Powszechne zachwyty nad "Czarodziejską górą" Mykietyna/Sikorskiej-Miszczuk/Bałki/ Chyry trochę zaczęły mnie już niepokoić. Kiedy wszyscy zaczynają się zgadzać w ocenie sztuki współczesnej, ba, chóralnie ją chwalić - robię się podejrzliwy. Twórcom spektaklu życzę jak najlepiej, ich dziełem jestem poruszony, ale krytyka i debata o sztuce nie polegają na śpiewaniu unisono. W kuluarach pojawiły się wprawdzie jakieś nieśmiałe dyskusje, w prasie znalazłem jednak tylko jeden wyjątek. Niestety. Posłana z grubej rury kula rąbnęła w płot... - pisze Adam Suprynowicz w Ruchu Muzycznym.
W numerze 27 "Polityki", w felietonie pod tytułem "Opera nie na temat", Ludwik Stomma skrytykował sam zamiar stworzenia opery na podstawie dzieła Manna ("Libretto z Czarodziejskiej góry, jakiekolwiek by muzycznie było, zdaje mi się błazeństwem"), działanie Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk uznając wręcz za bezczelność poniżającą i Hansa Castorpa, i jego (Ludwika Stommę) samego. Otóż, jak wykrył znakomity felietonista (a przecież i wybitny humanista, o czym nie zapominam), Sikorska-Miszczuk nie zrozumiała nic z arcydzieła, które wzięła na warsztat. Stomma poczuł się "rozżalony i przeciwny" istocie jej adaptacji, o której wiedzę pozyskał z bliżej nieznanych źródeł. Poszło mianowicie o spór Settembriniego i Naphty, który, wedle organizatorów Festiwalu Malta (?), miał być "jedną z głównych osi Czarodziejskiej góry", sporem do dziś "zaskakująco żywym". Niestety, autor felietonu nie podaje źródeł przytaczanych cytatów, nie wiemy zatem, czy