"Sen nocy letniej" Williama Szekspira w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.
Gdyńska scena przy ul. Bema otworzyła nowy sezon artystyczny Szekspirowską komedią "Sen nocy letniej". Lekką, dowcipną, pomysłowo zainscenizowaną, choć nie bez wad.
Reżyserem i autorem opracowania koncepcji tekstu "Snu nocy letniej" jest Rafał Szumski - przez lata aktor i lalkarz związany z krakowskim Teatrem Groteska - który w lutym zeszłego roku, tuż przed wybuchem pandemii, wyreżyserował w Teatrze Miejskim w Gdyni "Trzech muszkieterów" według tekstu Marty Guśniowskiej - arcyzabawną komedię połączoną z inteligentną grą z publicznością w rozpoznawanie popkulturowych kodów. Z duetu Guśniowska – Szumski powstała wówczas mieszanka wybuchowa, która eksplodowała fajerwerkami błyskotliwego humoru.
Szekspir na Bema
Tym razem, inscenizując tekst Szekspira, reżyser również poszedł w kierunku brawurowej komedii, ale dotyczy to głównie tej części sztuki, w której rzemieślnicy rozdzielają między siebie role w krotochwili o Pyramie i Tysbe, którą mają odegrać na królewskim ślubie Tezeusza (Grzegorz Wolf) i Hipolity (Monika Babicka), jak i samego spektaklu, który wystawiają na weselu.
Ta część z udziałem przezabawnego Szymona Sędrowskiego, znakomitej w niewielkim epizodzie Elżbiety Mrozińskiej, próbującego ogarnąć niesforną trupę reżysera w wykonaniu Rafała Kowala, a także dowcipnie poprowadzonych ról Bogdana Smagackiego i Macieja Sykały wzbudza wśród widowni salwy śmiechu i największe brawa. Nastrój zabawy z udziałem niewprawnych aktorów udziela się publiczności zaraz po wejściu na widownię i jest dobrym początkiem komediowych poczynań. Ich finałem będzie amatorski spektakl - element "teatru w teatrze" - który w finale sztuki rozbawi widzów do łez.
Sok kwiatu zranionego strzałą Amora
Nie tak dobrze, niestety, wypada najważniejsza część "Snu nocy letniej" z udziałem Hermii (Weronika Nawieśniak) i jej ukochanego Lizandra (Krzysztof Berendt) oraz Demetriusza (Maciej Wizner) i Heleny (Marta Kadłub), a także króla elfów Oberona (Piotr Michalski) i nieposłusznej królowej elfów Tytanii (Beata Buczek-Żarnecka).
O ile perypetie czwórki młodych bohaterów, których miłosne afekty pokrzyżuje sok kwiatu zranionego strzałą Amora dostarczony przez Puka (Dariusz Szymaniak), opowiedziane są z werwą, o tyle opowieść o relacji Oberona i Tytanii nie ma w sobie nic porywającego (z wyjątkiem zdrady Tytanii, rzecz jasna). Jeszcze słabiej jest przedstawiona inna królewska para: Tezeusz i Hipolita, jakby reżyser nie miał na nią konkretnego pomysłu (poza wzajemnym traktowaniem się paralizatorem).
Natomiast świetną rolą błysnęła w spektaklu Martyna Matoliniec jako zawadiacki Kupidyn, zaskakujący i znakomity był także reżyserski pomysł, by do roli Pazia, o którego kłócą się Tytania i Oberon, zatrudnić... kulturystę. Paziem jest w spektaklu Adam Josef Modzelewski, upozowany na złocistego cherubina jeden z najpopularniejszych polskich youtuberów branży fitness.
Na uznanie zasługuje też nowoczesna, minimalistyczna scenografia z pochyłym podestem, metalowym stołem, kilkoma pniami drzew i okrągłym wciętym oknem, które służy do wyświetlania projekcji, a aktorom do wchodzenia na scenę.
Co ciekawe, dzień wcześniej identyczny zamysł scenograficzny z identycznym okrągłym oknem zobaczyliśmy w gdańskim Teatrze Wybrzeże na premierze "Resztek" w reżyserii Eweliny Marciniak.