EN

1.07.2022, 00:03 Wersja do druku

Sztuka rosyjskiej kultury

fot. Joanna Szczepkowska


Czy od czasu napaści Rosji na Ukrainę można czerpać z rosyjskiej sztuki? Tak rozumiem zasadnicze pytanie tego numeru „Raptularza”. Zadam pytanie szerzej. Czy od czasu napaści Rosji można czerpać z rosyjskiej kultury, skoro Rosjanie masowo mordują i gwałcą w imię czegoś, co nawet nie jest ideą? O sztuce jeszcze można by rozmawiać. Artyści są samorodni, często poza trywialną polityką. Kultura jednak ma dwa znaczenia. Po pierwsze to poziom moralny, na jakim żyje człowiek, po drugie – to pielęgnowanie wzorców nabytych od pokoleń. Czy fakt, że Rosjanie nie tylko napadli, ale też usprawiedliwiają tę napaść to tylko strach, czy ich wzorce kulturowe? Mimo rewolucyjnej przeszłości nie obalają mordercy, nie strzelają z Aurory. Jaką kulturę wypielęgnowała sztuka rosyjska i czy ma na nią jakikolwiek wpływ?

Myślę, że sens mają tylko fakty, dlatego chcę zdać małą reporterską relację z moich pobytów za wschodnią granicą, od czasów Związku Radzieckiego po Rosję. Pierwszy raz byłam tam w 1974 jako studentka PWST. Pojechaliśmy całym rokiem na zaproszenie leningradzkiej szkoły teatralnej, zahaczając na początku o Moskwę. Oczywiście rozumieliśmy, że trafimy do samego centrum radzieckiej kultury, niemniej jechałam bez żadnych uprzedzeń w stosunku do tego, co rosyjskie – raczej z wielką ciekawością tego co można podpatrzeć mimo ustroju. Jednak nie dało się kurtyny ustroju odsłonić. Wszędzie, na każdym kroku stała zapora złożona ze słów nie lzia – „nie wolno”. Nie lzia gdziekolwiek wejść bez uprzedniego zameldowania, nie lzia usiąść na wolnym miejscu dopóki ktoś nie pozwoli, nie lzia nawet zapytać na poczcie, ile może kosztować pięć minut połączenia z Polską. „Zakończysz razgawor, powiemy ile kosztuje. Dowiedzieć się przedtem nie lzia. Tak u nas jest. U was tak, u nas tak”. Na każdym kroku moja ciekawość Rosji i jej szerokiej duszy zderzała się z kulturą na codziennym poziomie, począwszy od publicznej toalety w Moskwie. Stolica kraju, którego obywatele są przekonani o wielkości i mocarstwowości ojczyzny. Jednak i ta pierwsza, i ostatnia rosyjska toaleta publiczna to były cuchnące dziury, brud, śmietnisko. Wychodzisz stamtąd na Plac Czerwony i otacza cię przepych architektury. Zrozumiałam wtedy: kultura przepychu jest tu równoległa z kulturą nędzy. Tak, Rosja umie być nędzna i na tym też polega jej siła. Człowiek rosyjski przetrzyma. Jednak przecież biedny kraj nie musi znaczyć brudny kraj. Te wychodki mogły przecież być czyste jednak „kultura” pozwalała rzucać odpady na przemokły beton. Szybko przypomniałam sobie opowieści o polskich pałacach, dewastowanych przez Armię Czerwoną. To nie skryta kradzież pięknych przedmiotów, nawet nie wściekła dewastacja dobytku „panów”. To używanie kanap jak barłogów, traktowanie podłogi jako wychodka, a obrazów jako tarcz przy pijackiej strzelaninie. Dzikość. Utrzymywanie narodu na takim poziomie – to kształtowanie jego kultury.

Kiedyś umożliwiono nam wejście na próbę baletu do słynnego teatru dzisiaj zwanego Maryjskim. Nikt oprócz mnie nie był zainteresowany, więc poszłam sama i odebrałam w kasie numerowaną wejściówkę. Widownia była pusta, oprócz mnie siedział tam tylko wysoki i barczysty mężczyzna. Trudno w to uwierzyć, ale miałam miejsce rząd dalej, tuż za olbrzymem. Żeby zobaczyć próbę, a nie czyjeś wielkie plecy, przesiadłam się na jedno z setek wolnych miejsc. Nie zdążyłam nawet usiąść, kiedy pojawiła się bileterka, sprawdziła numer na bilecie i kazała wrócić na miejsce. Nie lzia. Całkiem dobrze mówię po rosyjsku, ale ona i tak nie rozumiała. „U was takij nomier i nada sidiec tut. W Polsze tak, u nas tak”. Moja furia była spektakularna i na miarę rewolucji, na szczęście wyszłam cało, trzaskając wielkimi drzwiami. Muszę przyznać, że przez cały ten pobyt popadłam w jakąś manię na punkcie nie lzia i właściwie wszędzie, w sklepie, na zajęciach studenckich, na ulicy, testowałam granice nie lzia, „u was tak, a u nas tak”. Porównywałam to z polską kulturą obchodzenia narzuconego prawa – od tajnych kompletów w zaborach po codzienność w tzw. komunie. Ciągle porównywałam je z polską kulturą zachowań, też przecież dotkniętą ciężką komuną.

