EN

5.10.2020, 13:15 Wersja do druku

Świadek historii, strażnik pamięci

„Kamienne sny” w reż. Wojciecha Wińskiego Teatru Usta Usta Republika w Poznaniu. Pisze Magdalena Rewerenda w portalu Kultura u Podstaw.

fot. Andrzej Majos/mat. CK Zamek

Republika Usta Usta w swoim spektaklu „Kamienne sny” pozwala przemówić Zamkowi Cesarskiemu w Poznaniu. Alternatywną historię i pamięć miejsca opowiadają kamienie, mury i zamieszkujące zamek widma przeszłości.

Budzenie

Zabytkowe zachodnie skrzydło Zamku Cesarskiego w Poznaniu po remoncie ponownie zostało otwarte dla gości. Uczestnicząc w spektaklu Republiki Usta Usta, można zwiedzić jego zakamarki w towarzystwie nietypowych przewodników: po komnatach, holach i korytarzach oprowadzają antropomorficzne zwierzęta, opowiadające pogmatwane dzieje zamku od niechlubnej przeszłości do niewesołych czasów współczesnych. To wyjątkowe site-specific, w którym przestrzeń dosłownie mówi sama za siebie, po latach milczącego uśpienia.

Ten specyficzny spektakl czy też interaktywny spacer-słuchowisko rozpoczyna się w korytarzu, na którym niczym w muzealnych gablotach umieszczone zostały eksponaty – odpryski archiwalnej przeszłości budynku.

Kawałek kolumny czy fotel dają znak, że opowieść snuta będzie na fragmentach, szczątkach, wyrwanych z kontekstu epizodach, pokazując mechanizmy działania pamięci: porwanej, subiektywnej, nielinearnej, emocjonalnej, skojarzeniowej.

Przedstawienie składa się z serii epizodów, układających się w kilka ścieżek uzależnionych od grupy, do której widz zostanie przydzielony. Chronologia nie ma tu znaczenia – każdy spotka hipopotama serwującego ucztę z kamieni, rybę zapraszającą do gabinetu Hitlera, walczące koguty czy kobietę-świnię, księżniczkę z Holu Balkonowego i kilkoro innych bohaterów, snujących nieco upiorne, ale hipnotyzujące opowieści o samotnym zamku jako ofierze i znaku swoich czasów.

W szponach kontrastów

Powstały jako cesarski kaprys, którego budowa pochłonęła mnóstwo pieniędzy, choć cesarz Wilhelm II spędził tam zaledwie kilka nocy; ani polski, ani niemiecki, stał się następnie kłopotliwym spadkiem, raz chcianym, raz pogardzanym, obarczonym ciężarem historycznych funkcji; szczęśliwie uratowanym przed zburzeniem, ale nieustannie krytykowanym za swą nieoczywistą urodę. Teraz z gorzką nadzieją spogląda w przyszłość, upatrując w kulturze – aktualnie miłościwie panującej w zamku jako poznańskim centrum kultury – szansy na tchnięcie życia w martwe mury i kamienie.

Zamek ustami ludzi-zwierząt dużo mówi o wszechobecnej ciszy. Mimo że usytuowany jest w samym centrum miasta, czuje się odseparowany od życia. Pokazuje nam to świnia, każąc nam wyjrzeć przez okno za taras Holu Balkonowego, skąd widać szczyty budynków w gwarnej i ruchliwej Dzielnicy Cesarskiej: operę, uniwersytet, kościół, linię tramwajową. Jego korytarze są zimne, ciche i puste.

Często powracającym wątkiem jest zamek jako trupiarnia czy duszny grób. Wydaje się, że mówi wówczas zarówno o trudnym kontekście swojego powstania i pierwszych dziesięcioleci istnienia, gdy stał się siedzibą Hitlera, jak i o późniejszych latach skostnienia mimo prób animowania przestrzeni.

Paradoksów towarzyszących istnieniu zamku jest zresztą więcej, a w spektaklu akcentowane są one przez ciągłe kontrastowanie, np. ciężkich kamieni i lekkiego powietrza wypełniającego korytarze czy nieruchomej bryły i ruchliwego miasta, oraz jednoczesne zacieranie przeciwieństw, takich jak ludzkie-zwierzęce, żywe-martwe.

fot. Andrzej Majos/mat. CK Zamek

Zamek zwierzęcy

Upiorne istoty przejmujące władzę nad zamkiem, będące skrzyżowaniem człowieka ze zwierzęciem, przypominają trochę postaci z orwellowskiego „Folwarku zwierzęcego”. Opanowawszy poznański zamek, idą o krok dalej niż ich literaccy kuzyni – świat, do którego zaproszeni są widzowie, nie zrównuje ludzi i zwierząt: rządzony jest przez cesarza-mysz, a Jego Myszowatość nie pozostawia wątpliwości co do tego, że ludzie nie są gatunkiem zwierzętom równym, ale zdecydowanie podrzędnym i ograniczonym.

