EN

1.07.2022, 00:06 Wersja do druku

Sztuka i lęk


Polskim artystom pracującym (i znanym!) w ZSRR lub w Rosji zadaliśmy pytania:

- Jaki jest Pani/Pana stosunek do kultury rosyjskiej po agresji na Ukrainę?
- Co Pani/Pan sądzi o bojkocie wszelkich przejawów kultury rosyjskiej?

fot. Monika Liber

Paweł Deląg:

Trudno wrzucać wszystkich do jednego worka… Na pewno należy przyjąć zdecydowanie krytyczną postawę wobec tych ludzi kultury, którzy aktywnie, czynnie, czasem wręcz agresywnie popierają oficjalną politykę Kremla. Nie powinno być dla nich miejsca w przestrzeni publicznej, ponieważ działają na rzecz propagandy rosyjskiej. Jej celem jest nic innego jak znajdywanie uzasadnień dla toczącej się wojny i zabijania ludzi. W tej kwestii moje stanowisko jest kategoryczne.

Co do artystów, których moglibyśmy zaliczyć do przedstawicieli tak zwanego środka czy centrum, czyli takich, którzy w większości nie zajęli żadnego stanowiska, to tutaj – podobnie jak w przypadku niektórych towarów – można by nałożyć swoiste embargo. Niech działają na swój rynek wewnętrzny, nie ma żadnego powodu, aby zainteresować się, jaką jakość lub jej brak cechuje ich twórczość.

Jest też grupa szlachetnych ludzi, którzy wobec reżimu Putina stanęli po drugiej stornie barykady. Takie wypowiedzi można formułować także poprzez język kultury. Wykluczenie ich z możliwości zabierania głosu poprzez swoją sztukę byłoby niesprawiedliwością. Pozostają jednak pytania. Jak to by się miało odbywać? Kto by miał tę sztukę promować? Kto by miał podejmować decyzje rozstrzygające, co jest dobre, a co złe? Nie widzę w tej chwili rozwiązania tego typu problemów, więc – patrząc z perspektywy praktycznej – jesteśmy w tej chwili w sytuacji embarga na jakąkolwiek twórczość powstającą aktualnie w Rosji.

„Ofiarami” tego zostają niejako przy okazji dzieła wielkich mistrzów rosyjskiej kultury. Dziś czytana Zbrodnia i kara – w sytuacji, kiedy Rosjanie nie są w stanie przejść żadnego procesu samooczyszczenia, polegającego na rozliczeniu się ze zbrodni, których dopuszczali się zarówno w ostatni stuleciu, jak i teraz – może nabrać niepokojąco dziwnego znaczenia. Chyba każdy z nas może mieć w tej chwili dylemat, także moralny, czy to dzieło jest w ogóle reprezentatywne dla czegoś, co nazywamy kulturą rosyjską? To jest dziedzictwo, jest napisane w języku rosyjskim, ale czy daje nam rzeczywisty wgląd w tamtejszą kulturę?

Wobec wojny nasze stanowiska stają się dużo bardziej wyraziste i jednoznaczne, ale potrzebna by była by pogłębiona rozmowa. Nawet jeśli nikt nie ma gotowego rozwiązania czy decydującego głosu, do jakich wniosków byśmy teraz nie doszli. Przyjdzie czas, kiedy powstaną okoliczności pozwalające na nawiązanie ponownego dialogu. Gdybyśmy po 1945 roku myśleli o wszystkich Niemcach jako o współwinnych nazistowskich zbrodni popełnionych przez III Rzeszę podczas II wojny światowej – także tych popełnionych bezpośrednio wobec Polaków – to prawdopodobnie doprowadziłoby nas to donikąd. W Niemczech odbył się proces „oczyszczenia” na wielu poziomach i trwał długo, ale bez niego pewnie w ogóle nie byłoby możliwości, aby otworzyć nowy rozdział. Pamięć o krzywdach przenosi się z jednego pokolenia na drugie, te najbardziej bolesne rany długo się koją. Może kiedyś Rosja przestanie być agresorem, być może kiedyś w ogóle ulegnie rozpadowi jako państwo w obecnym kształcie. Rosja dziś idzie w kierunku czegoś na kształt Korei Północnej – więc dialog wydaje się w tej chwili niemożliwy. Ale w dłuższej perspektywie przyjdzie pewnie czas, kiedy powinien się odbyć. Niezależnie, czy mówimy o Zachodzie, czy o Wschodzie, są ludzie, którzy nie ustają w walce o wolność, o prawa człowieka i o demokrację. To oni są lub będą zwiastunami nadchodzących zmian.

fot. Maciek Czerski

Karolina Gruszka:

Zdecydowanie uważam, że nie należy ani pokazywać, ani zapraszać czy współpracować w tym momencie z tymi artystami, którzy jasno nie odcinają się od obecnej władzy w Rosji. Są przecież zarówno tacy, którzy otwarcie ją popierają i czerpią korzyści na przykład z państwowych funduszy, jak też tacy, którzy wolą milczeć, żeby nie stracić swojej pozycji. Natomiast w każdej innej odsłonie – czy chodziłoby o te dzieła, które postrzegamy jako klasykę, czy o współczesnych twórców, głośno wypowiadających się przeciwko wojnie w Ukrainie – to nie wydaje mi się, żeby całkowity bojkot był właściwym rozwiązaniem. Kultura ma za zadanie łączenie ludzi, rozwijanie w nich współczucia, uczenie ich empatii, wzmacnianie różnych duchowych wartości. To w niej powinniśmy pokładać nadzieję na nawiązanie odnowionego dialogu.

Podobnie sytuacja wygląda w kontekście ewentualnej współpracy z rosyjskimi artystami. Aktualnie nie jestem zaangażowana w żaden tego typu projekt i na pewno bym nie pojechała teraz do Rosji, by pracować przy czymś, co jest finansowane z państwowych pieniędzy. Ale czy będę współpracowała z rosyjskimi artystami w Polsce? Nie wiem, wszystko zależałoby od postawy konkretnej osoby wobec wojny, postawy, która nie powinna budzić najmniejszych wątpliwości.

fot. Natalia Kabanow

Krystian Lupa:

Na pewno powinniśmy bojkotować artystów, którzy w tej chwili bez większych problemów pracują w Rosji: piszą utwory literackie, tworzą spektakle, komponują muzykę w reżimie. Nie ma tutaj znaczenia, czy to z ich strony rodzaj milczącej tolerancji, wręcz akceptacji, czy jeszcze czegoś innego. Nie widzę natomiast powodów, żeby usuwać z przestrzeni Fiodora Dostojewskiego, Lwa Tołstoja i całego szeregu twórców rosyjskiej kultury, na których w dużej mierze przecież się wychowaliśmy. W tej straszliwej sytuacji trzeba mimo wszystko zachować zdrowy rozsądek w ocenach.

Od tak zwanej aneksji i najazdu Putina na Krym w 2014 roku zerwałem dwa kontrakty niemal już w pełni umówione (na realizację w Petersburgu i Moskwie oraz na autorski festiwal w Petersburgu). To były poważne propozycje, ale mimo podejmowanych przez drugą stronę prób, nic już z nich nie wyniknęło. Zupełnie ostatnio pojawiło się zaproszenie dla Imagine na Złotą Maskę, nie pozostawało nic innego, jak je odrzucić. Wszystko to były reakcje spontaniczne i natychmiastowe.

Wszyscy mamy mocno ograniczoną wyobraźnię dotyczącą końca tej wojny. Na razie nie widzimy ani tego, w jaki sposób miałoby się to stać, ani kiedy. Jeżeli Rosja będzie pozostawała we władzy wojennego mordercy, człowieka popełniającego zbrodnie przeciwko ludzkości, to nie widzę możliwości nawiązania ponownych kontaktów. Bez zmiany władz to jest niewyobrażalne. Wiemy, że ludzie w Rosji poddawani są silnej manipulacji i są ofiarami nieustannych kłamstw. Budowane są fałszywe mity patriotyczne, które bardzo trudno będzie skruszyć. Sytuacja z dnia na dzień także od tej strony się pogarsza i oddalamy się od siebie niemal z prędkością światła. To, co pozwala zachowywać jakiekolwiek resztki wiary w zmianę, to kontakty, które miałem i mam z rosyjskimi twórcami teatralnymi. Nie wiem, jak wygląda szerszy obraz, ale akurat ci mieli odwagę zdobyć się na gest odcięcia się od Putina. Z naszej perspektywy może to się wydawać niezbyt dużo, ale zdaję sobie sprawę, w jakim zastraszeniu i pod jaką bliską szantażowi presją oni tam żyją. Cieszy mnie jednak, że przynajmniej ich myśli są po właściwej stronie.

fot. Katarzyna Kural-Sadowska

Ewa Szykulska:

Sztuka jest przestrzenią wolności. Także wolności myśli. Nie jest ani jej winą, ani zasługą to, w jakiej przestrzeni czy czasie przyszło jej powstać. Jak było tysiące lat temu, tak jest również teraz. Jakakolwiek cenzura czy zakładanie kagańca jest wbrew takiemu myśleniu.

To, o czym teraz się mówi, nie jest tym, co ja i mnie podobni – dzieci zeszłego wieku – znaliśmy. Wtedy z cenzurą można było grać i wszyscy to robili. Aktorzy nieco mniej, bo byliśmy jedynie podwykonawcami, ale autorzy czy reżyserzy starali się przy każdej okazji coś przemycić. To było bawienie się w kotka i myszkę – co nie znaczy, że było to przyjemne. Teraz natomiast kto niby miałby rozsądzać w sprawie akceptowalności tego czy innego dzieła? Widzowie, czytelnicy, słuchacze – odbiorcy kultury – powinni mieć prawo wyboru tego, z czym chcą obcować. Czy dane dzieło do nich przemawia? Czy jest im potrzebne? Czy ich wzbogaca? Takie decyzje nie powinny być podejmowane instytucjonalnie ani niejako w imieniu społeczeństwa. Każdy ma rozum i może podejmować własne wybory. Jako odruch takie jednoznaczne działania na swój sposób rozumiem, ale obawiam się, że od tego zostaje tylko krok do totalnej paranoi.

Mam w sypialni portret Antona Czechowa. Uśmiecham się do niego wieczorem i o poranku. Czy teraz powinnam przestać to robić? A może już wcześniej, bo przecież ten człowiek miał czelność napisać, że „aktorki to krowy, którym zdaje się, że są boginiami”…? Kiedyś zakazane było Mein Kampf Adolfa Hitlera. Teraz mamy przedstawienie w Teatrze Powszechnym w Warszawie, zostało przygotowane wydanie krytyczne. To od nas zależy, czy interesuje nas kontakt z tym tekstem. Mnie nie, ale czy, idąc dalej, z tego powodu, że był kiedyś taki zły człowiek, miałabym nie móc czytać Goethego? Nieobce są nam różne przeprowadzania rozliczeń także na przeszłych pokoleniach i nie skończyło się to nigdy dobrze…

Czy ktoś tego chce, czy nie, kultura rosyjska nie przestała być z dnia na dzień fascynująca i urzekająca. Trudno byłoby znaleźć uzasadnienie, żeby zrezygnować z Fiodora Dostojewskiego, Lwa Tołstoja, Iwana Bunina, Izaaka Babla czy Michaiła Bułhakowa i takiego drobiazgu jak jego Mistrz i Małgorzata. Co mielibyśmy zrobić z Władimirem Majakowskim czy poetkami tego formatu, co Marina Cwietajewa czy Anna Achmatowa? Ich twórczość niejednokrotnie powstawała wobec okrutnych murów, jakie przed nimi wyrastały. Jeśli nie za ich życia, to nieco później każde z nich przyczyniło się do tego, żeby te mury jednak powolutku się kruszyły. Dlatego nie chciałabym, żebyśmy wszystkich potępili w czambuł. Bo jeśli teraz zaczniemy, to kiedy to się skończy? Sztuka i lęk to nie jest dobra para. Nie powinniśmy sią bać rosyjskiej sztuki. Nawet kiedy powstawała w czasach pełnych lęku, to jest śladem czyjejś odwagi. Książek się nie pali. Kropka.