Takie na przykład polskie „winogrona” na tramwajowych wagonach. Nie było jeszcze automatycznie zamykanych drzwi, więc ci, którzy nie dopchali się do środka wagonu, gromadnie wisieli na zewnątrz, nielegalnie trzymając się zewnętrznych uchwytów. No pewnie, że nie lzia, ale jechać trzeba, więc milicja udawała, że nie widzi. Albo nielegalne straganiarki uliczne. Rozstawiały swoje nielegalne koszyki z jajkami i serami prowadząc nielegalny biznes prywatny, a milicja uprzedzała nadejście głośnymi gwizdkami, żeby zdążyły uciec przed prawem jedynie słusznego PRL-u.

Tam, w Związku Radzieckim, nie lzia wydało mi się nie tyle zakazem, ile hasłem przewodnim, religią nawet. Jakieś zdumiewające połączenie szerokiej słowiańskiej duszy ze społeczną zgodą na nie lzia. Podczas tej podróży wydarzyło się zresztą coś niezwykłego. Byliśmy w Leningradzkim Akademickim Wielkim Teatrze Dramatycznym, gdzie w Historii konia grał wybitny aktor Jewgienij Lebiediew. Grał fenomenalnie. Był koniem po prostu i zdychał jako koń wobec płaczącej publiczności. Po spektaklu umówieni byliśmy na spotkanie za kulisami, chcieliśmy mu podziękować i wyrazić podziw. Zaprowadzono nas do garderoby, Lebiediew już czekał wiedząc, że przyjdą studenci z Polski. Zrobiło się tłoczno w niewielkiej przestrzeni; nagle Lebiediew zamknął drzwi, usiadł na krześle, wysunął ręce do przodu i zaczął nimi poruszać tak, jakby wiosłował. Potem zamknął oczy i zaśpiewał Ej uhniem – pieśń burłaków wołżańskich, zniewolonych i umęczonych katorżniczą pracą. Nagle opuścił „wiosła” i nie przestając śpiewać złożył ręce tak, jakby miał je w kajdanach. Śpiewał i płakał. Potem całkiem roztrzęsiony wyściskał każdego z nas i otworzył drzwi. Narodnyj artist, odznaczony Nagrodą Stalinowską I klasy.

Kolejne zdarzenie: Razem z kilkoma koleżankami z roku postanowiłam pójść do rosyjskiej cerkwi. Wtedy panowała moda na tak zwane „bananówki”, czyli charakterystyczne długie spódnice. W PRL prześcigałyśmy się w pomysłowości, jak z dostępnych, bawełnianych skrawków uszyć takie spódnice na zachodnią modłę. Weszłyśmy do cerkwi w tych bananówkach, długich przecież, więc żadnego zgorszenia nie powinny budzić w miejscu modlitwy. Zapaliłyśmy prawosławne świece, ale ledwie przystanęłyśmy, dobiegł nas narastający pomruk. Pomruk zbliżał się razem z grupą starszych kobiet ze świecami w rękach. Nie było wątpliwości – chodziło o nas, krąg zacieśniał się jak na sabacie czarownic. Potem zaczęło się miarowe tupanie, a w dłoni jednej z kobiet zobaczyłyśmy... kamień. Uciekałyśmy spocone ze strachu, a one stały przed cerkwią, aż zniknęłyśmy za rogiem.

Następna wizyta to był wyjazd z teatrem Caruoge ze Szwajcarii, gdzie grałam gościnnie w połowie lat dziewięćdziesiątych, a więc już po upadku Związku Radzieckiego. Aktorzy szwajcarscy, bardzo lewicowi i zaszczyceni wjazdem do Rosji, wylądowali w szpitalu już po pierwszym śniadaniu w reprezentacyjnym hotelu Moskwa. Nigdy też nie widzieli takiego pochodu karaluchów po wannach, ani etażnych wchodzących do pokoju bez pukania, za to z pytaniem, co u was jest do kupienia. Wszystko zrekompensowały romanse, nawiązane przy wódce z miejscowymi artystami, pieśni, łzy rozstania i listy. Jedna ze Szwajcarek myślała nawet o samobójstwie – otrzeźwiała dopiero po moim pytaniu, czy chciałaby tam zamieszkać.

Myślę, że między Ej uhniem Lebiediewa, wychodkami, nie lzia na poczcie, złotymi wieżami, zabobonną nienawiścią do tego, co nie rosyjskie, między wódką, wielkimi artystami i pochodem karaluchów rozpina się kultura Rosji.

Czas teraz odpowiedzieć na zasadnicze pytanie, i odpowiedzieć jednoznacznie. Uważam, że w czasie zbrodni wojennej należy bojkotować rosyjską kulturę, nawet jeśli ceną jest nieobecność rosyjskiej sztuki. Niska kultura nie jest niczyją winą– jest wynikiem kształtowania narodu. Nie ma to jednak większego znaczenia dla Ukrainki, która straciła nogi i ręce, dla gwałconych dzieci i ludzi bez wody w rozwalonych miastach. To oni staną przed faktem, że grając rosyjski repertuar, mimo wszystko, czerpiemy z rosyjskiej kultury. To ofiarom należy się sygnał naszej niezgody. Moim zdaniem dla nich warto poświęcić sztukę. Zresztą, jak się okazuje, wielka sztuka nie naprawia świata i ludzi.


Joanna Szczepkowska

Źródło:

Materiał własny