EN

11.01.2022, 11:15 Wersja do druku

Szekspirowski pasjans iluzji

"Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie” Williama Shakespeare’a w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

„Słowa zajmują mnie jak rękawiczki. Takie czasy. Jedna chwila wystarczy, aby odwrócić sens na drugą stronę”.

Historia w Wieczorze Trzech Króli jest nieco skomplikowana: Książę Orsino kocha bez wzajemności pogrążoną w żałobie, pozornie niedostępną Oliwię. Wysyła więc do niej z misją przyjaciela Cezaria, będącego w istocie zakochaną w nim i przebraną za chłopca Violą, dziewczyną uratowaną z morskiej katastrofy. W rezultacie Oliwia, zamiast zakochać się w księciu, obdarza miłością jego posłańca. Na szczęście dla wszystkich w finale zjawia się brat bliźniak Violi, Sebastian, dziedzicząc po siostrze miłość Oliwii z całym dobrodziejstwem inwentarza oraz otwierając Cesariowi/Violi drogę do serca Księcia Orsino. Niby wszystko wraca na swoje miejsce, aczkolwiek nic się nie zgadza, bo losy ludzkie są niczym karty: jeśli się je tylko potasuje, rozpoczyna się nowe, inne rozdanie, do żadnego dotąd niepodobne. Drugim, nie mniej ważnym tematem szekspirowskiego arcydzieła, jest nauczka, jaką otrzymuje od współbraci pyszny i arogancki Malvolio, stając się ofiarą miłosnego żartu oraz własnej nikczemnej natury.

Przy okazji warto też wspomnieć o tytule utworu, będącego jednym z kluczy interpretacyjnych zarówno tekstu Szekspira, jak i spektaklu Cieplaka. Przemysław Mroczkowski w książce Szekspir elżbietański i żywy tłumaczy go tak:

Ma to być sztuka na końcowy wieczór świątecznego okresu, w którym Anglicy tradycyjnie oddawali się zabawom, przedstawieniom, tańcom itp. Można więc się było spodziewać w sztuce tego właśnie żywiołu wesołości, weselenia się w dzień świąteczny. Może nawet dało się przewidzieć pewną szczególną formę komizmu, nawiązującą do średniowiecznej tradycji odegranego buntu przeciwko autorytetom, szyderczego rytuału odprawianego tuż po Bożym Narodzeniu przez przedstawicieli mniej ważnych, podporządkowanych kręgów, jako „Feast of Fools”, „Święto Błaznów (albo i Wariatów)”. Na czele „buntowników” stawał Lord of Misrule, Pan Nieładu, a wybryki jego kompanii były tym jaskrawsze, im bardziej krótkotrwałe. Hasłem była zabawa ponad wszystko, słowem „Co tylko chcecie”, jak mówił podtytuł.

Dla stołecznych widzów początku 2022 roku istotny wydawać się może ów odegrany bunt przeciwko autorytetom, szyderczy rytuał odprawiany tuż po Bożym Narodzeniu w ramach Święta Błaznów, obserwując bowiem poczynania sceniczne aktorów Narodowego pod wodzą Cieplaka, trudno się oprzeć wrażeniu, że jego spektakl jest taką właśnie rodzimą, współczesną odmianą Feast of Fools, odbywającego się w naszej przestrzeni publicznej, już nie tylko w okresie Bożego Narodzenia, ale przez cały rok (zwłaszcza, że przedstawienie będzie się pojawiać na afiszu w różnych miesiącach). Świadczyć może o tym graficzny rys panoramy architektonicznej centrum Warszawy, pojawiający się dosłownie kilka razy na tylnej ścianie dekoracji (w zastępstwie zwyczajowo tam wyświetlanych różnych odsłon nieba). I to, jeśli mnie pamięć nie myli, głównie w scenach Malvolia (szerzej o tym za chwilę). To ważny detal, gdyż zwraca nam on uwagę na główny cel przedstawienia Cieplaka, którym jest… zabawa, ale w rozumieniu rozrywki, nie tylko dającej czystą przyjemność, lecz i takiej, która swoją treścią pozwoli wytchnąć – podobnie jak podczas “święta głupców” – od trudnej i skomplikowanej rzeczywistości. Co więcej, dzięki odwróconej perspektywie Święta Błaznów i obrazu rzeczywistości, jaki wyłania nam się z fabuły Wieczoru Trzech Króli (i spektaklu), możemy czytać tę opowieść Szekspira/Cieplaka na wspak. Wtedy otrzymamy prawdziwą wersję opowiedzianej nam przez artystów historii, jej życiowy wariant. Z takiej perspektywy okaże się, że kochające się pary Orsino/Viola (Oskar Hamerski/ Michalina Łabacz) oraz Sebastian/Oliwia (Henryk Simon/ Wiktoria Gorodeckaja) właśnie się rozeszły, Malvolio zaś, na skutek żartu i zawiedzionej miłości, stał się aroganckim i pyszałkowatym bucem, próbującym odebrać współbraciom wolność (patrz scena, w której Malvolio w imieniu swojej Pani nakazuje dobrze się bawiącym Sir Tobiaszowi (Piotr Cieplak) i Sir Andrzejowi (Mariusz Benoit) siedzieć cicho, albo grozi im, że będą musieli opuścić dom, jeśli nie będą się odpowiednio zachowywać). Koncepcja zresztą tej postaci, granej wspaniale przez Jerzego Radziwiłowicza, to temat na osobną rozprawę, dość powiedzieć, że przechodzi on tu drogę od autorytarnego konserwatysty w za dużym garniturze do rockowego gwiazdora w rozchełstanej koszuli. Jego postać czytana wspak od razu się tu kojarzy z pewnym śpiewającym politykiem… i tak dalej. Zachęcam do podobnych zabaw, w końcu Feast of Fools to święto nas wszystkich! Prawda, że od razu lżej na duszy?

