Walka toczy się o to, żeby państwo nie traktowało kultury jako kolejnej gałęzi gospodarki, która jest tym bardziej wartościowa, im bardziej jest zderegulowana, tylko jako obszar aktywności obywateli, który może dać im rozwój, poczucie spełnienia i sensowności. I tym się różni na przykład od branży paliw, że branża paliw nie wpływa na poczucie sensowności czy spełnienia wśród obywateli - pisze Michał Zadara w Krytyce Politycznej.
W połowie marca bieżącego roku współredagowałem listu ludzi teatru odczytywany na spektaklach Warszawskich Spotkań Teatralnych, który potem podpisało tysiące ludzi teatru. Tytułem listu było hasło: "Widz nie jest klientem, teatr nie jest produktem." Ten tytuł nawiązywał do deklaracji FOTW z 21 Grudnia 2009, której również byłem współautorem. Zaczynała się ona słowami: "Teatr nie jest sztuką masową, spektakl nie jest produktem, widz nie jest klientem. Teatr jest laboratorium egzystencji, duchowości, estetyki i polityki." (czytaj) I właśnie doszedłem do wniosku (dość oczywistego), że w obu przypadkach pisaliśmy nieprawdę. Teatr jest produktem. Co więcej, "produktowość" jest bardzo istotną cechą dzisiejszego teatru. Jakiś czas temu teatralny recenzent radiowej "Dwójki" dziwił się na antenie, że dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert gra dwuosobową sztukę "Udręka życia" na dużej scenie. "Przecież na małej scenie byłoby intymniej,"