Instytucje kultury dobrze odnalazły się w świecie online, ale ta proteza na długo nie wystarczy. Po pandemii jakościową sztukę mogą zastąpić odgrzewane kotlety i popkulturowa „guma do żucia" - pisze Paweł Strawiński w miesięczniku Forbes.
Rzeźba Roberta Gobera przedstawiająca owłosiony żółty ser, rozkładający się kojot, puszka z muzeum Warhola pełna ściętych paznokci, martwych pszczół i papierków, zdjęcia clownów, pukiel włosów Robespierre'a... Gdy podczas lockdownu muzeum w brytyjskimYorkshire rzuciło wyzwanie kuratorom z całego świata, by podzielili się zdjęciami swoich najbardziej upiornych eksponatów, Twitter w ciągu paru dni zamienił się w wirtualną wystawę fascynujących horrendów. Akcja #CuratorBattle wciąż trwa. Temat zmienia się co tydzień.
Lockdown zmusił muzea i galerie sztuki do przeprowadzki do sieci i w wielu przypadkach wyszło im to lepiej niż firmom, które od lat przechodzą starannie zaplanowaną cyfryzację. Równie dobrze udało się to tym instytucjom kultury, w których bezpośredni kontakt z widzem wydaje się jeszcze oczywistszy.
„Taniec rycerzy" w wykonaniu tancerzy Opery Paryskiej w ich własnych mieszkaniach - hipnotyzujące połączenie patosu Prokofiewa z domowym zaciszem - dotarł nawet do najodleglejszych zakątków internetu. „Inni ludzie", spektakl online TR Warszawa w reżyserii Grzegorza Jarzyny na podstawie książki Doroty Masłowskiej, przyciągnął przed ekrany nawet te osoby, dla których teatr to przede wszystkim „Zemsta" i francuskie komedie. Pianista i kompozytor Marcin Masecki, nadając ze swojego mieszkania, owinięty szlafrokiem i z gumową kaczką ustawioną na pianinie, oswoił nas z muzyką baroku tak skutecznie, że Bach po pandemii mógłby ruszyć w trasę.
To wszystko to nie pojedyncze strzały, ale część nieformalnego festiwalu sztuki na globalną skalę.
- Nieodpłatnie udostępniamy zapisy spektakli bieżących i archiwalnych, podejmujemy działania edukacyjne i czytanie powieści, a także organizujemy koncerty i warsztaty, do których zaprosiliśmy nie tylko polskich artystów, ale i wybitnych międzynarodowych twórców, których dorobek ustanowił filary nowoczesnej myśli teatralnej - wymienia jednym tchem Roman Osadnik, dyrektor Teatru Studio, organizatora koncertów Maseckiego.
Codziennie na świecie odbywają się niezliczone streamingi performance'ów queerowych artystów, występów chórzystów, pokazów tańca, premier filmów.
Dwadzieścia jeden festiwali filmowych, w tym festiwale w Cannes, Wenecji i Berlinie, połączyło siły, by wraz z końcem maja zwodować „We Are One: A Global Film Festival". W programie znalazło się ponad sto pozycji. Tylko w Polsce w tym samym czasie odbywały się dwie inne tego typu imprezy online - Krakowski Festiwal Filmowy i Wiosna Filmów.
Projekt Online Viewing Rooms targów sztuki Art Basel, wirtualna platforma łącząca najważniejsze galerie na świecie z kolekcjonerami i fanami, okazał się takim hitem, że jego strona w pewnym momencie padła. Rekordy popularności bije też serwis Google Arts & Culture, który oferuje dostęp do 100 tys. dzieł sztuki w 2 tys. muzeów.
Dla dziesiątek tysięcy koneserów muzyki elektronicznej kanały Boiler Room czy HOR regularnie streamują didżejskie sety. Koncerty Davida Guetty w ramach akcji United At Home oglądają miliony osób. Tą drogą idą też niektóre festiwale muzyczne. Na przykład festiwal Burning Man w USA stworzył wirtualną przestrzeń interakcji Kindling. Poza uczestnictwem w wirtualnych wydarzeniach fani mogą też prezentować swoją twórczość. Znamienne, nawet odbywający się w Serbii festiwal EXIT, który jako jeden z nielicznych uzyskał zgodę na organizację imprezy w sierpniu, zamierza udostępniać streamy występów uzupełnione materiałami na temat kryzysu środowiskowego i problemów społecznych, które pojawią się po pandemii. Dla swoich fanów planuje też coś Opener. Wydarzenie ma się ponoć odbywać na zewnątrz.
