W weekend 8 i 9 października na scenę Opery na Zamku wraca polska prapremiera arcydzieła opery kameralnej – „Procesu” Philipa Glassa na kanwie kultowej powieści Franza Kafki w reżyserii Pii Partum, pod kierownictwem muzycznym i batutą dyrektora artystycznego teatru Jerzego Wołosiuka. Serdecznie zapraszamy na wspaniałą symbiozę amerykańskich nut, polskiej sceny, kafkowskiego krajobrazu i… komediowy horror.
14 października „Proces” zostanie pokazany na XXVIII Bydgoskim Festiwalu Operowym. Podczas tego renomowanego wydarzenia widzowie mogą obejrzeć najwybitniejsze spektakle, najlepszych solistów, najlepsze zespoły i zetknąć się z często nieznanymi w Polsce operami.
Opis:
Szczecińska polska prapremiera opery „Proces” Philipa Glassa odbyła się zaledwie cztery lata po prapremierze światowej (Royal Opera House w Londynie w 2014 roku w koprodukcji z Music Theatre Wales). To dzieło ponadczasowe, pełne napięcia i tajemnicy. Wspaniała symbioza amerykańskich nut, polskiej sceny i kafkowskiego absurdu. Józef K. – nam współczesny. Zamożny, wykształcony, osiągnął zawodowy i towarzyski sukces. A jednak coś go dręczy. Przegląda się w rzeczywistości jak w lustrze i ta rzeczywistość go mierzi. Byle jakie relacje, byle jacy ludzie. On sam przed sobą w tym lustrze – także czuje się byle jaki. I nie ma z tej sytuacji ucieczki. Czuje się schwytany. Czuje się winny... Metaforę samotności i słabości człowieka, zawartą w mrocznej powieści Franza Kafki, znakomicie wykorzystał w swojej kameralnej operze kultowy współczesny kompozytor Philip Glass, nominowany do Oscara i zdobywca Złotego Globu. Libretto napisał wybitny reżyser i scenarzysta, zdobywca Oscara, Christopher Hampton. Muzykę w „Procesie” charakteryzuje ogromne napięcie. Philip Glass, oszczędny w środkach muzycznego przekazu, stosuje powtórzenia, rytmy wzmagające poczucie strachu i absurdu: „Myślę o swoich kameralnych operach jak o bombach neutronowych – małe, ale z potężną siłą rażenia”. „Proces” to 26. opera Philipa Glassa. Kompozytor chciał ją napisać, odkąd przeczytał powieść jako nastolatek, kiedy była to właściwie całkiem nowa literatura; powieść została opublikowana w języku angielskim dopiero w roku, w którym się urodził (1937). Dla niego było to prawdziwe odkrycie. A obecnie słowo „kafkowski” na co dzień funkcjonuje w naszym słowniku jako swoisty synonim utraty podmiotowości, suwerenności, rzecz dziejąca się w atmosferze koszmaru, paranoi i samotności człowieka. Opera na Zamku zaprezentowała publiczności nowe operowe odczytanie „Procesu”, bardziej intrygujące, zwłaszcza na progu XXI wieku. To spojrzenie na bohatera Kafki nie jak na człowieka, który jest ofiarą opresji państwa, a jak na sąd, który my prowadzimy sami ze sobą, w sobie. Sąd, którego nie da się oszukać. Bohater „Procesu” żyje w luksusowym apartamencie, jest dobrze wykształcony, zamożny, pracuje jako menadżer banku. Urzędnicy przychodzą do niego w dniu okrągłych trzydziestych urodzin, co wyraźnie zaznaczone jest w książce i libretcie, bardzo wiernym powieści. Józef K. zaczyna więc analizować swoje życie, targają nim wewnętrzne demony i finalnie stwierdza, że być może ten proces był zasłużony. Patrząc z tej perspektywy – z Józefem K. każdy może się utożsamić. Szczecińska inscenizacja była współczesna. Reżyserka Pia Partum umiejscowiła akcję w wieżowcu metropolii. Aby utrzymać klimat pewnej klaustrofobii, osaczenia Józefa K. doskonale przemyślana, oszczędna, wręcz chłodna scenografia nie była zmieniana. Całość zbudowana została w jednej przestrzeni, która mogła być zarówno mieszkaniem, jak i kościołem czy sądem. Jedność miejsca pozwoliła pokazać, że wszystko rozgrywa się w głowie Józefa K., tworząc swoisty labirynt jego myśli.
