Mamy Rok Moniuszkowski i narodowego kompozytora trzeba czcić. Niemal wszystkie teatry zainaugurowały sezon standardowymi galami moniuszkowskimi - pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
Jeśli za inaugurację nowego sezonu operowego uznać koncertowe wykonanie "Hrabiny" Stanisława Moniuszki przygotowane w połowie września przez Michała Klauzę z Orkiestrą Polskiego Radia w Warszawie, to trudno byłoby z optymizmem oczekiwać, co zdarzy się w kolejnych miesiącach. Ów inscenizowany koncert był przykładem typowego, schematycznego podejścia do Moniuszki. Większość wykonawców naszkicowała postaci grubą kreską, nie próbując dodać im finezyjności, także wokalnej. Brakowało lekkości Dzidziemu (Rafał Żurek), grzmiał tubalnym głosem Chorąży (Robert Ulatowski), zagrywał się komediowo Podczaszyc (Dariusz Machej). I nawet Ewa Tracz, tym razem akcentując głównie rozciągnięte ponad miarę samogłoski, zinterpretowała tytułową partię w najgorszej manierze wokalnej, z jaką w Polsce są traktowane opery Moniuszki. A przecież ta świetna artystka potrafi podejść do tej muzyki zupełnie inaczej, co udowodniła miesiąc wcześniej w partii Z