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Cóż więc pozostaje? Ano, cieszyć się Świętem Błaznów, które – jak przystało na festiwal iluzji – szybko się zazwyczaj kończy. To w Narodowym trwa prawie trzy godziny i jest całkowicie oparte na muzyce, zgodnie z pierwszymi słowami Księcia Orsino: Jeżeli miłość żywi się pokarmem muzyki – to grajcie! I zapewniam, że grają. I muzycy, i aktorzy! Znakomity kompozytor Jan Duszyński nie tylko opracował na nowo słynne piosenki Błazna, ale napisał też wiele nowych utworów, opierając je o teksty całych wprost scen. Różne bowiem obecne w Wieczorze Trzech Króli wersje i odcienie miłości, zgodnie z mottem spektaklu wyrażonym przez Orsina, znajdują na scenie swoje odzwierciedlenie w muzyce, a wręcz w muzycznych gatunkach. Mamy tu więc i musical, i operetkę, i piosenkę aktorską; słowem, tyle rodzajów muzyki, ile miłości. Czyli dużo! A wszystko to w campowej wręcz konwencji sielanki, realizowanej w scenerii ogrodu francuskiego, z kolosalnymi mebelkami, imitującymi spektakularne części żywopłotu, jako elementami scenografii. Kostiumy też wydają się od „Sasa do lasa”, bo nie o spójność wizualną tu chodzi, a o ekspozycję postaci. I wprowadzenie różnych gatunków teatru, jako że spektakl Cieplaka jest również autoteatralny. Nad wszystkim zaś króluje Błazen (dosłownie, w końcu to jego święto, pojawia się więc często na scenie w uszatym fotelu przypominającym tron) w znakomitej interpretacji Cezarego Kosińskiego. Jest więc wiecznie uśmiechnięty, skory, by powiedzieć coś mądrego czy gotów zaśpiewać, wie jednak dobrze, że królem jest tylko w czasie odwróconego porządku Feast of Fools, tylko w teatrze, stąd w kreacji Kosińskiego czuć ironię i gorycz, składające się na jakąś trudną do określenia melancholię. Odniosłem wrażenie, że za jego postacią kryje się sam reżyser, inni twórcy, czy reszta scenicznych partnerów Kosińskiego, bo jeśli sam Wieczór Trzech Króli jest sztuką o iluzji w ogóle, to spektakl Cieplaka jest przedstawieniem o straconych złudzeniach tych, którzy zmianę porządku świata mogą sobie przeprowadzać co najwyżej w teatrze: zaprosić widzów i urządzić na scenie swoje własne Święto Błaznów, w którym dadzą nam iluzję, że na coś mamy wpływ i coś możemy zmienić. Po spektaklu czułem się jak księżniczka na ziarnku grochu – niby dobrze się bawiłem, ale po wszystkim pozostał gorzki posmak. Ot, taki sobie Wieczór Trzech Króli albo co chcecie.

Spektakl, który widziałem, był szczególny, gdyż w zastępstwie za chorego Bartłomieja Bobrowskiego w postać Sir Tobiasza wcielił się sam reżyser. Z perspektywy wymowy spektaklu zabieg był niezwykle ciekawy, gdyż – idąc tropem interpretacyjnym, który zaproponowałem – reżyser nie tylko jawi nam się jako Błazen, król przedstawienia, mądry i przenikliwy komentator rzeczywistości, lecz także jako ofiara Malvolia, ktoś, kto musi mierzyć się z nim osobiście. Reżyser jest zatem w tym spektaklu zarazem artystą, człowiekiem i obywatelem. Nie należy też zapominać o szekspirowskich przebierankach, do których należy dopisać jeszcze dwie: reżyser przebrany za postać oraz za aktora. Zaiste, macie wszystko, co chcecie.

Spektakl zrealizowany jest znakomicie, świetne są skróty przekładu Barańczaka, dokonane przez Cieplaka, bardzo dobra scenografia, kostiumy i światło (!) Witkowskiego, obłędna muzyka Duszyńskiego plus wspaniali muzycy pod kierownictwem Tomasza Pawłowskiego. Aktorzy byli rewelacyjni; mnie osobiście, oprócz zachwycającego w roli Sir. Tobiasza reżysera (!), zachwycił Jerzy Radziwiłowicz w roli Malvolia oraz Joanna Kwiatkowska-Zduń jako Maria, ale dobrych ról jest tam mnóstwo. Można wybierać!

Cieplak, zupełnie tego nie kryjąc, zrobił spektakl w założeniu totalnie rozrywkowy. Prosty, śmieszny i łatwy w odbiorze, ale gdy mu się przyjrzeć bliżej, nic nie jest takie, jak nam się wydaje. Bo w teatrze możesz wprawdzie przebrać miłość za muzykę, muzykę za teatr, łotra za piosenkarza, dziewczynę za chłopaka, czy wreszcie reżysera za aktora, ale do końca nie będziesz miał pewności, czy taki “pasjans” się ułoży. Cieplakowi się ułożył, nawet lepiej niż sam wymyślił, czego i Wam na ten rok życzę!

Tytuł oryginalny

Szekspirowski pasjans iluzji – „Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie” w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

03.01.2022