Tego typu projekty, przynajmniej w Polsce, stały się możliwe za sprawą odmrożenia gastronomii - w tym klubów, które od 18 maja zamieniają się w bary z muzyką na żywo - oraz częściowego odmrożenia kultury, w tym muzeów i galerii, a także kin i teatrów, co nastąpiło odpowiednio 4 maja i 6 czerwca. Nie znaczy to jednak, że wszystko wraca do normy.
- O powrocie widzów do teatru myślimy bardzo ostrożnie - mówi Roman Osadnik. - Do spektakli repertuarowych będziemy chcieli powrócić w nowym sezonie, ale będzie to też uzależnione od rozwoju pandemii. Granie spektakli dla ograniczonej widowni jest finansowym samobójstwem. Bez dopłat z tytułu utraconych wpływów zwyczajnie nie będzie to możliwe. Już teraz zostaliśmy zmuszeni do przełożenia jednej premiery na przyszły rok budżetowy- dodaje.
Teatr rozważa też stosowanie mieszanego profilu działania, tzn. grania spektakli z widzami w teatrze w ograniczonej liczbie i przy jednoczesnym odpłatnym streamingu w internecie.
Osadnik zwraca uwagę, że działania online są jedynie formą zastępczą działalności teatru i nie zastąpią żywego kontaktu widza z aktorem.
- To działania ratunkowe dla naszego zespołu aktorskiego, dzięki nim mamy podstawę prawną do wypłacania dodatkowych wynagrodzeń, które przynajmniej w części rekompensują aktorom utracone przychody z tytułu odwołanych spektakli - tłumaczy.
Placówki takie jak Teatr Studio nie korzystają z rządowych tarcz antykryzysowych, bo nie są one skierowane do instytucji kultury, ale do przedsiębiorców. Nie mogą one liczyć na ulgi w składkach ZUS, dopłaty do pensji, nie mogą starać się o subwencje. Bez przychodów z biletów, wynajmu sal, wyjazdów, spektakli i koncertów gościnnych pogrążają się finansowo. Dotychczasowe dotacje nie wystarczają, a na ich zwiększenie - wobec kryzysu - nie ma co liczyć. To oznacza, że wiele instytucji może zniknąć z mapy kulturalnej kraju.
Mimo trudnej sytuacji niektóre z nich starają się wspierać nawet artystów niezwiązanych z nimi etatami, jednak znaczna część twórców została na lodzie.
- Wiele osób utrzymuje się z prac dorywczych, grantów, stypendiów, honorariów za wystawy czy sprzedaży dzieł. Ich sytuacja się bardzo pogorszyła. Utrzymują się zwykle z oszczędności - mówi Michał Frydrych, malarz, rzeźbiarz i organizator akcji artystycznych, w tym „Listu", protestu przeciw organizacji wyborów w środku pandemii. - Niektórzy otrzymali jednorazową zapomogę z resortu kultury w wysokości 1,8 tys. zł. To nie wystarczy, aby się utrzymać, szczególnie w dużym mieście, a pamiętajmy, że większość artystów żyje w dużych miastach, bo tu się przede wszystkim toczy życie kulturalne. Część osób dostała też dofinansowanie w ramach programu „Kultura w sieci", jednak przy przyznawaniu tych środków byli faworyzowani ci mniej lub bardziej powiązani z obecną władzą - tłumaczy.
Budżet programu to tylko 80 mln zł.
Polska ze swoją polityką ratowania kultury plasuje się między Wschodem a Zachodem. Na przykład na Ukrainie cofnięto niemal wszystkie dotacje na kulturę. Przetrwa jedynie kilka instytucji. Z kolei w Niemczech wszystkim osobom pracującym w kulturze przyznano bezzwrotną dotację w wysokości 5 tys. euro.
Polscy artyści chcieliby, aby polski rząd poszedł w ślady Niemiec, szczególnie że kultura jest ostatnim sektorem na liście „do odmrożenia". Problemem pozostaje też brak ubezpieczeń i ochrony zatrudnienia twórców. Wszystko to każe zadać pytanie, w jakim świecie się obudzimy po pandemii?
- Kultura to najbiedniejsza z branż, więc jeśli jeszcze bardziej zmniejszymy ilość środków, które do niej trafiają, wielu artystów będzie musiało znaleźć inne sposoby zarobkowania - mówi Frydrych. - Nie będą mogli zajmować się kulturą. Puste muzea i galerie będą pokazywać stare zbiory lub wystawy zorganizowane ad hoc. Obawiam się dużego regresu. Szansę na kontakt z dobrą sztuką bardzo się skurczą. Zmniejszy się przepływ idei. A o tym, jak jest on ważny, mogliśmy się przekonać podczas lockdownu. Kontakt z kulturą był w zasadzie jedynym momentem oddechu.
