciekawie swoje miejsca. Pierwszy w telewizji śniadaniowej będąc gospodarzem poranków adresowanych do milionów ludzkich serc, a drugi podbija umysły odmiennej publiki – sporej części społeczeństwa jako Marszałek Sejmu. Kariera jednego z liderów ugrupowań polskiej sceny politycznej ukształtowała jego pozycję i rangę w elicie naszej wspólnoty. I owe dwa przykłady pokazują ciekawe sposoby budowania siebie, a także jak maksyma „od pucybuta do milionera” realizuje się w praktyce.

Ale czemu służy ów wywód? Nie jest przypadkowy, bowiem ostatnie spotkanie artystyczne w Teatrze Muzycznym w Poznaniu przywiodło mi w myślach właśnie owych dwóch dżentelmenów zestawiając ich z bohaterami najnowszej produkcji sceny. Lubię to miejsce. Filigranowa przestrzeń gry z równie małą widownią ma bardzo duże aspiracje. I choć niedługo, no za parę lat, zmieni lokalizację do nowej siedziby, gdyż inwestycja ruszy lada dzień, to należy mieć nadzieję, że nadal na jej czele pozostanie Przemysław Kieliszewski, który ciekawie buduje program, łącząc klasykę musicalu z oryginalnymi poszukiwaniami nowych produkcji, głównie ukazującymi losy wielkich Polaków – Ignacego Jana Paderewskiego czy Ireny Sendlerowej. Odszedł od klasycznej operetki, choć to może żal, dając pole różnorodności muzycznej i stylistycznej. Widzowie z zadowoleniem przyjmują ową ofertę, a na kolejne nowe wydarzenia oczekują z niecierpliwością. Tenże sezon otworzył hit nad hitami, rozsławiony protoplastą filmowym z nieśmiertelnym przebojem – Deszczowa piosenka. Ów przebój muzyczny z 1952 roku z plejadą gwiazd: Gene Kelly, Donald O’Connor, Debbie Reynolds i Jean Hagen, ukazywał siłę sztuki filmowej, ale również magię przyjaźni, miłości i szalonej kariery, gdzie właśnie o wszystkim decyduje przypadek. I w tym miejscu spotykają się kariery Prokopa z Hołownią i bohaterów ze szklanego ekranu i późniejszego musicalu – Dona Lockwooda i Cosmo Browna.

Obie pary, których połączył los, wspólnota interesu, osiągają sukces, a wszystko okraszone swoistym, nietuzinkowym talent show. W pierwszym przypadku wykorzystania szansy bycia konferansjerami owych telewizyjnych zdarzeń, głównych wykonawców muzycznej przygody – udziału w owym widowisku, które stało się przedsionkiem do wielkiej kariery. Ale w wielkopolskim wieczorze jest jeszcze jedna więź z tym co oglądać możemy w domach, przed własnymi telewizorami – to sama forma spektaklu. Zbliża właśnie do krótkich numerów, a nie zwięzłego widowiska, co daje niestety nienajlepszy efekt artystyczny.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

Deszczowa piosenka przenosi nas do magicznego, kalifornijskiego Hollywood. Mamy pełnię beztroskę aktorskiego, filmowego światka. Tylko w ową idyllę wkrada się mały zgrzyt. Film niemy przechodzi w zapomnienie, a pojawia się pierwsza dźwiękowa produkcja, którą oczywiście był w roku 1927 Śpiewak jazzbandu. Ciekawe czy ktokolwiek pamięta o pierwszym polskim filmie mówionym – Moralności pani Dulskiej. Jednak stolica kinematografii początkowo nie wierzy w powodzenie zmiany, ale nie ma co ukrywać to tylko zaklinanie niemożliwego. I każdy producent stoi przed wyzwaniem realizacji nowych form filmowych. Tylko, że owe przejście było dość bolesne, ukazują to prawdziwe złamane kariery gwiazd kina niemego, które nie odnalazły się w nowej rzeczywistości kinematografii. Powodów było wiele. To, co można było ukazać spojrzeniem, gestem, miną, musiało zostać wsparte głosem. A gdy miało się pomysł na film muzyczny to jeszcze śpiewającym! Problem pojawiał się, gdy jeszcze niedawna sława miała chrypliwy, piskliwy głos i jeszcze wielkie, bezkrytyczne aspiracje. I właśnie z tym problemem spotykają się bohaterowie musicalu.

