Michał Gieleta, który miał być wybawcą krakowskiej sceny z rąk awangardowych artystów i przywieźć do kraju nad Wisłą "najlepsze wzorce z krajów anglosaskich" najwyraźniej będzie musiał zmienić plany zawodowe. Bo wszystko wskazuje na to, że Marek Mikos zmienił plany i na dyrektora artystycznego powoływać go nie zamierza. Ba, na razie nie zamierza na to stanowisko powoływać nikogo - pisze Łukasz Gazur w Dzienniku Polskim.
Oczywiście, nie jest to w polskim teatrze nic wyjątkowego. Osób, które nie wspierają się dyrektorem artystycznym w kierowaniu teatrem, nie brakuje. Wystarczy wymienić Andrzeja Seweryna w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana. Albo Tadeusza Słobodzianka w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy. Czyli - da się (abstrahując w tej chwili od oceny artystycznej poszczególnych scen). Pytanie brzmi: czy Marek Mikos sobie z takim wyzwaniem poradzi, biorąc pod uwagę, że dotąd teatrem nie kierował. Sprawą otwartą pozostaje też, czy Michał Gieleta, który również doświadczenie w kierowaniu sceną tej rangi ma raczej znikome, byłby tu wsparciem i jakościowo sytuację zmieniał. Bo mogłoby się okazać, że wręcz przeciwnie - że jego brak doświadczenia wprowadzałby większy chaos. Otwartym pytaniem pozostaje też kwestia, kto zgodzi się wejść do wspomnianej Rady Artystycznej. Bo w najbliższym czasie może się okazać, że to jej głos będzie istotny w nadawan