W sobotę w Teatrze Polskim premiera "Złego" na podstawie powieści Leopolda Tyrmanda. O spektaklu opowiada nam jego reżyser - Piotr Ratajczak.
Marta Odziomek: – 2020 r. jest rokiem Leopolda Tyrmanda. Czy to ma wpływ na fakt, że realizuje pan "Złego" właśnie teraz?
Piotr Ratajczak: – Pewnie, że tak! Z taką propozycją wystąpił do mnie dyrektor Teatru Polskiego Witold Mazurkiewicz. Chciał, by wystawić właśnie „Złego”. Zgodziłem się, ponieważ lubię tę literaturę. Proza Tyrmanda towarzyszy mi od dawna. W liceum zafascynowałem się jego „Dziennikiem 1954”. Nie ma chyba literatury, która lepiej oddałaby odczucia kresu stalinizmu, pierwszej odwilży. Wyobrażałem sobie Tyrmanda jako barwnego ekscentryka zanurzonego w muzyce jazzowej, której był popularyzatorem, zakochanego w wolności, której nie mógł realizować w Polsce. Jego pamiętnik był dla mnie pierwszym źródłem o Polsce lat 50.
„Zły” z kolei to znakomita powieść, bodaj jeden z pierwszych powojennych polskich kryminałów, który dobrze oddaje klimat „podziemia” tamtych lat.
Kim jest Zły w pana spektaklu?
– Na początku spektaklu jest tylko cieniem, niewidzialną sylwetką kogoś, kogo nikt nie zna, bohaterem, o którym wszyscy słyszeli. Najpewniej jest jakąś plotką, mitem. My bawimy się nim tak samo jak postacią Batmana. Wiemy, że zbawia świat, pomaga ludziom w opresjach, bije miejskich łobuzów. Okazuje się, że jest to również człowiek z przeszłością mafijną, który doszedł do wniosku, że chce zmienić swoje życie. Znamy wszyscy takich ludzi, którzy doświadczając zła i rozpoznając je w sobie, próbują przejść na „jasną stronę mocy”. Nasz bohater, uwikłany w konflikt z szefem mafii, próbuje zmienić siebie i młodych chuliganów.
Adaptacja pewnie nie była łatwa?
– To była bardzo trudna do adaptacji powieść, bo jest wielowątkowym portretem miasta bez głównego bohatera. Akcja jest bardzo nielinearna, ale wyszedł nam ponad dwugodzinny spektakl, w którym jest 57 dynamicznych scen!
Staraliśmy się znaleźć esencję tej historii. Poza wątkiem Złego jest tu oczywiście miejsce na portret środowiska miejskiego półświatka, chuliganów, dziennikarzy i zwyczajnych mieszkańców miasta, uwikłanych w kryminalną intrygę.
Moim marzeniem było zrobienie kryminału na scenie, trochę takiego teatru grozy.
Czuje pan, że podołał?
– Pierwszy raz wystawiam kryminał z elementami grozy! Bawimy się konwencją, inspirujemy się kulturą superbohaterów, takich jak Batman czy Deadpool, a estetycznie punktem wyjścia był komiks, szczególnie Sin City: czerń i biel, silne kontrasty, ekspresjonistyczne światło, zarówno w przestrzeni, jak i w kostiumie.
Nie oddajemy realistycznie świata lat 50. Tutaj bohaterem jest miasto z jego ciemną, nieoficjalną stroną.
A co z Warszawą, która tak mocno zaistniała w książce?
– W spektaklu bohaterem jest raczej miasto potraktowane uniwersalnie – to przestrzeń ze swoimi tajemnicami, gdzie mieszkają niebezpieczne postaci z półświatka, gdzie jest nieprzyjaźnie, groźnie, gdzie przeciętny mieszkaniec czuje się zagrożony wszechobecną przemocą.
Czy wplata pan jakieś wątki lokalne, dotyczące Bielska-Białej?
– Pierwotnie był taki pomysł, ale porzuciliśmy go, ponieważ postanowiliśmy w zupełności zuniwersalizować ten przedstawiany przez nas świat. Ja bardzo lubię inkrustować rzeczywistość moich spektakli drobnymi, lokalnymi sytuacjami, ale w „Złym” odwołujemy się do świata batmanowsko-komiksowego.
Będzie jazz?
– Oczywiście! Lata 50. to jazz rozbrzmiewający w knajpach! Ale poza jazzem będzie duża i wybuchowa mieszanka muzyczna. W końcu konwencja superbohaterska do czegoś zobowiązuje!
Czy postać Tyrmanda też zaistnieje w spektaklu?
– Autor jest jedynie obserwatorem tego świata. Gdybyśmy mieli jednak wskazać, w jakiej postaci mógłby się kamuflować, to byłaby to osoba dziennikarza Kolanko, który prowadzi niezależne śledztwo na temat Złego. I jest to postać tragiczna, ponieważ inspiruje swojego młodego współpracownika do nielegalnych działań śledczych, kończących się w konsekwencji jego śmiercią.
Czy świat lat 50. XX w. jest podobny do świata lat 20. XXI w.?
– Miasto zawsze będzie miało swoje ciemne strony. Lęk przed złem czającym się w jego zakamarkach jest wciąż obecny, agresja na ulicach jest stałym jego elementem. Przemoc jest wynikiem jakiegoś lęku, przerażenia, niezrozumienia przez ludzi świata, który pędzi z ogromną prędkością i którego nie potrafimy już dogonić... Niepokojące jest dziś, że lęk społeczny buduje dystans między nami, a rozwiązania tego problemu oczekujemy od kogoś innego, jakiegoś superherosa...
Premiera spektaklu w sobotę o godz. 19. Bilety: od 50 zł.