Frydrych zaznacza, że oczywiście mogą pojawić się nowe formy sztuki, które zaadaptują się do nowych warunków. Akcja „List" to przykład działania poza tradycyjnymi instytucjami. Wszystko wmieście było zamknięte, więc artyści wykorzystali przestrzeń publiczną. Mimo to i tak spodziewa się - jak mówi - „ponurych żniw".
Są jednak i tacy, którzy mogą mówić raczej o „obfitych żniwach". Pozamykani w domach ludzie chętniej sięgają po książki. Firmy z tej branży, które postawiły na cyfryzację, teraz zbierają plony. Choć listę wygranych pewnie powinny otwierać platformy streamingowe.
- One myślą długofalowo, chcą wykorzystać to, że zmieniają się zasady gry. Kończą się czasy, gdzie ci najwięksi gracze pożerają tych małych. To ci mali mogą zacząć się przebijać. To daje szansę na rzecz dotychczas mało prawdopodobną: jakość w popkulturze może znów nabrać znaczenia - mówi filmoznawca.
Gdyby jednak streaming miał na stałe odebrać znaczny kawałek rynkowego tortu kinom, szeroko rozumiana branża filmowa znalazłaby się w poważnych tarapatach. Zyski ze streamingu nie wystarczą. Na takiej samej zasadzie muzycy, nie licząc najtłustszych kotów, nie przetrwają dzięki wpływom z takich serwisów jak Spotify - oni potrzebują sprzedawać bilety. Po pandemii może być trudniej o jakościowe produkcje, które może zastąpić mało ambitna papka. Co prawda Netflix czy HBO ostatnio całkiem nieźle weszły w rolę producentów wartościowych pozycji, są to jednak głównie działania wizerunkowe, a nie bazowa działalność.
- To dobry czas dla Netfliksa i jego konkurentów. To oni są tu zwycięzcami i mają szansę, aby to zwycięstwo było długofalowe. Na pewno część odbiorców zostanie przy streamingu po pandemii. Jest to w końcu wygodniejsze i tańsze - mówi prof. Wiesław Godzic, filmoznawca i medioznawca z Uniwersytetu SWPS. - Z drugiej jednak strony ludzie lubią się socjalizować, celem wyjścia do kina nie jest tylko obejrzenie filmu, ale i kontakt z innym człowiekiem. Trudno na tym etapie określić, która z tych tendencji okaże się silniejsza - zaznacza.
Równolegle toczy się nie mniej ciekawa gra w ramach samego rynku kin. Godzic zauważa, że duże kina niekoniecznie skorzystają z możliwości odmrożenia działalności. - W Polsce kręcić można od 18 maja - choć słowo „odmrożenie" pewnie nie oddaje skali zmian, jakie czekają widza. Zaraza na lata stanie się stałym elementem scenariuszy. Czeka nas zalew filmów i seriali o pandemii, jak np. projekt „W domu" produkcji HBO Europe, który współtworzy również 16 polskich twórców filmowych. Natomiast z czasem pandemia stanie się tłem, akcja filmów będzie się po prostu rozgrywać w trakcie pandemii.
Covidowa sztuka towarzyszy nam już zresztą od wielu tygodni. To codzienna dokumentacja naszej izolacji, fotografie zmęczonych ludzi w maskach, dzieła opowiadające o naszych lękach, koszmarze samotności, pragnieniu kontaktu z innym człowiekiem, artystyczne apele o solidarność. Próbę ich skatalogowania podjęli twórcy profilu Covid Art Museum na Instagramie.
„Głos" zabrali m.in. Banksy - jego ostatnia praca zatytułowana „Game Changer" przedstawia chłopca, który porzucił figurki superbohaterów na rzecz figurki pielęgniarki - czy piosenkarka Michelle Gurevich, która w nowej piosence „Love From a Distance" śpiewa o tęsknocie za zwykłą codziennością i kruchości ludzkich planów.
O tej kruchości wciąż musimy pamiętać, bo choć odmrażamy kulturę, wcale nie jest to droga jednokierunkowa. Druga fala pandemii jest całkiem prawdopodobna, tak jak i powrót restrykcji. Wtedy czas spędzony z kulturą znów stanie się jedyną chwilą wytchnienia od rzeczywistości, która zaczęła przypominać fabułę thrillera klasy B.