EN

19.04.2023, 11:01 Wersja do druku

Tak się robi rocka (w ROMIE!)

„We Will Rock You” Bena Eltona w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska na blogu Z pierwszego rzędu.

fot. Karol Mańk

Jukebox musical z kompozycjami grupy Queen? Przecież to przepis na murowany hit! Aż dziw bierze, że „We Will Rock You” miał premierę na West Endzie dopiero w maju 2002 roku. I mimo że krytycy przyjęli go raczej chłodno, słabości upatrując przede wszystkim w libretcie autorstwa Bena Eltona, spektakl pozostał tam przez kolejne dwanaście lat, budząc entuzjazm ponad dwutysięcznej widowni gromadzącej się co wieczór w Dominion Theatre. W międzyczasie odbył też triumfalny pochód przez świat, trafiając w tak egzotyczne miejsca jak Kapsztad, Osaka czy Bangkok, a nawet – na pokład gigantycznego statku wycieczkowego. Niedługo zaś wraca do Londynu – wznowienie po dziewięciu latach planowane jest na czerwiec tego roku.

Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Muzycznego ROMA, przyznawał w wywiadach, że od lat starał się o licencję na wystawienie tego musicalu w wersji non-replica. Wreszcie się udało i można go zobaczyć także w Polsce. 15 kwietnia br. miała miejsce długo wyczekiwana prapremiera.

Oglądałam spektakl na ostatnim pokazie przedpremierowym. A potem… siedziałam nad notesem z ołówkiem w ręku, nie mając pojęcia, jak opisać to, co wydarzyło się w piątek. Owszem, Norwid radził, jak „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Ale Norwid nie widział „We Will Rock You” w ROMIE!

Jedna wizja*

W świecie przyszłości, na iPlanecie, która kiedyś była Ziemią, rządzi jedna korporacja – GlobalSoft. Skupia w swoich rękach handel, edukację, aparat przymusu w postaci wojska i tajnej policji. Przewodzi jej Killer Queen. Korporacja skutecznie realizuje swój nadrzędny cel – całkowite podporządkowanie sobie społeczeństwa. Ma ono być jednomyślnym tworem złożonym z ludzi-klonów – bezkrytycznych konsumentów idealnych, którym można podsuwać kolejne produkty. Indywidualizm, marzenia, wyrażanie emocji nie są mile widziane. Zakazana jest prawdziwa, powstająca z potrzeby serca twórczość. Jedyną dopuszczalną papkę muzyczną generują komputery.

„We Will Rock You” roztacza przed odbiorcami wizję, która w chwili londyńskiej premiery wydawała się całkowitą fikcją. Ale w świecie AD 2023, postpandemicznym, post-zuckerbergowskim i post-kardashianowskim, świecie profilowanych reklam, globalizmu, populistów i rządów próbujących narzucić wszystkim jedynie słuszny światopogląd – koncepcja ta okazuje się niepokojąco aktualna.

Na szczęście, jak zawsze w takich historiach, pojawiają się buntownicy. Najpierw jest ich dwoje. On, Galileo, słyszy w głowie dziwne głosy i fragmenty melodii, a nawet… przepowiednię. Ona, Scaramouche, nie chce się wpasować w środowisko ogłupionych pogonią za trendami koleżanek. System podejmuje próbę – na szczęście nieudaną – pozbawienia bohaterów indywidualizmu. Wkrótce okazuje się, że rebeliantów jest więcej i mają konkretny plan. Chcą znaleźć wybrańca, który pomoże im odszukać mityczny ostatni instrument i przywrócić ducha prawdziwego rocka, a w konsekwencji – obalić rządy Killer Queen oraz GlobalSoftu. Bo przecież w rocku od zawsze tkwi zarzewie rewolucji.

Jako wielbicielka „1984”, „Nowego wspaniałego świata”, „Igrzysk śmierci” czy pierwszego „Matrixa” „kupiłam” wszystkie elementy postapokaliptycznej dystopii. Jeśli chodzi o resztę libretta – podziwiam twórców warszawskiej inscenizacji, którzy prezentowaną historię wzięli w cudzysłów, a dzięki autoironii i puszczaniu oka do widza zgrabnie poradzili sobie z jej mieliznami.