Don Lockwood z Liną Lamont tworzą pierwszorzędną parę ekranu, choć ona ma zakusy miłosne wobec niego, to zostaje odrzucona. Gorzej, że przypadkiem bohater spotyka Kathy Selden, która nie tylko swoją zadziornością, ale i urokiem wpada w oko sławnemu celebrycie, to również pięknie śpiewa. I cała intryga krąży wokół najnowszej produkcji. Gdy jedna z pań nie wie o drugiej, a przecież show-biznes musi iść do przodu i wszelkie chwyty są dozwolone. Owa muzyczna przygoda to również epos o miłości, uczuciu i spełnieniu. Także przyjaźni, która winna przetrwać wszelkie zakręty i niepowodzenia. Ów pozytywny przekaz bije ze sceny, ale niestety zostaje zabity niesamowitą ciężką atmosferą przeciągniętych scen i nudnych rozwiązań inscenizacyjnych. Ograniczona przestrzeń Muzycznego wymusza specyficzne zadania aktorskie, które wielokrotnie zagospodarowują również pole widowni, jednak ów kalejdoskop ma moc odwrotną od zamierzonego – widz ma dość i przesyt. W telewizji jest przerwa na reklamy, w teatrze należy wytrwać do antraktu. I choć są ciekawe momenty grupowe, wokalne dialogi na poziomie, to jednak pozostaje niedosyt, że w filmie było szybciej, wyraziściej, ciekawiej. I nie pomoże zroszenie widzów mgiełką deszczu podczas kultowej piosenki, gdyż nie da się wytłumaczyć braku ikry i zaangażowania na dwieście procent, przez skład wykonawców.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

Tadeusz Kabicz, to jedno z najnowszych nazwisk polskiej sceny musicalowej. Ciekawie zadebiutował w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury, ale równorzędnego sukcesu w Poznaniu nie odniósł. Jego spektakl wygląda właśnie jak ów talent show. Od numeru do numeru. Przeładowanie pokazami jest znaczące. Naprawdę zbędne jest ukazywanie nagranych fragmentów filmowych, a chwilę wcześniej ich przygotowanie. Dwa razy to samo, co staje się wręcz śmieszne. Niektóre numery są lepsze, inne nużą, ale ostatecznie i tak jest ich zbyt wiele. Skostniała narracja nie przyspiesza akcji, wręcz ją hamuje. Czasem można dokonać skrótów, gdyż inaczej buduje się słabe widowisko. Należy pochwalić głosy, szczególnie Marty Wiejak jako Kathy, a także aktorskie możliwości Anny Lasoty jako Liny i Macieja Zaruskiego wcielającego się w Cosmo. Na tym tle wokalnie bezbarwnie wypada w partii Dona Tomasz Więcek. Ten solista Teatru Muzycznego w Gdyni, jeden z wykonawców pamiętnego wykonania w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma lekko odbiega od pozostałych solistów. Choć ruchowo jest nadal bezbłędnie i porywająco, to głos już nie ma pierwszej świeżości. Masa kolejnych fragmentów pokazuje możliwości artystów, którzy przetaczają się przez scenę w różnych konfiguracjach i formach. Są świetnie ubrani w ciekawe kompozycje stroju przygotowane przez Natalię Kitamikado. Sekwencje taneczne w układzie Michała Cyrana, a głównie step przygotowany przez Macieja Glazę zachwyca. Choć tym propozycjom daleko do mistrzostwa znanego z 42 Street czy Chorus Line – to widać nakład pracy i zaangażowanie zespołu sceny. Podobnie jest ze stroną muzyczną, gdyż orkiestra pod kierunkiem Krzysztofa Herdzina gra niezwykle zjawiskowo i adekwatnie do propozycji sceny.

I mamy w Poznaniu spektakl w pół drogi. Dużych aspiracji, chęci, ciekawych obrazów, ale bez werwy i zapału. I może w znoju i trudzie węgiel został wydobyty, ale okupiona ta praca jest widocznym zmęczeniem i ograniczonym zaangażowaniem. Widzowie, choć kupują ten produkt, chcąc ogrzać się niczym przy kominku w blasku gwiazd dawnego Hollywood, to raczej wracając do domu włączą filmową wersję piosenki, która nadal oczarowuje i wzbudza uśmiech, a nie tylko posiada dozę lekkiej akceptacji. Co więcej, powrócą do formatu TVN gdyż może być ciekawiej i spotka ich szerszy kalejdoskop niesamowitości, niż segmentowa i porwana przygoda w Muzycznym.

Tytuł oryginalny

TALENT SHOW – „DESZCZOWA PIOSENKA” – TEATR MUZYCZNY W POZNANIU

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

09.01.2024