Dyrektor Opery na Zamku Jacek Jekiel: Każdy może to arcydzieło interpretować po swojemu. My przedstawimy interpretację kolejną, nie tę szkolną, do której się przyzwyczailiśmy, o wiele bardziej intrygującą, ciekawszą, zwłaszcza na progu XXI wieku. To wielkie artystyczne wyzwanie, bo mierzymy się z prawdziwą ikoną muzyki. Philip Glass, człowiek, którego pozycja w Polsce jest absolutnie nieadekwatna do tego, jak jest postrzegany na świecie. To gigant muzyki. Do tego dochodzą nagrody, którymi jest zasypywany. Jest wielkością nie mniejszą niż Franz Kafka.
Reżyserka Pia Partum o szczecińskiej inscenizacji: (…) Tytułowy PROCES, to taki, który Józef K. wytacza sobie sam... W dniu okrągłych urodzin, na jakimś życiowym zakręcie, zaczyna analizować swoje życie, swoje „ja”. Ten proces go coraz bardziej pożera, a Józef K. nie wycofuje się z niego. Choć mógłby... Takie interpretacyjne ujęcie zainteresowało mnie bardziej niż to, jakiego uczyliśmy się wszyscy w szkołach – że oto niewinnemu człowiekowi zostaje wytoczony proces przez jakiś opresyjny, zewnętrzny system: polityczny, społeczny, przez wszelkiego rodzaju „–izmy”… Taka interpretacja jest silnie w nas zakorzeniona poprzez siłę lektury szkolnej. Ale nie interesuje mnie w tak dużym stopniu – jak ten pierwszy – proces ”prywatny”… Kolejna rzecz, która mnie zainteresowała, to fakt, że nauczono nas postrzegać Józefa K. jako typowo biednego urzędnika, gryzipiórka, który pracuje gdzieś tam w kanciapce, czy pensjonaciku. A on jest menadżerem banku. To nie jest ktoś z dołu machiny urzędniczej. Co więcej – Józef K. jest zapraszany przez dyrektora banku na wspólne weekendy na jacht. To przedstawia Józefa K. w zupełnie innym świetle. On jest tak naprawdę człowiekiem inteligentnym, świetnie wykształconym, dobrze zarabiającym, i z jakichś względów przestaje w tym swoim życiu uczestniczyć. I robi to dobrowolnie. To są punkty startowe do naszej interpretacji i takie, które mogą posłużyć do zidentyfikowania się z Józefem. Bo każdy ma swoje zakręty życiowe i każdy w pewnym momencie stwierdza, że wszystko w jego życiu pozbawione jest sensu (…), „nie takie” z różnych powodów. I Józef K. czuje się winny, a jego życie wydaje mu się bezsensowne. Porzuca więc pracę, która jest doskonała, zatapia się w sobie, staje się coraz bardziej introwertyczny. Odłącza się od rzeczywistości, ona go mierzi... Okazuje się czasem coraz bardziej wulgarna, czasem przytłaczająca... Józef K. sam sobie – także wydaje się nieciekawy... Ta machina ocen (czyli sądu) coraz bardziej się nakręca. Józef K. zaczyna coraz bardziej wpadać w stany obsesyjne, wszyscy wydają mu się podejrzani. Przegląda się w rzeczywistości jak w lustrze i wyciąga coraz bardziej negatywne wnioski. Coraz bardziej pozwala tej machinie myśli się toczyć, godzi się na nią i nie stara się wrócić do normalnego życia. Józef K. sam uznaje się winnym. Sam na siebie wydaje wyrok (…).