EN

11.09.2021, 11:21 Wersja do druku

"Szum Próżni"

„Szaman. Spektakl reporterski” w reż. Moniki Mariotti w Teatrze WARSawy w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Honorata Karapuda

Jaki kształt ma koniec? Jak przeistacza się w tym ostatnim momencie dusza i co się może wydarzyć, kiedy podąża się w nieznane, drogą krzyżującą się pomiędzy ścieżkami duchów – to główne problemy obecne w spektaklu „Szaman” w reżyserii Moniki Mariotti.

Propozycją metody do poszukiwań języka duchowego, w tym reporterskim ujęciu scenicznym, była  wewnętrzna asceza i skupienie, a jednocześnie pijaństwo ducha, gdzie obraz zamroczonych oczu tworzył wizję pełną niedomówień. Odpowiedzi na wszystkie pytania znał tylko Bair Rinczinow, mieszkający na skraju świata w wiosce Czełutaj, położonej przy rosyjsko -mongolskiej granicy.

Tajemniczy Szaman spokojnie hodował zapomniane drzewa genealogiczne i pielęgnował rytuały spokoju ducha, by móc odpowiedzieć na pytania i uleczyć skazy duszy odwiedzających go wędrowców, szukających szczęśliwego i spełnionego życia. Służył tym, którzy nie potrafili znaleźć swego miejsca na ziemi, a gwar samotności, zgrzyt strachu, gwałtowny krzyk niewiedzy oraz lękliwe podszepty prowadziły tylko do zaułków bez wyjścia.

Wędrówka Moniki Mariotti i Aruna Milcarza,  bohaterów spektaklu, już od pierwszych scen stała się formą odczytu przypadkowo wypadających kartek z pamiętnika, które spontanicznie wirowały na scenie, tworząc nić narracji. Fabuła o konstrukcji raptularza  zataczała kręgi, w oddali, między stukotem kół rozpędzonego pociągu, a ulotną chwilą zatrzymaną na ostatnim, pogniecionym skrawku papieru. Kolokwializmy i rwane wypowiedzi spisane w pośpiechu, od samego początku sugerują, że w tym spektaklu nie będzie miejsca na wielkie oddechy i zawiłość literacką. Jednocześnie, choć wątek przenikał szybko, to pozwalał na świadome dotknięcie rękopisów, a także prawdziwych emocji, żywych i świadomych.

fot. Rafał Meszka

Niebywały autentyzm w środkach wyrazu, pozbawiony wystudiowanych gestów i manier, pokazuje świat takim, jakim jest – prosto i szczerze. Pułapką byłoby oceniać tę realizację jako inscenizację magazynu podróżniczego, ponieważ wątek pozornie zwyczajny rozrasta się do mistycznej układanki, wyławiającej sedno treści w sposób nadzwyczaj rozlegle.

Śpiew Moniki  Mariotti, tak czysty, a zarazem pełny niepokoju, staje się dźwiękiem cierpienia i opowieścią o umieraniu samotnie, ale w tłumie. Rozedrgane światło (Artur Wytrykus) potęguje chaotyczność zamierzeń w procesie podejmowania decyzji bohaterów, a muzyka (Michał Lamża) oszukuje zmysły i  scala warstwę dramaturgiczną, wydobywając z niej emocjonalne kontrapunkty i zwroty akcji.

 Pod zamkniętą powieką Baira, oddanego swojej misji pomagania tylko ludziom dobrym, pojawiały się strzępki odpowiedzi porównywane do struktury rosyjskiej matrioszki. Aktorzy rozwarstwiali się stopniowo, ukazując labirynty swoich wyobraźni i potrzeb duchowych, zanurzając się w szumnej nicości. Według Baira ludzie nieświadomi nie potrafią czuć się bezkresem, ponieważ myślą, że są tylko czubkiem góry lodowej i nie mają zdolności dostrzegać tego, co kryje się pod taflą wody.

Słowa Baira, rozsypujące się jak szyfr aforyzmów, mogły zaistnieć tylko na ostatnim przystanku, gdzie kolej transsyberyjska zatrzymała się, ukazując tyko szum pustki stepów sięgających aż po horyzont. W oddali, gdzie nie ma nic, był Szaman – nauczyciel godnego życia i pokory wobec przodków. W tym miejscu na końcu świata zatrzymali się bohaterowie spektaklu,  bardziej świadomi swojego miejsca i upływu biologicznego czasu. Dowiedzieli się, że przez trwanie należy iść długo, często zamykając oczy, by uchronić się przed próżnią i powierzchownością drogi na skróty.

Tytuł oryginalny

„Szum Próżni”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła