Sto lat temu 26 kwietnia 1923 r. urodził się Andrzej Szczepkowski aktor, reżyser i pedagog. „Cechowało go aktorstwo szlachetne; jednocześnie był niezwykle dowcipny. Ten dowcip rodem z góralszczyzny, dość cięty i dosadny, był jego bronią” – mówi PAP jego córka, aktorka Joanna Szczepkowska.
Andrzej Szczepkowski często mawiał, że aktorem się jest, artystą zaś bywa. Miał dystans i cięty dowcip. Tym, co szczególnie cenił była uczciwość. Te dość niepowszechne cechy zapewniły mu sympatię i powszechny szacunek środowiska, dla którego - w trudnym czasie stanu wojennego, jako prezes zawieszonego Związku Artystów Scen Polskich i jeden z inicjatorów bojkotu mediów rządowych; najdłuższego strajku w historii PRL - był moralnym autorytetem.
Urodził się 26 kwietnia 1923 r. w Suchej Beskidzkiej. Przywołując ten fakt często powtarzał, że urodził się w miejscowości Sucha Beskidzka, co bynajmniej nie oznacza, że istnieje też jakaś inna Sucha - "z kickiem" (16 lat wcześniej w tej samej Suchej urodził się Billy Wilder, reżyser "Pół żartem pół serio").
"Bardzo kochał góry. Człowiek niezwykłej skromności. Nigdy się nie skarżył. Cechowało go aktorstwo szlachetne. Jednocześnie był niezwykle dowcipny. Ten dowcip rodem z góralszczyzny, a więc dość cięty i dosadny, był jego bronią" – wspomina w rozmowie z PAP córka artysty, aktorka i pisarka Joanna Szczepkowska.
Wymienione przez córkę aktora cechy dość często przewijają się we wspomnieniach o artyście. "Całym swoim życiem udowodnił, że uczciwość jest daleko ważniejsza niż najwyższe umiejętności zawodowe" – tak scharakteryzował go Gustaw Holoubek.
Podczas okupacji przebywał we Lwowie, gdzie pracował jako strzykacz w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym Rudolfa Weigla. Kiedy w 1944 r. placówkę wraz z pracownikami ewakuowano do Krakowa, Szczepkowski związał się z Teatrem Podziemnym Adama Mularczyka. Rok później został słuchaczem Studia Aktorskiego przy krakowskim Starym Teatrze. Zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Występował kolejno w teatrach Krakowa, Poznania, Katowic i Sosnowca.
"Mój ojciec miał dwie pasje. Jedną był teatr, drugą zaś przyroda i wielokilometrowe wyprawy. Był człowiekiem dwóch przestrzeni – zamkniętej i otwartej. Ja najlepiej pamiętam ojca z tej drugiej, czyli pieszych wycieczek na łonie natury" – mówi Joanna Szczepkowska.
W 1949 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie związał się Teatrem Narodowym, do którego w kolejnych latach dwukrotnie wracał. Potem z Teatrem Komedia, Polskim i Dramatycznym, którego - w latach 1966-68 - był dyrektorem). "Kiedy został dyrektorem warszawskiego Teatru Dramatycznego, dla żartu w swoim gabinecie powiesił portret chińskiego dyktatora Mao Zedonga, a przecież były to czasy, kiedy wisiały u nas portrety Gomułki albo Lenina. Goście patrzyli na to z przerażeniem, nikt mu jednak nie zwrócił uwagi, choć przez gabinet przewijali się różni ludzie" – opowiada Joanna Szczepkowska. Podkreśla jednocześnie, iż jej ojciec "nigdy nie był partyjny, a władze obawiały się jego ciętego języka. Kiedy któregoś razu zabroniono wystawienia sztuki Gabrieli Zapolskiej, ojciec powiedział, że tak się stało, bo jest za polska" – przypomina aktorka.
Na deskach teatralnych współpracował m.in. z Tadeuszem Kantorem, Bohdanem Korzeniewskim, Erwinem Axerem, Kazimierzem Dejmkiem. W 1967 r. zagrał w sztuce Aleksandra Gribojedowa "Mądremu Biada" w reż. Ludwika Rene. "Spośród wielu epizodów najlepszy jest chyba Szczepkowski w roli Repetiłowa. W tej małej rólce zawarł on swoistą kwintesencję głupoty i nicości ludzi otaczających Czackiego. Szczepkowski zagrał ją naprawdę doskonale" – recenzował na łamach "Teatru" Jan Kłossowicz.
W legendarnym już dziś przedstawieniu "Kubuś Fatalista i jego Pan" (1976) wyreżyserowanym w stołecznym Teatrze Dramatycznym przez Witolda Zatorskiego wystąpił - na zmianę z Mieczysławem Voitem - w roli Pana.
Będąc dyrektorem Teatru Dramatycznego zaczął wykładać w warszawskiej PWST (od roku 1967). Przez trzy lata (1978-81) pełnił funkcję prodziekana Wydziału Aktorskiego. Działał również w Związku Artystów Scen Polskich zostając w 1976 r. wiceprezesem, zaś pięć lat później prezesem. W czasie wydarzeń sierpniowych w 1980 r. przyłączył się do tzw. apelu 64, skierowanego do władz, o podjęcie przez nich dialogu ze strajkującymi robotnikami.
Podczas pogrzebu księdza Jerzego Popiełuszki, 3 listopada 1984 roku, mówił: "ohydę tej nikczemnej zbrodni powiększa fakt, że ów współczesny Kain wyzuty jest nie tylko z wszelkich ludzkich uczuć, ale też z polskiej wyobraźni, przeżarty kłamstwem i nienawiścią nie wie, że zadany skrytobójczo cios zapewni temu młodemu kapłanowi, nieustraszonemu kapłanowi wejście do tryumfalnego grona polskich męczenników i wielkie nad grobem zwycięstwo". W 1989 r. z ramienia Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" został wybrany na senatora.
"Należał do tych pedagogów, którzy swoich studentów traktowali jak ludzi dorosłych, w sposób niesłychanie serdeczny. A przy tym uwalniał od stresu, zwłaszcza w toku przygotowań do egzaminu. Miał swoje upodobania, bardzo lubił pracować nad klasyką: Fredrą, Molierem… Świetnie się w niej czuł, umiał pokazać jak odnaleźć miarę wiersza, sposób interpretacji" – opowiadała w wywiadzie radiowym historyk teatru prof. Barbara Osterloff.
W filmie Andrzej Szczepkowski debiutował epizodem więźnia Oświęcimia w "Ostatnim etapie" Wandy Jakubowskiej (1947). Potem był m. in. Stanisławem Witkiewiczem w "Mansardzie" (1963) Konrada Nałęckiego, Franciszkiem w "Piekle i niebie" (1966) Stanisława Różewicza i mecenasem Góreckim u Krzysztofa Zanussiego w "Życie za życie. Maksymilian Kolbe" (1991). W popularnym serialu telewizyjnym "Wojna domowa"(1965-66) wcielił się w postać Henryka Kamińskiego, wycofanego nieco i zamkniętego w swoim świecie, męża Ireny granej przez Alinę Janowską. Wystąpił również m.in. w "Panu Wołodyjowskim" (1968) Jerzego Hoffmana oraz "Nocach i dniach" Jerzego Antczaka (1975). Wielokrotnie występował i reżyserował w Polskim Radiu oraz w Teatrze Telewizji.
Do historii polskiej sceny – i jej kulis! - wszedł także dzięki niezwykłemu poczuciu humoru. W książce "Igor Śmiałowski opowiada" jej autor – aktor i kolega Szczepkowskiego - przywołuje kilka anegdot. "Pewnego dnia, będąc w niezwykle dobrym humorze, wszedłem do naszego bufetu teatralnego i radośnie zawołałem: - Niech będzie pochwalony! Andrzej Szczepkowski, jeden z najdowcipniejszych moich kolegów, pokiwał głową i z całą powagą rzekł: - Na wieki wieków amant".
Powiedzenie stało się tak popularne, że na lata zdeterminowało aktorskie emploi Śmiałowskiego. Z kolei o pewnej aktorce - elegancko niewymienionej z nazwiska - Szczepkowski miał powiedzieć, że "jej brwi przejdą do historii teatru, albowiem całe życie gra ona wbrew zasadom sztuki scenicznej".
We wrześniu 1989 roku świeżo mianowanego prezesa Komitetu ds Radia i Telewizji, niemal równie świeżo upieczony senator Andrzej Szczepkowski nazwał "szambelanem". "Zdziwiony Andrzej Drawicz zapytał, co by to miało znaczyć. Rychło usłyszał odpowiedź ironicznego aktora: – Nazywam pana szambelanem, a nie prezesem, ponieważ zawiaduje pan nie radiem i telewizją, tylko szambem!" - przypomniał Zdzisław Skotnicki w artykule "Walka o media" (Niedziela, 2016).
W 1950 r. Andrzej Szczepkowski ożenił się z Romą Parandowską, córką znanego pisarza Jana Parandowskiego – dwukrotnie nominowanego do literackiej Nagrody Nobla autora wielokrotnie wznawianej "Mitologii". Lubił zamykać się w pokoju i pisać, grać na gitarze. "Fascynował się tworzeniem fraszek i limeryków, które oceniam jako znakomite" – mówi PAP Joanna Szczepkowska.
W 1992 r. wydał "Słóweczka", które jak sam opisywał we wstępie: "są wynikiem kompromisu i pośpiechu. Pierwszy zamiar był o wiele ambitniejszy. Miało to być coś w rodzaju autobiografii z lat 1923 - 1992, pod zmyślnym tytułem W szczepku urodzony. Przyszła jednak zbawcza refleksja, że takie opus magnum musi zabrać co najmniej kilka lat życia. A tu coraz częściej z niższych półek biorą. Trzeba więc wybujałą fantazję pohamować i zająć się tym, co od dawna już domaga się uporządkowania, ujawnienia i opublikowania".
Andrzej Szczepkowski zmarł 31 stycznia 1997 r. w Warszawie. Został pochowany na Powązkach.