„Chopcy z Roosevelta” Katarzyny Knychalskiej w reż. Jacka Głomba w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Regiony, miasta, które po zakończeniu II wojny światowej weszły w granice Polski, wciąż jeszcze zmagają się z tożsamością. Wielu z tych, którzy tam mieszkali przed 1945 zmarło, wielu wyjechało, zostawiając milczące mury bez historii. Okres PRL-u to nowe życiorysy, obserwujemy teraz kolejną falę popularyzowania tematów tożsamościowych, tak powstają nowi lokalni bohaterowie. Często ci ludzie są przesadnie idealizowani, Teatr Nowy w Zabrzu poszedł inną drogą.
„Chłopcy z Roosevelta” w reżyserii Jacka Głomba to opowieść o Górniku Zabrze ukazująca początki futbolowej drużyny, triumfy, ale też nie zawsze ujawniane światu bolączki piłkarzy. Dramaturżka Katarzyna Knychalska, inspirując się książką Pawła Czado „Górnik Zabrze. Opowieść o złotych latach”, prawdziwie zobrazowała historię zabrskiego klubu. Od zabawy chłopaków z okolic ulicy Roosevelta, gdzie mieści się klub, dla których piłka nożna była najważniejsza, przeszła do organizacji klubu. Młodzi piłkarze świętowali sukcesy i jednocześnie mierzyli się z problemami finansowymi (ich zarobki były niskie, zwłaszcza w porównaniu z zarządem klubu), ale też nie zawsze przychylnymi reakcjami kibiców. Piłkarze odbierali wynagrodzenie, stojąc w tej samej kolejce, co pracownicy kopali, nieraz dochodziło do rękoczynów, kiedy nie mieli dobrej passy.
Spektakl podkreśla siłę małej ojczyzny i rangę klubu, do którego przywiązywali się mieszkańcy kwitnącego przemysłem ośrodka. Górnik Zabrze idealnie wpasował się w propagandę budowania nowego obywatela PRL-u. Bohaterowie stadionów byli wykorzystywani do niej przez władze, kiedy zdobywali sukcesy, ale kontuzja czy spadek formy powodowały, że sportowiec pozostawał sam sobie. Piłkarze Górnika przechodząc na sportową emeryturę, zjeżdżali do kopali, przesiadali się na fotel kierowcy taksówki czy zatracali się w nałogu. Knychalska dobrze pokazała kolesiostwo środowiska, które wiązało się z suto zakrapianymi imprezami. Bywali zawodnicy, którzy ciągle byli pod wpływem alkoholu. O tym zgoła odmiennym od utrwalonego obrazu wizerunku gwiazd boiska często się milczy.
Mamy też w ciekawy sposób pokazaną sylwetkę kibica. Marian Wiśniewski to fan drużyny, niezależnie od tego, czy zdobywa ona sportowe wyróżnienia, czy spada na dół tabeli, zawsze jest z nią. Na każdym kroku stara się idoli naśladować. Czy warto jednak być naiwnym szaleńcem w świecie szalikowców-kiboli?
Mimo bardzo sprawnie poprowadzonej dramaturgii, spektakl zdaje się niedopracowany. Pomysły inscenizacyjne Głomba powtarzają się (na przykład – aktorzy stoją w rzędzie i naprzemian podają tekst), sceny zbiorowe nie przypominają profesjonalnego teatru. Szkoda, bo gdyby wydobyć z historii zabrskiego zespołu to, na co go było stać, co mógł osiągnąć, gdyby nie te realia, w których funkcjonował, wówczas wyszłoby zapewne niezapomniane przedstawienie. Pozostaje tylko obejść się wyobrażeniami, niczym wierny kibic w latach bessy Górnika Zabrze.
Paweł Kluszczyński – rzemieślnik kultury, z wykształcenia technolog chemik, z pasji autor recenzji, felietonów, dramatów, poezji, bajek, bloga ijestemspelniony.pl; zawodowo od zawsze związany z teatrem, finalista VII i IX Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.