EN

31.01.2022, 18:38 Wersja do druku

Stand up w teatrze, czyli Zombi w akcji

fot. Radek Ginter / mat. teatru

"Zombi" Christiana Lollike w reż. Waldemara Zawodzińskiego, produkcja Fundacji Kamila Maćkowiaka w Centrum Dialogu Marka Edelmana w Łodzi. Pisze Magda Kuydowicz w Teatrze Dla Wszystkich.

Inscenizacja sztuki duńskiego dramaturga i reżysera Christiana Lollike to mocny tekst, dotykający bolesnych i niewygodnych tematów, takich jak brak tolerancji i empatii nie tylko wobec uchodźców, ale i wszystkich „obcych” w naszej kulturze. Kolor skóry, inny język, sposób zachowania, wrażliwość… – wszystko to może prowokować wrogie reakcje. Najgorsze jest jednak to, że mówimy co innego, deklarując zrozumienie i pomoc, a myślimy tylko o tym, jak się pozbyć „problemu”, czyli niechcianego gościa w domu, mieście czy kraju. Trzech narratorów – Karol Puciaty, Mateusz Rzeźniczak i Kamil Maćkowiak – wymyśla na naszych oczach scenariusz filmu o Zombi, a w domyśle o przerażających uchodźcach, którzy falami zalewają nasz kraj. Ma on wstrząsnąć widzem. Jak się potem okazuje nie jest to do końca historia zmyślona, bo duński dramaturg oparł dialogi o teksty z prawdziwych notatek funkcjonariuszy straży granicznej.

Reżyser Waldemar Zawodziński nie byłby sobą, gdyby nie utrudnił aktorom zadania. Złamał formułę klasycznego przedstawienia i włączył w spektakl elementy stand-upu i improwizacji. Kamil Maćkowiak uwielbia improwizować na scenie, każde zawodowe wyzwanie go cieszy i napędza do pracy nad sobą i swoim warsztatem. Tak jest i tym razem. Swobodnie operuje ciałem, trudne wyzwania dykcyjne i sytuacyjne (rozpłacz się, pokaż rozpacz, pokaż strach) to dla niego bułka z masłem. Również Mateusz Rzeźniczak dobrze sobie z tym radzi – widać godziny spędzone na improwizowaniu w innych sytuacjach i wysiłek, jaki włożył w pracę nad ciałem. W efekcie osiąga pełną swobodę, w tym co prezentuje na scenie. Gdy obaj (Kamil i Karol) pomylili się w trakcie premiery, od razu umieli to zdarzenie zręcznie ograć. Gorzej jest się odnaleźć w tej niejednorodnej konwencji Karolowi Puciatemu, który ma łagodną twarz i jest tak delikatny i pełen wdzięku, że trudne słowa z trudem przechodzą mu przez gardło. Tym ciekawiej jednak wypada w zderzeniu z kolegami i sądzę, że w trakcie kolejnych przedstawień nabierze odwagi i zacznie się bardziej z nimi jako bohater „zderzać”. Improwizacja bowiem jest także wymianą energii między aktorami. Można sobie poradzić w ten sposób, że nawiązuje się do słowa, gestu czy sytuacji wykreowanej przez partnera na scenie przed chwilą. Słowo jest tylko narzędziem w nieustającej prowokacji, jaką jest dla improwizującego aktora kontakt z widzem i partnerem równocześnie. Dlatego tekst duńskiego dramaturga został przez aktorów uaktualniony przez dodanie znanych nam doskonale kontekstów – sytuacji na polskiej granicy, politycznych zawirowań czy też niedawnej rocznicy wyzwolenia Auschwitz, bo przecież miejsce, gdzie teatr Maćkowiaka znalazł nową siedzibę, także artystów do czegoś zobowiązuje. A problem tożsamości to jeden z tematów spektaklu. To, jacy jesteśmy dla innych wyraźnie pokazuje nam, że nie zawsze żyjemy w zgodzie z samym sobą. Bo nie wiemy kim jesteśmy – Polakami, Europejczykami czy „naziolami z Białegostoku”? I o tym aktorzy kilkakrotnie przypominają nam podczas spektaklu.

Pytanie ”kim jestem?” jest jednym z najtrudniejszych, trzeba jednak je sobie zadawać, by poczuć się pewniej i jaśniej komunikować z innymi. Wszystkie te niuanse tekstu duńskiego dramaturga zostały przez reżysera i artystów rozpoznane. Wspaniałym pomysłem było wprowadzenie na scenę trzech draq queen. Artystki szaleją w rytm znanych przebojów, błyszczą cekinami, owijają się w boa z kolorowych piór. Oswajają nas, widzów, z odwieczną prawdą, że kobiecość niejedno ma imię. Wyrazistość i energia tancerek dodają widowisku dodatkowego koloru, pozwalają nam na oddech, odpoczynek od trudnych tematów. Klaszczemy, nucimy, by po chwili zanurzyć się z bohaterami w kolejną dyskusję o tym, jak sobie poradzić z problemem uchodźcy, który może zapukać niebawem do naszych drzwi.

Dodatkowym walorem spektaklu jest miejsce, w którym przedstawienie jest grane. Centrum Dialogu to idealna przestrzeń dla tekstów prowokujących do dyskusji, do kulturalnych wyzwań dla bardziej wysublimowanego widza. Na ten spektakl przyjechałyśmy z koleżanką z Warszawy w śnieżną zawieruchę, by po chwili rozmowy z innymi widzami, którzy wychodzili tak jak my po spektaklu na krótki spacer, wrócić do stolicy. Aktor to zawód wędrowny, widz także powinien podążać za nim. Nie zamykać się w granicach swojego miasta, dzielnicy czy nawet kraju. Takie teatralne weekendy są niezwykle odświeżające i twórcze.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła