„Historia Henryka IV z opisem bitwy pod Shrewsbury między księciem Henrykiem a lordem Henrykiem Percym wraz z szelmostwami sir Falstaffa” Williama Shakespeare'a w reż. Ivana Alexandre'a w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w „Rzeczpospolitej”.
„Historia Henryka IV" z Andrzejem Sewerynem i Szymonem Kuśmidrem jako Falstaffem w warszawskim Teatrze Polskim to niespotykany na naszych scenach triumf Szekspira.
Wy „wołowe fi...ty", że pozwolę sobie zacytować Szekspira z „Historii Henryka IV", a może nawet „wy s...syny" - dodam drugi cytat, bo jeśli tak pisał, to przecież może nawet mocniej mógłby zareagować na spektakle polskich inscenizatorów swoich dzieł w ostatnich latach, gdyby je zobaczył. Większość mówi bowiem, że Szekspir wielkim dramaturgiem i poetą był. Ostatecznie jednak zachowuje tylko strukturę szekspirowskich dramatów, a treść tnie i pisze na nowo, bo przecież ci nasi twórcy są równie utalentowani jak autor „Hamleta". Wcale nie muszą się zastanawiać nad tym, co Anglik miał na myśli i jak to można dobrze wystawić.
Widz i koncentracja
Oczywiście, Szekspir sam przerabiał cudze sztuki i unowocześniał pomysły innych, nie sądzę jednak, by miał dziś godnych następców w pisaniu, poezji i komizmie. Tym bardziej warto więc skorzystać z rzadko nadarzającej się okazji i posłuchać „Henryka IV" w rewelacyjnym przekładzie Piotra Kamińskiego, interpretowanego przez aktorów Teatru Polskiego w Warszawie w spektaklu Ivana Alexandre'a.
Widz, który poradzi sobie z typowymi dla współczesności problemami z koncentracją i skomunikuje się z Szekspirem, przeżyje wyjątkową teatralną przygodę. W spektaklu Polskiego padają zresztą słowa, że święto jest dlatego świętem, że nie zdarza się każdego dnia.
W przedstawieniu francuskiego reżysera wyjątkowe jest zaś to, że przez trzy i pół godziny możemy słuchać genialnego tekstu. Każde słowo i linijka - układające się w obrazy, metafory, sceny i dialogi - wibruje błyskotliwie, pełne refleksji. Czasami budujących, częściej zaś pełnych sceptycyzmu, w dużej części zdominowane przez komizm, związany z Falstaffem, czyli szekspirowską wersją żołnierza-samochwała, którego Henryk Sienkiewicz przerobił na Zagłobę.
Nie będę ukrywać, że na premierze widziałem widzów śpiących lub kwękających na megatony szekspirowskiego wiersza, ale gdyby wybudzili się z teatralnego marazmu, przyznaliby, że zrytmizowany tekst, gęsty od znaczeń, byłoby w stanie zagrać w ogromnej dyscyplinie, bez wpadki wymagającej pomocy suflerki i wsparcia mikroportów - może tylko kilka zespołów w kraju.
Z szekspirowską zjadliwością można powiedzieć, że sztuka zaczyna się po chrześcijańsku. Oto Henryk IV grany po królewsku przez Andrzeja Seweryna w koronie przypominającej tę cierniową, stoi na krzyżu oświetlonym z nadscenia złocistą poświatą. Deklaruje pokornie udział w wyprawie do grobu Chrystusa, jednak wkrótce okaże się, że krzyż w zasadzie depcze - prąc do wojny domowej. Angielscy panowie uwierzyli mu, że chce tylko odzyskać swoje ziemie, a gdy w tym pomogli, okazało się, że zamieszali się w obalenie Ryszarda II. I mogą być następnymi ofiarami.
Na czele opozycji staje Percy zwany Hotspur (Modest Ruciński), zaś Henryk IV za kolejne zmartwienie uważa to, że Percy dzielniej stara się o angielską koronę niż królewski syn marnotrawny Henryk, zwany Heniem (Paweł Krucz), włóczący się po tawernach i burdelach z Falstaffem (Szymon Kuśmider).