Mając takie przekonania trudno mi jednoznacznie oceniać to, co się dzieje wśród twórców teraz. Czy od wszystkich mielibyśmy domagać się heroizmu? Może w tej sytuacji, w tym terrorze, milczenie wcale nie jest takie złe? Nie mam pojęcia, czy byłabym w stanie być podobnie odważna jak Iwan Wyrypajew, który zgłosił się do czterdziestu teatrów w Rosji wystawiających jego dramaty, żeby przekazały jego wynagrodzenie na rzecz Ukraińców. Sztuki – zapewne za sugestią odpowiednich osób – momentalnie zaczęły spadać z afisza…

To, czego nie pojmuję, to postawa niemal całego rosyjskiego społeczeństwa, które nie rozumie albo nie chce zrozumieć tego, co dzieje się w Ukrainie. Niestety nie miało szansy na tyle uwierzyć w siebie i przekonać się, że samo w sobie byłoby zdolne do zmiany. Kiedy kręciłam filmy w ZSRR, jechaliśmy na jednym wózku. Mam na myśli naszą i rosyjską inteligencję, która ponadto była nadzwyczajnie zamkniętym środowiskiem. Dlatego zyskać wstęp do tego świata i możliwość doświadczenia go to był po prostu zaszczyt. Chociaż przyznam się, że obecnie boję się zadzwonić do kolegów sprzed lat. Boję się tego, co mogłabym od nich usłyszeć, dowiedzieć się czegoś, czego być może bardzo bym nie chciała. Ale przynajmniej o części wiem – dziwnym sposobem takie wiadomości jednak się roznoszą – że w zdecydowanej większości jeszcze mają prawidłowo działające mózgi i wiedzą, co jest dobre, a co złe. Tak się złożyło, że w tej chwili – nawet jakbym chciała – nie mam możliwości sprawdzenia, co jest mówione w rosyjskiej telewizji, jak wygląda propaganda. Sami się na taki krok zdecydowaliśmy, trzeba ponosić konsekwencje. Nie powinniśmy przestać móc widzieć, jak działa zło.

Krzysztof Zanussi:

Nie mam wrażenia, żeby mój stosunek do kultury rosyjskiej zmienił się po lutowej agresji. Znając historię, wiem, ile innych czarnych kart ciąży na historii Rosji. Jestem też świadom, że podobnie czarne karty – chociaż ta jest na pewno w ostatnich latach najmroczniejsza – znajdziemy w historii innych krajów. Dlatego niezbędne jest rozróżnienie między kulturą a polityką danego państwa. Efekt takiej refleksji jest w tym przypadku uderzający. Stąd nie odczuwam potrzeby bojkotu na przykład klasyki rosyjskiej literatury – byłoby to coś na kształt bigoterii, a to nie jest poważne zachowanie. Za to pewna powściągliwość, którą ostatnio obserwujemy, jest zrozumiała, wyraża nastróju chwili – należy to rzecz jasna uszanować. Poważna ocena tego, co sztuka rosyjska niesie, jakie wartości promuje, a jakie czasem przemyca – to coś, co wymagałoby czujnej rewizji. Jednak także w takim przypadku należy pamiętać, że coś, co nie dyskwalifikuje utworu, czasem może dyskwalifikować człowieka.

Sytuacja wygląda gorzej, kiedy pomyśli się o współczesnych twórcach, którzy jako obywatele podtrzymują stanowiska popleczników działań postrzeganych przez naszą część świata jako niedopuszczalne. W ich przypadku ostracyzm jest naturalną reakcją – nie można przejść obojętnie wobec osób, które głośno i, niestety, z przekonaniem popierają to, co robi ich państwo. Być może kiedyś ich twórczość będzie się broniła. To jednak nie to samo, co w przypadku chociażby Aleksandra Puszkina, którego cenimy, mimo że napisał kilka rzeczy dla Polaków odrażających.

Historia nie podważy uniwersalnych wartości zawartych w dziełach kultury rosyjskiej. Istotne jest, żeby pozostała w nas świadomość, że w tym kręgu kulturowym może wyrosnąć coś tak złego. W podobny sposób z twórczości Richarda Wagnera i Friedricha Nietzschego wyrosły straszliwe deformacje.


zebrał i opracował Jan Karow

Źródło:

Materiał własny