Wyznania szczerego entuzjasty teatru.
Łyskowi z pokłada Idy dedykuję...
Gdy bydlęco spasiony, bliski kamiennej martwoty kocur w czarno-białe łaty zwlókł się z kolan królowej Gertrudy i gestem stuletniego ociemniałego starca dotknął łapą słonej posadzki Kopalni Soli w Wieliczce - moja ciotka Genowefa, ocknąwszy się nagle, głosem ponurym niczym przodek w Kopalni Bytom, oznajmiła: "Tak gwałtowny ruch kota zawsze zwiastuje nieszczęście wyjątkowo duże...". Wiedziała, co mówi. Genowefa dobrze pamięta, że jak lat temu kilka jej ukochany dachowiec, dwunastoletni Snuj wreszcie raczył się obudzić i złapać pierwszą mysz swego życia (co się udało, gdyż mysz zdechła była) - wuj Stefan nie doczekał świtu. Tak, wiedziała, co mówi. Z drugiej jednak strony - jakże potężna nieprzytomność musiała ją spowijać, że aż raczyła tego oto spasionego bysia, co ledwo żył, okrasić słowem gwałtowność? Dopiero gdym się uważnie wgapił w ekran telewizora - pojąłem mądrość ciotczynej frazy. Dostrzegłem, że w tej kluczow