Presja

Niewątpliwie jedną z najbardziej skomplikowanych kwestii, jeśli chodzi o wystawienie „We Will Rock You” w naszym kraju, było tłumaczenie. Nie dość, że utwory Queen to muzyczno-wokalne Himalaje, na dodatek w języku polskim śpiewa się o wiele trudniej niż w angielskim. Po drugie – oryginalne libretto pozwala na pewną dowolność, co mogło okazać się pułapką. Po trzecie – dla części odbiorców sam pomysł przełożenia tych piosenek to szarganie świętości.

Zdawało się więc, że Michał Wojnarowski porwał się z motyką na słońce (czy raczej na gwiazdę najjaśniejszą, by pozostać w konwencji musicalu). Jednak ktoś, kto operuje językiem polskim z tak mistrzowską swobodą, doskonale wie, co robi. Stworzone przez niego tłumaczenie jest funkcjonalne i zgrabne, pełne ciekawych nawiązań i słownych żartów, które widownia momentalnie wyłapuje i żywo na nie reaguje. Utwory z polskimi tekstami w naturalny sposób wpasowują się w fabułę i stają się jej częścią, nie powodując poczucia dysonansu. A „Weź rower” rządzi!

Moc

„We Will Rock You” prezentuje dwa światy: zunifikowanego GlobalSoftu oraz ukrywających się rebeliantów. Wszystkie elementy wizualne przedstawienia służą temu, by ukazać ich odmienność.

Scenografia Mariusza Napierały w połączeniu z reżyserią światła robi wielkie wrażenie. Ogromne metalowe konstrukcje, pomosty i schody suną po scenie z perfekcyjną precyzją, tworząc w zależności od potrzeb szkołę, mównicę, więzienie. Wizualizacje na ogromnych ekranach optycznie powiększają przestrzeń, przezroczysta tafla zsuwająca się z góry daje efekt hologramu. Składowe te współtworzą uniwersum dystopijnej korporacji, która zdaje się niezniszczalna. Buntownicy żyją na jej marginesie, budując świat wokół siebie z przypadkowo zestawionych resztek. Skrzynki, beczki, krzesła, stare plakaty i czasopisma to znaki minionego, ale też symbole niepoddania się uniformizacji.

fot. Karol Mańk

Kostiumy postaci mają iście filmowy rozmach – co nie dziwi, zważywszy, że po raz kolejny była za nie odpowiedzialna Dorota Kołodyńska. Bezmyślni konsumenci GlobalSoftu są przyodziani w jednakowe plastikowe stroje o neonowych barwach i geometrycznej konstrukcji. Tropiący „opornych” przedstawiciele aparatu bezpieczeństwa w długich czarnych płaszczach kojarzą się z bohaterami „Matrixa”. Killer Queen nosi seksowne, podkreślające sylwetkę ubrania o przerysowanych, nawiązujących do lat 80. ramionach, które znamionują władczość i silną wolę.

Kostiumy wyrzutków stanowią oryginalny misz-masz stylów, nawiązujący do różnych subkultur: punk, hippie, grunge… Mieszkańcy Heartbreak Hotel przybierają imiona dawnych gwiazd, których twórczości nie znają, ale wierzą, że płynęła z ich dusz i tchnęła prawdziwą wolnością. Wielbiciele muzyki będą mieć sporo zabawy w odnajdywaniu w tych kostiumach inspiracji stylem danego artysty. Dopełnieniem są niesamowite, zróżnicowane fryzury projektu Jagi Hupało.

Znakomita choreografia Agnieszki Brańskiej imponuje osadzeniem w opowiadanej historii. Sceny taneczne w mateczniku spiskowców są żywiołowe i wyrażają nieprzeciętny charakter poszczególnych bohaterów. Posłuszni mieszkańcy iPlanety poruszają się jak roboty, synchroniczne ruchy oddają ich brak indywidualizmu. Niezwykłe wrażenie robią tancerze już na początku, w „Radio Ga Ga” – podczas całego występu z twarzy nie schodzą im sztuczne uśmiechy.

