Ja w sumie z wieloma rzeczami w tej sztuce się zgadzam, też mi się korporacje i banki nie za bardzo podobają, ale Szela nie podoba mi się jeszcze bardziej i owa metafora, że trzeba nam dziś Szeli, by zrobić krwawą łaźnię neoliberalizmowi, nie podoba mi się jeszcze bardziej - o spektaklu "W imię Jakuba S." pisze Krzysztof Varga w Gazecie Wyborczej - Dużym Formacie.
Czasy mamy, jak wiadomo, podłe, więc rozglądać się trzeba za jakimiś wzorcami, za idolami, którzy wskazać nam mogą drogę, którą iść powinniśmy, drogę rewolucji, ma się rozumieć. Z braku idoli aktualnych rozejrzeć się więc trzeba za dawnymi bohaterami, których przysposobić należy do współczesności, zaktualizować, z których dziedzictwa brać trzeba i przekładać to dziedzictwo na Polskę dzisiejszą. Ponieważ nasi oczywiści bohaterowie narodowi, głównie związani nie z uniwersalnymi ideami, ale z wszelkimi powstaniami i walkami z zaborcami i okupantami, są zupełnie już zużyci i do czasów szalejącego kapitalizmu nie pasują, trzeba wyciągnąć z trumny kogoś nie tylko nieco zapomnianego, ale nade wszystko otoczonego najczarniejszą legendą, legendą zdrajcy i rzeźnika, Jakuba Szelę mianowicie. Mianować więc należy Szelę na zbawcę, zbawcę sprzed półtora stulecia, który jednak jako żywo dziś przydać nam się może. Uwspółcześniony