"Szelmostwa Lisa Witalisa" Jana Brzechwy w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie, eksperyment teatralny w trybie zdalnym. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.
Z założenia miał to być pewnie spektakl dla dzieci. Jednakże „Szelmostwa Lisa Witalisa” w wykonaniu aktorów Teatru Współczesnego w Warszawie z przyjemnością obejrzą (do 25 lipca) także dorośli widzowie.
Początkowo realizację bajki Jana Brzechwy zapowiadano jako czytanie on-line, potem nazwano ją "eksperymentem teatralnym w trybie zdalnym na szesnaście telefonów plus jeden - w czasie pandemii". I – biorąc pod uwagę formę realizacji – to określenie jest bliższe prawdy. Szesnastu etatowych aktorów Teatru Współczesnego w Warszawie (często z pomocą swoich najbliższych) nakręciło telefonami komórkowymi określone kwestie z utworu Jana Brzechwy przydzielone im przez reżysera projektu, Macieja Englerta, dyrektora sceny przy Mokotowskiej 13. W pierwszych kadrach widzimy aktorów zajętych w czasie pandemii, w swoich domach prywatnymi sprawami zaskakiwanych w pewnym momencie spadającym skądś scenariuszem utworu „Szelmostwa Lisa Witalisa”.
Najkrócej rzecz ujmując, Jan Brzechwa opowiada w nim historię pewnego lisa, który z dumą obnosi się po lesie ze swoją puszystą kitą. A przy tym wmawia pozostałym zwierzętom, że potrafi dokonać rzeczy niezwykłych, jak choćby upiec ze śniegu placki. Oferuje pobratymcom swoją pomoc, gdy mają oni trudności w zdobyciu pożywienia. Tak się jednak składa, że zawsze na tej pomocy najwięcej, jeśli nie jedynie, Lis Witalis odnosi korzyść. Jest bowiem tak przekonujący, a zwierzęta tak łatwowierne, że nie potrafią dostrzec przebiegłości swego „wybawcy” i jawnego oszustwa. W swojej naiwności zwierzęta postanawiają wybrać Witalisa na swojego prezydenta. Kiedy jednak wkrótce po wyborze, na mocy prezydenckich dekretów, stają się one jego sługami, niemal niewolnikami, kiedy dochodzą do wniosku, że „Lis Witalis gwałci prawo” (wers ten wygłasza w inscenizacji wybitna aktorka Maja Komorowska, zaangażowana do projektu wraz z Januszem Michałowskim jako special guest star), postanawiają one przegnać lisa z lasu, wcześniej pozbawiwszy go (poprzez ostrzyżenie) atrybutu królewskości, czyli puszystej kity.
Zaprezentowanie tej bajki w czasie, gdy w Polsce toczy się batalia prezydencka, mimo woli wpisuje się w kontekst społeczno – polityczny. Nie on jednak jest tu, jak się wydaje, najważniejszy. „Szelmostwa Lisa Witalisa” à la Maciej Englert zachwycają przede wszystkim znakomitym aktorstwem i niezwykłą realizacją, w tym montażem nadesłanych przez aktorów (którzy nie spotkali się podczas realizacji) przez Jana Sieczkowskiego i Adę Sieczkowską. W tytułową postać rewelacyjnie wciela się Borys Szyc, który jest prawdziwie szelmowsko niebezpieczny. Ale również Sławomir Orzechowski, Krzysztof Kowalewski, Marta Lipińska, Monika Krzywkowska, Jan Pęczek, Agnieszka Suchora, Jan Pęczek i Leon Charewicz tworzą w „Szelmostwach” – nie bójmy się tego określenia - kreacje aktorskie. Aktorzy korzystają przy tym z prywatnych kostiumów (czapki, szaliki, apaszki) i wnętrz. Niejako przy okazji widz może zobaczyć, jak mają urządzoną kuchnię Agnieszka Suchora i Krzysztof Kowalewski, zagościć na chwilę w sypialni Marty Lipińskiej, poznać markę pralki, z jakiej korzysta Katarzyna Dąbrowska czy dostrzec u Agnieszki Pilaszewskiej na półce z książkami „Sodomę” Frederica Martela. Oprócz wyżej wymienionych w nagraniach wzięli też udział: Monika Kwiatkowska, Monika Pikuła, Barbara Wypych i Andrzej Zieliński jako narrator. Na miejscu dyrektora Teatru Współczesnego w Warszawie, Macieja Englerta, rozważyłbym, mając taki potencjał aktorski w swojej placówce, czy nie wprowadzić do repertuaru choćby jednej w sezonie premiery dedykowanej dla najmłodszych widzów. Sukces frekwencyjny i artystyczny gwarantowany!