Sztuka Piotra Rowickiego ma ciekawy punkt wyjścia. Ładnie, w ostrym skrócie uchwycone postawy. I konwencję: groteskowe nieprawdopodobieństwo zdarzeń pozwala obnażyć fałsz rzeki sloganów towarzyszących podobnym sytuacjom. Daje szansę do gwałtownego starcia postaw, do pokazania bezmiaru rozpaczy pod maskami poprawnych zachowań - pisze Jacek Sieradzki w Dialogu.
Klatka schodowa. Drzwi. Za drzwiami matka. Modelowa matka żołnierza. Także żona żołnierza, bo ta profesja jest generalnie dziedziczna. Porządna kobieta przy wojsku, której horyzontem ambicji jest to "jedno zdanie, którym potem żyłam cały dzień: jak pięknie wyprasowałaś". Koszulę pod mundur, rzecz jasna. "Albo tylko buziak w czoło i wiedziałam, że wszystko jest dobrze. Tak jak trzeba." Po drugiej stronie drzwi dwaj chłopcy malowani. Przynoszą wiadomość. Tę wiadomość, którą tęskniącym matkom, żonom i narzeczonym przynosili z frontu towarzysze broni, jak świat światem. "Przychodzimy w imieniu tego, który złożył najwyższą ofiarę - ofiarę życia, realizując zadania służbowe w odległym kraju." Formułka brzmi upiornie. I gdyby została po otwarciu drzwi wypowiedziana, pewnie mielibyśmy niewyszukany żałobny obrazek, jednoznaczny emocjonalnie i obojętny po wymamrotaniu w myśli wyrazów współczucia. Aliści formuła nie zabrzmi. Bo matka ni