Na fali podsumowań III Rzeczypospolitej tygodnik opinii "Ozon" ogłosił podsumowanie kultury "szesnastolecia", jak nazywają jego redaktorzy okres od 1989 roku do dzisiaj. Owo "szesnastolecie" brzmi trochę jak "dwudziestolecie" i faktycznie w publicystyce prawicowej odgrywa identyczną rolę co dwudziestolecie międzywojenne w PRL-u, czyli jest dyżurnym chłopcem do bicia - pisze Roman Pawłowski w swoim felietonie z cyklu "Kocham teatr" w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Kultura "szesnastolecia" wypada jednak w "Ozonie" znacznie lepiej niż polityka, nie mówiąc już o służbach specjalnych, co jest niewybaczalną plamą na gładkiej powierzchni sarkofagu, w którym pochowano III RP. Najlepiej ze wszystkiego wypada teatr. Krytycy, którzy wzięli udział w ankiecie "Ozonu", wspięli się na wyżyny literackiego talentu, aby oddać wielkość teatru "szesnastolecia". Od epitetów, przenośni, porównań aż się roi na szpaltach. Jedynie rymów brakuje, proszę tylko posłuchać: "To najbardziej krystaliczna, a jednocześnie głęboko autorska realizacja arcydzieła polskiego dramatu". Albo: "Spektakl ziemskiego bólu i niebiańskiej ekstazy, mistyczny i piękny, w którym opowieść o pograniczu genialności i obłędu otwierała się na nieoczekiwane, tajemnicze, ponadcodzienne wymiary". Czy też: "Ciemne, obce rejony, oświetlone tak subtelnie i wrażliwie, że warto się w nich rozejrzeć". Przy takich wysmakowanych frazach rzucona na marginesie u