„Wstyd” Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Katarzyna Harłacz w Teatrze dla Wszystkich.
„Wstyd” Teatru Współczesnego to wspaniale zaadaptowana sztuka Marka Modzelewskiego, pełna ciekawych dialogów i inteligentnego humoru. To wnikliwy obraz współczesnego Polaka, bezwzględnie obnażający narodowe przywary. Śmieszny i bardzo smutny zarazem.
Sztuka oddaje cały przekrój zachowań ciemnej strony przeciętnego Polaka – zarówno tego inteligentnego, jak i prostego, niewykształconego. Głęboko eksplorowany jest zestaw takich cech, jak: zawziętość, brak otwartości na punkt widzenia drugiego człowieka, sztywne trzymanie się swoich przekonań i doszukiwanie się u innych postaw, które są jedynie projekcją własnych lęków. Wiadomo, Polacy mają też piękne cechy, kiedy trzeba, potrafią okazać szczere i oddane serce. Ale sztuka skupiła się tylko na tej mrocznej i – niestety – bardzo prawdziwej części. Jak bardzo nasza skomplikowana historia ma jeszcze ciągle wpływ na obecne życie? Zabory, wojny, klasowość i pańszczyzna… Napięcie i walka o przetrwanie. Strach przed byciem gorszym, przed mezaliansem i powiązanym z nim wykluczeniem. Dlaczego słynne powiedzenie „Zastaw się, a postaw się” ciągle jeszcze funkcjonuje w naszej mentalności?
Cały spektakl opierał się na prostej scenografii. Wszystko działo się w jednym pomieszczeniu – na zapleczu, w przedsionku sali widowiskowej – w industrialnym, surowym wnętrzu pełnym pudeł z jedzeniem i butelek alkoholu. Tu rodzice niedoszłego pana młodego w zawieszeniu czekali na wyjaśnienie spraw, popijając wódkę i prowadząc ze sobą trudne rozmowy. Tu też spotykali się rodzice obu narzeczonych, by walczyć o swoje racje. Zaplecze – stan „pomiędzy”. To pomieszczenie było miejscem rozgrywki całej sztuki. Tutaj też dochodziły odgłosy biesiadnej muzyki weselnej z głównej sali, przypominając o bolesnym zdarzeniu.
Bohaterowie dramatu to rodzice pana młodego i panny młodej. Spotykają się w dniu ślubu, do którego ostatecznie nie doszło. Wytykają sobie nawzajem żale i wyciągają swoje brudy, czując upokorzenie zaistniałą sytuacją i szukając winnych. Znamienne, że para niedoszłych małżonków ani razu nie została pokazana. Powstał tym samym bardzo ciekawy zabieg: jakby młodzi, zakochani w sobie ludzie – mimo że najbardziej dotknięci przez los w wyniku niefortunnych zdarzeń – w ogóle nie byli brani pod uwagę w tych rozgrywkach. Wszystko działo się za ich plecami. Rodzice młodych – to oni byli tu „najważniejsi” i oni pociągali za sznurki. I każdy z nich miał w tej sytuacji swoje do ugrania.
Wraz z rozwojem akcji, niczym w najlepszym dreszczowcu, karty stopniowo zostały odkrywane, wychodziły różne grzechy i grzeszki, podstępność i obłuda bohaterów. W spektaklu Teatru Współczesnego jednoznacznie zostało pokazane, jak bardzo wstyd może skomplikować życie i utrudnić relacje międzyludzkie.
Wstyd – trudna emocja, zamykająca na dialog, paląca wewnętrznie. Nierozpoznana zabiera rozum, prowokuje do niskich zachowań – człowiek ogarnięty wstydem jest w stanie wszystko zrobić, byle uchronić się od oceny i potępienia przez społeczeństwo, byle tylko na jaw nie wyszła kompromitująca prawda.
W sztuce obnażana też jest hipokryzja i pusta świętoszkowatość. Często cytowane przez staroświeckich rodziców panny młodej słowa papieża jako autorytetu, świadczyły, że sami nie mieli w sobie na tyle mądrości, by przekazać ją swoim dzieciom, dlatego posiłkowali się zewnętrznym autorytetem (dla wielu słowa papieża są nienaruszalną świętością, z którą się w ogóle nie polemizuje).
Wszędzie pozory i kombinacje. Walka o swoje racje i chęć, by za wszelką cenę postawić na swoim. W takim środowisku trudno o zdrowy kompromis i dobre, spokojne życie. Ciężko też zachować niezależność i harmonię w relacji, w którą ciągle wtrącają się rodzice – takie zachowania powodują niekończące się pokoleniowe uwikłania. W tym kontekście zaskakujące zakończenie spektaklu jest puentą podkreślającą wszechobecną obłudę, z której – jak już raz się w nią wpadło – trudno się wyzwolić.
Teatr Współczesny, inscenizując dramat Modzelewskiego, stworzył dzieło wybitne, surowo i bezwzględnie pokazujące stan naszego społeczeństwa. Wspaniale zagrane przez czwórkę aktorów (a szczególnie rewelacyjne kobiety: Izabelę Kunę i Agnieszkę Suchorę), z głęboko psychologicznie ujętą charakterystyką postaci. I ze starannie przemyślanym od początku do końca przebiegiem zdarzeń, stopniowym rozwojem fabuły i ciekawymi zwrotami akcji.