Już 28 października 2023 roku w Operze na Zamku w Szczecinie premiera baletu „Don Kichot” do muzyki Ludwiga Minkusa w choreografii Anny Hop pod kierownictwem muzycznym Jerzego Wołosiuka. Dziś odbyła się konferencja prasowa dotycząca spektaklu.
W jaki świat zaprowadzi widzów fantasta, outsider, błędny rycerz z La Manczy, jak będzie pokazany w autorskiej, szczecińskiej inscenizacji? O tym opowiadali gospodarze konferencji.
Anna Bańkowska – Zarząd Województwa Zachodniopomorskiego:
W tym spektaklu będzie dokładnie wszystko. Będzie i romantyzm, i hiszpańska energia, a to wszystko na podstawie XVII-wiecznej powieści Cervantesa. Jestem przekonana, że będziemy świadkami wspaniałego przedstawienia, który nas przeniesie w niezwykłe miejsca. Premiery Opery na Zamku w Szczecinie są zawsze zaskakujące, nieoczywiste, więc na pewno autorzy zaskoczą nas miło po raz kolejny.
Jacek Jekiel – dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie:
Wszyscy zapewne zadają sobie pytanie, co dzisiaj nam powieść Cervantesa daje, dlaczego sięgamy po takie tytuły? Jest takie pojęcie: donkiszoteria. Ono oznacza działania człowieka, który w ogromnym uproszczeniu walczy z wiatrakami. Walka z wiatrakami, czyli sceniczna akcja książkowa, jest przeniesiona jako pewien symbol zachowania ludzkiego, irracjonalnego, wydumanego, bezcelowego, bezsensownego… Ale ja Cervantesa odczytuję inaczej – dlaczego to epickie dzieło stało się ikoną kultury? Przede wszystkim dlatego, że postawa człowieka, który mając minimum szans, skazanego na porażkę, podejmuje wyzwanie, które kończy się przynajmniej częściowym sukcesem, jest absolutnie godna pochwały. Uwielbiamy takich bohaterów, którzy mierzą się z ciężarem ponad swoje siły, często sami przeciwko wszystkim. Jak mówił Gandhi: najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, na końcu z tobą walczą, a w rezultacie wygrywasz. Don Kichot świetnie pasuje do tej narracji. Pobito go, odarto, okradziono. Ale wszyscy wiedzą, kto to jest Don Kichot, a czy ktoś pamięta choć jedno nazwisko tych, który z nim walczyli? Nie. Bo on zwyciężył. Zwyciężyła wola walki o prawdę, o idee, myślę też, że w pewnym sensie też o piękno. A to są ideały bliskie temu, co my robimy, bliskie sztuce. Musimy o wszystko walczyć, wbrew przeciwnościom.
Anna Hop – autorka choreografii i libretta, reżyserka:
Ja także odczytuję „Don Kichota” bardziej romantycznie. Zdecydowanie często czuję się jak Don Kichot jako artystka. Wszyscy artyści to Don Kichoci, którzy na co dzień muszą walczyć z rzeczywistością. Nasza wersja tego spektaklu to wersja autorska. Moje libretto powstało na podstawie oryginalnego libretta Mariusa Petipy, więc jest to nadal „hicior” baletowy z muzyką Ludwiga Minkusa. Mogą Państwo spodziewać się wariacji i hitów: i baletowych, i muzycznych. Ale jest to nasze autorskie spojrzenie na ten tytuł i na tę historię. Bliżej nam oczywiście do Petipy niż do Cervantesa. Nie zabraknie więc humoru, lekkości. Pokusiłam się o to, by jednak co nieco zmienić. Napisałam własne libretto na podstawie oryginału. Moja wersja jest mocno zmodyfikowana, aczkolwiek wszystkie sztandarowe hity baletowe oczywiście zobaczą Państwo na scenie. Bardzo istotnym elementem jest nasza oprawa wizualna, czyli scenografia, światła i projekcje, które łączą się w jeden obraz z kostiumami. Zespół baletowy, tu – międzynarodowy – jest wspaniały, bardzo