Co to jest honor?
Warto odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Szekspir podzielił sztukę, uważaną za jego życia za największe osiągnięcie Stradforczyka, na dwie części: wątki skoncentrowane wokół walki o władzę oraz rozgrywające się z Falstaffem w roli głównej. Dlaczego tchórz i pijak mocny tylko w gębie wyrasta na postać równą królom?
Błazeńską postacią Szekspir zdobył uwagę widzów, którzy umierali pewnie ze śmiechu, ale z siebie samych się śmiali, ponieważ Falstaff jak wielu zwykłych ludzi nie chce pchać się w polityczne rozgrywki i wojnę. To prawda: jest tchórzem. Ale trudno odmówić mu racji, kiedy kpi z takiego pojęcia jak honor, gdy ma stracić w bitwie życie, a widzi, że w podległym mu oddziale miast synów zamożnych rodziców, którzy się wykupili, ma samych biedaków i więźniów. Znamy to z rosyjsko-ukraińskiej wojny.
A gdy grający wprost do widowni aktorzy mówią o naszych podejrzanych sprawkach i tchórzostwie, to ilu z nas przyznałoby się, że w tygodniu agresji Putina na Ukrainę nie myślało o honorze, tylko o ucieczce, gdzie pieprz rośnie? Szekspir pokazuje, że w czasie, gdy rozgrywają się największe tragedie, świat jest jednocześnie farsą.
Można oglądać rozgrywkę między Henrykiem IV a jego dawnymi sojusznikami jako uniwersalną historię o domowej wojnie. Ale można w niej też zobaczyć polską rzeź solidarnościowych ideałów. Gdy zaś Henryk IV mówi, że trzeba odebrać to, co nam zabrano, słyszymy o projekcie odzyskania państwa, a obawiamy się, że znowu wszystko zawłaszczą polityczni gracze.
Szekspir stworzył arcydzieło teatru w teatrze. Aktorem jest książę Henryk, gdy obiecuje widzom zrealizować pewną intrygę łączącą się z jego przyszłością, a inscenizuje też kryminalno-komediową zasadzkę, by pośmiać się z gry pozorów Falstaffa. Uwaga! Gra przenosi się wtedy na widownię i proszę uważać, bo portfel może ponieść koszty wyższe niż biletu.
Wyjątkowym popisem Krucza i Kuśmidra są sceny, gdy samochwała przekonuje księcia, by mógł zagrać monolog Henryka V wobec syna - rzecz jasna po to, by się chwalić. Książe zaś odpowiada swoją improwizacją, by dać popis najbardziej karczemnego disu Falstaffa, jakby powiedzieli raperzy, uwielbiający obrażać swoich rywali najwymyślniejszymi zniewagami.
Falstaff Kuśmidra
Kreacja Szymona Kuśmidra w roli Falstaffa to osobny spektakl, grany głosem, który mało nie rozsadzi Polskiego. Aktor szarżuje w słownych polemikach, parodiuje dyskotekowych dandysów takich jak Henio. To trzeba zobaczyć.
Spektakl jest też paradą scenograficznych atrakcji Antoine'a Fontaine'a. Oglądamy dwie mobilne wieże, grające zamki, tawerny i burdele. Na ich szczycie wykonuje wojenną, perkusyjną muzykę Leszek Lorent. Jest gym Hotspura z workiem bokserskim i kozłem, a także piaszczyste pole. Finałową bitwę pokazano symbolicznie jako pojedynek na piki. Wcześniej zaś zanurzony w piachu po pas jest walijski rycerz o czarnoksięskich skłonnościach Glendower (Sławomir Grzymkowski, grający również widza wściekłego na nasze teatry). Bo spektakl da się też oglądać jako modne dziś fantasy.
Wszystko zaś mógł zaprojektować tylko reżyser operowy, którym jest Ivan Alexandre. Pewnie nie musiał proponować w teatrze dramatycznym operowej statyczności aktorów i ruchu Henryka IV po linii szachowej wieży, skoro to król. Ale i tak zaproponował widowisko, jakiego dawno nie widzieliśmy. Jak powiedział jeden z widzów: „Ale teatrzysko!".