Niczym u Orwella zwierzęta przejmują ludzkie nawyki – jedzą przy stole, domagają się pokłonów, noszą ubrania.

To właśnie niedająca się zignorować obecność antropomorficznyh zwierząt, choć te niekiedy wzruszają i bawią, każe czytać spektakl głębiej niż sięga rozrywkowa powierzchnia komicznych gagów i szalonej, magicznej wyprawy w nieznane zakamarki często dobrze znanej przestrzeni. Wydawać by się mogło, że zwierzęta przejęły pałeczkę, gdy człowiek przestał się sprawdzać w dziedzinie uznawanej za typowo ludzką – w kulturze. Choć obdarzone są dojmującą świadomością i wrażliwością, nie pozwalają zapomnieć o tragicznych skutkach przechwytywania starych (czyli ludzkich) nawyków po rewolucji w „Folwarku zwierzęcym”. Tym zasiewają ziarno zwątpienia w ożywczą dla zamku moc kultury: rządy zwierząt miały wnieść świeży powiew i prawdziwie nowe zasady do folwarcznej rzeczywistości, pełnej przemocy i nieposzanowania godności, a w efekcie udowodniły, że błędne koło rewolucji nie przestaje się kręcić, a każda kolejna władza przejmuje tendencje, które zamierzała zwalczać. Przewrót nie rewolucjonizuje, tylko utwierdza status quo, a sen zamienia w koszmar.

Zwierzęca parada zamkowymi korytarzami nie jest jednak ponurą diagnozą obecnej rzeczywistości, ale rodzajem ostrzeżenia – w końcu spektakl zapowiada nowe otwarcie, w domyśle nie tylko do niedawna zamkniętych korytarzy (w ramach projektu „Konserwacja reprezentacyjnych wnętrz zachodniej części dawnego Zamku Cesarskiego w Poznaniu i ich adaptacja celem efektywnego wykorzystania dziedzictwa kulturowego”).

Jak wiele innych artystycznych sytuacji stworzonych w czasie pandemii koronawirusa, reaguje na konieczność przyjęcia przez kulturę nowej pozycji w nowym, epidemicznym świecie. A nowe otwarcie dla kultury oznaczać może gruntowne przewartościowanie tego, co było kiedyś.

fot. Andrzej Majos/mat. CK Zamek

Czas pamięci

Wyjściowa kwestia pamięci w odniesieniu do pogmatwanej historii murów zamku domykana jest refleksją na temat czasu – skomplikowanych relacji przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W finałowej sekwencji dosłownie obserwujemy uciekający czas: patrząc zarówno na tykający zegar, jak i gonitwę dwóch białych królików Wczoraj i Dziś, szukających swojego trzeciego brata – nieobecnego Jutro. Bliźniacy do złudzenia przypominają Białego Królika z „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla. Szaleństwo punktualności, którym owładnięty był ich pierwowzór, zostaje zastąpione obsesją znalezienia Jutra, czyli przyszłości, ale dla widza królicza gonitwa identycznych zwierząt czyni wszystkie kategorie gramatyczne i ontologiczne nieodróżnialnymi.
Przynależne do świata dorosłych zainteresowanie czasem staje się dla widzów równie abstrakcyjne, co dla książkowej Alicji.

W szalonym świecie powołanym do życia przez Republikę Usta Usta wybudzony z kamiennego snu czas jest achronologiczny, kieruje się senną logiką przypadku, wybiórczej cykliczności i magicznego zagięcia. To czas pamięci: zbudowanej z dowolnie pozszywanych skrawków wspomnień i archiwalnych materiałów, prywatnej bardziej niż publicznej, biegnącej równolegle do chłodnej, historycznej faktografii.

Dzięki uprzywilejowaniu pamięciowej logiki głos otrzymuje zamek – dotąd milczący jak ryba, ciężki jak hipopotam, śpiący jak kamień, teraz opowiada emocjonalnie o swojej przeszłości, wskazując „drzwi, których nie warto otwierać”, a kiedy indziej każąc przemówić zaklętym komnatom, skrywającym mroczne sekrety. Pyta także o swoje przyszłe dzieje, zastanawiając się, czy współczesny człowiek, igrający i z naturą, i kulturą, zadba należycie o jego los. Niemy świadek ponadstuletniej historii i strażnik pamięci miasta, przechowujący przeszłość, otwiera swoje drzwi na przyszłość i przypomina, że wciąż jest „pustą przestrzenią do wypełnienia”.

 ***

„Kamienne sny” Teatr Usta Usta Republika
CK ZAMEK w Poznaniu
scen. Ewa Kaczmarek, reż. Wojciech Wiński
muz. Michał Kowalonek
premiera: 6 sierpnia 2020

Tytuł oryginalny

Świadek historii, strażnik pamięci

Źródło:

kulturaupodstaw.pl

Link do źródła