zaangażowany. Pracujemy długo, bo produkcję przerwała pandemia, ale jest to proces bardzo satysfakcjonujący. Zespół miał czas, by dojrzeć, a choreografia się „przemacerowała”. Spektakl jest dojrzały, bo tancerze mieli czas, żeby wszystko zrozumieć, zbudować własne postaci, intencje. Pracuję z nimi jak z aktorami, nie tylko jak z tancerzami. To oczywiście nie powinny być rozłączne pojęcia, ale niestety bardzo często zauważam w świecie baletowym, że są. Teraz mamy więc spektakl trochę jak dojrzałe wino. (śmiech)
Jerzy Wołosiuk – kierownik muzyczny spektaklu, dyr. artystyczny Opery na Zamku w Szczecinie:
Istnieje wiele wersji „Don Kichota”. My korzystamy z orkiestracji Johna Lanchbery’ego, która była zrobiona dla choreografa Rudolfa Nureyeva, moim zdaniem ciekawszej niż tej „obiegowej”. Jest w niej wiele detali, które może wykorzystać choreograf i w naszym spektaklu – wykorzystuje. Muzyczny kolor dźwiękowy tej orkiestracji jest bardzo interesujący. Bo to, co jest istotne w muzyce baletowej, to to, że ta muzyka musi „nieść” tancerzy i im pomagać. To jest najtrudniejsze zadanie i dla orkiestry, i dla dyrygenta, żeby istniała symbioza pomiędzy muzyką a ruchem na scenie – najistotniejsza rzecz w balecie. Wtedy słysząc muzykę wiadomo, jakie kroki w danym momencie się pojawiają. Często zawód dyrygenta baletu, niestety, przez wielu kolegów jest postrzegany jako „a tam, balet, balet, balet” (śmiech), a tak naprawdę trudność poprowadzenia spektaklu baletowego nie jest mniejsza niż w przypadku operowego, a w wielu przypadkach dużo większa. I na zachodzie, i na wschodzie to jest zupełnie inna specjalizacja. A ja to akurat bardzo lubię i jest to dla mnie duże wyzwanie.
Małgorzata Szabłowska – autorka scenografii, projekcji multimedialnych, reżyserka świateł:
W mojej ocenie ten spektakl jest absolutnie wyjątkowy, dlatego że Ania Hop znalazła magiczny klucz na przetłumaczenie potężnego dzieła, które jest przewidziane w swojej istocie na potężne sceny i potężne zespoły baletowe. Udało jej się znaleźć sposób, jak przetworzyć scenę, która swoimi fizycznymi gabarytami jest mniejsza, na zespół, który jest sporo mniejszy od pełnego baletowego zespołu, a mimo to nie stracić atrakcyjności dzieła. Wręcz uważam, że odnalazła wiele znaczeń dramaturgicznych, komicznych, miłosnych. Ta historia płynie w sposób bardzo wartki i ciekawy, nie tylko dla miłośników baletu. Moja praca polega na odnalezieniu się w rzeczywistości, którą mamy „daną”. To miejsce [Opera na Zamku] jest przepiękne, ale nie jest łatwe. Mimo to mamy ogromną szansę, by przygotować dzieło, które jest na skalę Polski, a śmiem nawet twierdzić, że na znacznie szerszą, i stać się absolutnie unikatową propozycją dla mniejszego i średniego zespołu baletowego.
Katarzyna Rott – kostiumografka:
Mamy do czynienia z niewielkim zespołem tanecznym, a to dla mnie oznacza ogromną liczbę ubranych całościowo postaci, które przechodzą scena po scenie i mają tworzyć spójny obraz. „Przebiórki” odbywają się w kulisach. To, co stworzyła Ania Hop, staram się ubrać kolorami i tkaninami, żeby było lekko i żeby patrzeć na ten obraz całościowo. Mamy tu historię opowiedzianą w wielu scenach, a każda z nich ma swoją specyfikę. Dla pracowni krawieckiej to naprawdę duże wyzwanie. Mam nadzieję, że to, co stworzymy, wprowadzi Państwa do świata wyobraźni, baśni, i że „obejrzy się” to Państwu bardzo pięknie.