Kończący się sezon w teatrze żywego planu pozostawia po sobie - poza nielicznymi wyjątkami - najdelikatniej mówiąc, niesmak i niechęć do odwiedzania teatru. Pozostawia także pełną niepokoju refleksję: co dalej? Czy za pieniądze widzów-podatników nadal będą obrażane nasze uczucia religijne i patriotyczne oraz czy będziemy poniżani jako istoty ludzkie, uprzedmiotowione i zdegradowane wyłącznie do funkcji biologicznych? Na szczęście te nihilistyczne nurty nie zawładnęły Teatrem Telewizji - po XI Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Bo takie właśnie postaci - przedmioty, wypreparowane z uczuć i całej sfery duchowości, oglądamy najczęściej na scenach teatralnych. Na szczęście te nihilistyczne nurty nie zawładnęły Teatrem Telewizji. Niedawno zakończony w Sopocie Festiwal Dwa Teatry napawa nadzieją, że nie wszystko stracone. Choć z drugiej strony, sytuacja finansowa Teatru Telewizji sprawia, że nie ma środków na produkcję nowych spektakli. A jest to niezbędne, by teatr ten mógł funkcjonować. Bo ileż razy można oglądać powtórki? Kiedy przyjrzymy się bliżej pozycji teatru TVP w kontekście całego programu telewizyjnego, wyraźnie widać, jak spychany jest on na boczny tor. Jest to rodzaj dyskryminacji, zarówno poprzez silne ograniczanie funduszy, jak i czas emisji wyznaczony na późne godziny wieczorne, bywało, że prawie nocne. Myślę, że gdyby Teatr Telewizji prezentował spektakle ośmieszające i degradujące wartości narodowe, lansował dewiacyjne modele zachowań jako nor