EN

25.09.2021, 15:41 Wersja do druku

Sztuka słowa i myśli

„Ława przysięgłych” Ivana Klimy w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

fot. Bartek Warzecha

Czeski dramatopisarz Ivan Klíma sztukę „Ława przysięgłych” napisał pod koniec lat sześćdziesiątych. Ale trudno ją było ujrzeć na scenie. Została ocenzurowana, ponieważ demaskowała działalność sądów komunistycznych. A sam autor znalazł się na liście tzw. pisarzy niepożądanych przez ówczesne władze, co sprawiło, że swoje teksty publikował jedynie w pismach niezależnych.

„Ława przysięgłych” – spektakl wystawiony w warszawskim Teatrze Ateneum w reżyserii Jakuba Krofty – w warstwie fabularnej ukazuje proces sądowy toczący się o morderstwo. Oskarżonym jest mężczyzna, który rzekomo miał zamordować swoją narzeczoną. Wydanie wyroku przez sędzię (w tej roli doskonała Maria Ciunelis) zależy od wyniku debaty ławników. Ale de facto rozstrzygnięcie jest już odgórnie ustalone, a sędzia tylko formalnie oczekuje na orzeczenie ławy przysięgłych. Wszystko jednak wskazuje na to, że oskarżony jest niewinny: to nie on zamordował kobietę, bo nie ma na to żadnych dostatecznych dowodów. Ustalenie orzeczenia ławników w tej sprawie okazuje się zbyt trudne – gmatwają się w wypowiedziach, wyraźnie widać, że nie wierzą w winę oskarżonego, tym bardziej że wymyślane (dosłownie) dowody, mające obarczyć człowieka winą, są niespójne logicznie. Nic się tu nie zgadza, jest to oczywista manipulacja pseudodowodami i ławnikami ze strony sądu, który w osobie sędzi wywiera silną presję na ławę przysięgłych.

Cały ten proces jest bardzo dziwny, na sali sądowej, prócz sędzi – przewodniczącej, pięciorga ławników, znajduje się też prokurator (świetny Przemysław Bluszcz) i obrońca oskarżonego (Tomasz Kozłowicz). Aby wydać werdykt, ława przysięgłych powinna być w komplecie, tymczasem jeden z ławników nie przyszedł, więc nie ma kworum. Skład przysięgłych ławników jest różnorodny zawodowo, są to ludzie niezwiązani profesjonalnie z sądownictwem: sklepikarka (znakomita Katarzyna Łochowska grająca tę rolę na zmianę z Dorotą Nowakowską), fryzjer (świetny, niby niechcąco zabawny w tej roli Bartłomiej Nowosielski), bizneswoman (wyrazista Magdalena Schejbal), lobbysta (Grzegorz Damięcki, świetny, w pełni przekonywający w swoim paskudnym lizusostwie wobec sędzi) i powrócony (bardzo dobry w tej roli Janusz Łagodziński), jedyny sprawiedliwy, ale chwilami łamiący się pod wpływem presji lobbysty i pani sędzi.

Obrońca opuszcza salę sądową na znak protestu, bo nie dowieziono z więzienia oskarżonego, który poprzez brak obecności na procesie nie ma możliwości obrony i wypowiedzenia się w sprawie. Jednak przysięgli muszą wydać orzeczenie. Trwa zatem próba wzajemnego przekonywania się na siłę o winie człowieka, którego tu nie ma i któremu nie mogą zadać żadnych pytań. Wydawałoby się początkowo, że będą niezależni w swych wypowiedziach, przynajmniej niektórzy z nich. W efekcie jednak – wbrew sobie, własnemu sumieniu i przekonaniu o niewinności oskarżonego – ława przysięgłych wydaje werdykt zgodny z oczekiwaniami sądu. A dowieziony w końcu na rozprawę sądową główny bohater, oskarżony, nic już nie powie, bo jest martwy, a więc jemu już wszystko jedno, czy zostanie uznany za winnego czy niewinnego.

Mimo że od powstania sztuki minęło wiele lat, to właśnie z perspektywy czasu widać jej uniwersalność. Także i dziś. Słowo „niezawisły sąd” w odniesieniu do tego, co widzimy na scenie, kojarzy mi się z obrazkiem, który kiedyś zobaczyłam w TVP: grupa polskich sędziów wędrująca prawdopodobnie z narady w siedzibie Platformy Obywatelskiej i czyjś głos krytyczny: „Oto idą sędziowie niezależni”, a także inny obrazek sędziów, w tym m.in. byłej I prezes Sądu Najwyższego, biorących aktywny udział w manifestacjach Platformy Obywatelskiej i lewicy przeciw rządowi Zjednoczonej Prawicy.

Oskarżenie i osadzenie w więzieniu niewinnego człowieka przypomina niedawną sytuację Tomasza Komendy, niewinnie oskarżonego przez sąd o zamordowanie dziewczyny. Człowiek przesiedział w więzieniu kilkanaście lat, podczas gdy prawdziwi mordercy żyli spokojnie na wolności.

„Ława przysięgłych” w Teatrze Ateneum – oprócz podjęcia ważnej tematyki i wymowy skłaniającej do głębokiej refleksji nad wieloma zagadnieniami, w tym tak istotnymi, jak sumienie zbiorowe grupy, sumienie indywidualne, sprawy etyczne i moralne – jest przedstawieniem znakomitym pod względem artystycznym. To spektakl stricte aktorski, a także spektakl słowa. Bo na słowie, dialogu zbudowana jest cała struktura tego przedstawienia. I właśnie to słowo, doskonale interpretowane przez wszystkich aktorów, zarówno w indywidualnej wypowiedzi, jak i w dialogu, pokazuje, czym może być teatr jako prawdziwa sztuka.

„Ława przysięgłych” Ivana Klímy, reż. Jakub Krofta, scenog. i kost. Jan Štepanek, muz. Grzegorz Mazon, Teatr Ateneum, Warszawa

Tytuł oryginalny

Sztuka słowa i myśli

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 223/25.09

Link do źródła