Jakub Lubowicz tym razem kieruje nie orkiestrą, a siedmioosobowym zespołem rockowym. Na potrzeby spektaklu przygotowano m.in. gitary opatentowane przez Briana Maya, aby uzyskać ich niepowtarzalne brzmienie. Muzyka w „We Will Rock You” uderza potężną ścianą dźwięku, w której doskonale słyszalne są poszczególne instrumenty – niczym na pierwszorzędnym koncercie.

Coś, co jest jak magia

W castingach do musicalu wzięło udział około 600 osób. Podczas piątkowego przedstawienia wystąpiła obsada premierowa, ale jestem pewna, że pozostałe jej nie ustępują. Wykonawcy mierzą się przecież z utworami śpiewanymi wcześniej przez Freddiego Mercury’ego, a takie wyzwanie mogą podjąć tylko najlepsi.

Świetny zarówno aktorsko, jak i wokalnie Maciej Dybowski portretuje Galileo z młodzieńczą werwą i pasją. Jego bohater ma w sobie wiarę w możliwość zmiany świata, nieco zadufania oraz ujmującą nieporadność. Fantastyczna Maria Tyszkiewicz jako Scaramouche to obsadowy strzał w dziesiątkę. Bystra, uparta i silna, skrywa pragnienie bycia kochaną, by uniknąć zranienia. Nieważne, czy mówi, czy śpiewa (i to jak!) – wierzy się każdemu jej słowu. Wzajemne relacje pary bohaterów pełne są przekomarzanek i złośliwości, ale nade wszystko skrzą się dowcipem.

Małgorzata Chruściel wciela się w Killer Queen z zabójczym wdziękiem. Jej bohaterka jest zarozumiała, przekonana o własnej wyjątkowości i szalenie barwna. W głosie ma taką moc, że być może ROMA powinna pomyśleć o wzmocnieniu konstrukcji budynku… Łukasz Zagrobelny jako wierny władczyni GlobalSoftu Khashoggi umiejętnie balansuje między grozą i przerysowaniem.

Natalia Krakowiak jako Oz to dziewczyna, która nie pozwala się złamać. Jest odważna i przebojowa. Tylko przez chwilę, w solowym numerze „Chyba że ty” („No One But You”) prezentuje delikatniejszą stronę swojej natury. Kamil Franczak w roli Brita wnosi na scenę nieokiełznaną dzikość i zmysłowość, mnóstwo poczucia humoru oraz nadzwyczajny kunszt wokalny. Pomiędzy parą rebeliantów aż iskrzy – przysłowiowa „chemia” jest wręcz namacalna.

Buddy, nieformalny przywódca Bohemy, to podstarzały, politycznie niepoprawny hippis. Tomasz Steciuk gra go z lekko nostalgicznym zabarwieniem i dużą swobodą. Nie ukrywa, że doskonale bawi się rolą.

Tak się wygrywa

Nie dziwię się Wojciechowi Kępczyńskiemu, który przed premierą musicalu z taką pewnością mówił, że ludzie pokochają ten spektakl. Intuicja i tym razem go nie zawiodła. W „We Will Rock You” jest wszystko: wizualny przepych, porywające sceny taneczne, fenomenalni artyści i nieśmiertelna muzyka. To więcej niż musical. To zrealizowane na światowym poziomie, pełne nieposkromionej energii widowisko do wielokrotnego oglądania. Wciąga widzów w swój świat, oferuje wspólnotowe przeżycie i sprawia, że trudno usiedzieć w fotelu. A po wyjściu z teatru ma się ochotę robić rewolucję!

Oto siła rocka! Niech jego moc będzie z wami! Idźcie na “We Will Rock You”! They will rock you – indeed!

*Jako śródtytułów użyłam polskich tłumaczeń tytułów utworów Queen autorstwa Michała Wojnarowskiego.

Tytuł oryginalny

Tak się robi rocka (w ROMIE!)

Źródło:

Z pierwszego rzędu
Link do źródła

Autor:

Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska

Data publikacji oryginału:

18.04.2023