EN

20.10.2020, 10:49 Wersja do druku

Świętość i potępienie

"Matka Joanna od Aniołów" Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

fot. Magda Hueckel/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Adaptacja „Matki Joanny od Aniołów" na małej scenie Narodowego stoi aktorstwem, sugestywną scenografią i zdyscyplinowanym rytmem, w którym bohaterowie zmierzają do zguby. Bo nawet wyniesienie Joanny do niemal świętej za życia ma posmak klęski. Na scenę wraca tu triumfalnie Małgorzata Kożuchowska w roli tytułowej jako ofiara obsesji bezgrzesznej Madonny (hipnotyczne partie choreograficzne). Fascynuje postać rozbudzonej zmysłowo siostry Małgorzaty w koncertowym wykonaniu Edyty Olszówki, niepokój wywołuje obsesjonat Wołodkowicz w kreacji Jarosława Gajewskiego. Współczucie budzi oszalały z miłości egzorcysta Suryn (Karol Pocheć), a sympatię dobroduszny ksiądz Brym (Krzysztof Stelmaszyk). Wszystkie postacie naznaczone są silną, udzielającą się widzom emocjonalnością.

Reżyser na plan pierwszy wysunął oszołomienie perspektywą mistycznego wyniesienia do świętości, zderzone z całkiem ziemskimi, cielesnymi tęsknotami, z którymi zmaga się wystany do Ludynia Suryn. Jego zanurzenie się w świat mistyki i uzależnienie od owładniętej tęsknotą za świętością Joanny sprawia, że egzorcysta przejmuje na siebie opętanie, ofiarowuje Matce Joannie drogę do świętości. Zderza się z silną kobietą i to ona nad nim zapanuje. Dla niej popełni straszliwą zbrodnię, skazując się na wieczne potępienie.

Zaskakujący przy tym wszystkim jest finał spektaklu. Matka Joanna wystrojona jak odpustowa Matka Boska, niesiona na rękach przez mniszki, jawi się podejrzanie zwycięsko. Kto wie, czy to nie jest zwycięstwo ironią podszyte. I czy Suryn nie został wydrwiony.

Tytuł oryginalny

Świętość i potępienie

Źródło:

„Przegląd” nr 43