„Ożenek” Nikołaja Gogola w reż. Janusza Gajosa w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Zuzanna Liszewska-Soloch w portalu Teatrologia.info.
Janusz Gajos pod koniec zeszłego roku ogłosił odejście z Teatru Narodowego jako aktor. Pomimo rezygnacji z uprawiania aktorstwa zadebiutował na scenie warszawskiego Och-Teatru na zaproszenie Krystyny Jandy w roli reżysera. (Przedtem sam przygotował adaptację telewizyjną swojego monodramu Mszy za miasto Arras Andrzeja Szczypiorskiego).
Niegdysiejszy odtwórca roli Koczkariewa w przedstawieniu w reżyserii Andrzeja Domalika na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie z 1995 roku, na warsztat wziął Ożenek Nikołaja Gogola – jak się okazuje niestarzejącą się sztukę o lęku przed ślubnym kobiercem, a może szerzej: zobowiązaniami, komedię charakterów. W scenie rozmowy panny na wydaniu Agafii Tichonownej (w tej roli Julia Wyszyńska) z kandydatami na męża nagle jakiś młody widz na widowni szepnął: „Jak na Tinderze!”, czyli internetowym portalu randkowym.
Wieczór premierowy był wielkim świętem Janusza Gajosa, który tuż po zakończeniu spektaklu zwieńczonego gorącą owacją na stojąco, otrzymał ważną nagrodę Związku Artystów Scen Polskich za zasługi dla środowiska teatralnego i promocję polskiej kultury – „Gustaw”, nazwaną tak ku pamięci Gustawa Holoubka, przyznawaną przez stowarzyszenie od 2009 roku.
Receptę na reżyserię Gajos ma, wydawałoby się, prostą: zgromadzić świetnych aktorów i pozwolić im grać. Ożenek jest więc popisem aktorskiej wirtuozerii na tle oszczędnej scenografii: żyrandola, wzorzystych dywanów wyściełających scenę, oszklonych i osłoniętych firanami drzwi, przez które narzeczeni usiłują podejrzeć w jednej ze scen narzeczoną… Prezentacja zalotów przypominających chwilami bardziej transakcje handlowe, pokaz bufonady, błazenady i hipokryzji odbywa się w bliskim kontakcie z siedzącymi po dwóch stronach sceny widzami. Aktorzy malują swoje postaci grubą kreską, są więc groteskowo przerysowane. Poznajemy nieśmiałego, pogrążonego w bezczynności, miotającego się, bojącego społecznej oceny i niemiłosiernego upływu czasu Podkolesina (Paweł Domagała). Jego żoną ma zostać nieco infantylna, chichocząca Agafia, kryjąca zaróżowione z ekscytacji lica za wachlarzem. W zabawnej galerii przechwalających się kandydatów na jej męża znajduje się wzbudzający szczególną wesołość widowni fircykowaty Anuczkin (Sławomir Pacek). Scenę zawłaszcza jednak mówiąca tubalnym głosem Krystyna Tkacz w roli swatki, przypominająca matrioszkę.
Przed wielu laty, w 1972 roku, Tkacz grała w Ożenku w reżyserii Bohdana Hussakowskiego epizodyczną rolę Duniaszy, która w tej inscenizacji nie występuje. Dziś do Tkacz, wcielającej się w doświadczoną, rubaszną i energiczną mimo sędziwego wieku Fiokłę Iwanownę należy ostatnie słowo na scenie. Zapada w pamięć szczególnie także dwojący się i trojący, by skłonić do ożenku kuzyna, Koczkariew (Krzysztof Dracz), pełen determinacji i wiary w powodzenie intrygi oraz happy end do ostatniej chwili… Kusi, błaga, wygłasza płomienne tyrady, wścieka się, wymyśla, grozi, chowa nawet kapelusz Podkolesina, by ten nie mógł uciec… Z jego wysiłków śmieje się Fiokła.
Gogolowska satyra wciąż bawi widzów. Janusz Gajos zapowiedział, że będzie kontynuować reżyserowanie i że tym razem sięgnie po inną literaturę. Trzymamy za słowo.