„Mów o sobie, tylko o sobie”, z inspiracji opowiadaniemGrzechTadeusza Różewicza, w reż. Darii Kopiec we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Hubert Michalak w portalu Teatrlogia.info
Jak przyznała w jednym z przedpremierowych wywiadów reżyserka przedstawienia Mów o sobie, tylko o sobie, Daria Kopiec, na pracę we wrocławskiej pantomimie zgodziła się bez namysłu, z radością akceptując zaproszenie dyrektora Leszka Bzdyla. Przyznała również, że osobliwości języka mimów uczyła się równolegle z pracą z nimi. Być może dzięki temu przedstawienie zyskało organiczność i sceniczną kompletność. Brak języka mówionego, jak się wydaje, wyzwolił nową przestrzeń dla wyobraźni artystycznej zespołu twórców.
Krótkie opowiadanie Tadeusza Różewicza Grzech to wspomnienie z dzieciństwa sytuacji pierwszego grzechu – banalnego i mało istotnego z perspektywy osoby dorosłej – stłuczenia wazonu, którym matka ozdobiła skromne wnętrze mieszkania. Był to jedyny grzech narratora, do którego skusił go diabeł, wszystkie pozostałe zawdzięczał już tylko sobie. Proza przepełniona odniesieniami do zmysłów (szczególnie koloru i dotyku) oczywiście nie mogła być przeniesiona na scenę pantomimiczną wiernie (czymkolwiek współcześnie jest wierność autorowi). Artyści obrali odmienną strategię.
Na scenie nie ma jednej linearnie opowiedzianej historii. Są raczej zagęszczenia i rozrzedzenia sytuacji oraz emocji. Estetycznie zakomponowana przestrzeń ze stołem jako centralnym elementem, organizuje większość sytuacji. Bohaterki i bohater (Artur Borkowski, Agnieszka Dziewa, Sandra Kromer-Gorzelewska, Anna Nabiałkowska i Monika Rostecka) w indywidualnych rytmach przed nami tę przestrzeń „opracowują”; zamiataniem podkreślają granice jej podłogi, przecieraniem półek zaznaczają ściany i okna. Zmysłowość świata scenicznego jest wciągająca i ma iluzyjną moc – tym większą, im dłużej patrzy się na scenę.
Krzątające się postaci uwznioślają banalność codziennych czynności, jak zamiatanie, szorowanie i porządkowanie. Pozbawiony rekwizytów ruch jest bliski rzeczywistemu, a przez to uruchamia w widzach pole dla wyobraźni, która zaprowadzić może nawet w rejony duchowości czy metafizyki. To wielkie „sprzątanie świata” przypomina wymiatanie spod dywanu skrywanych pod nim traum i bólu. Niektóre z nich są olbrzymie, inne – mniejsze, wszystkie jednak domagają się uporządkowania czy – właśnie – oczyszczenia. Symboliczność obrazów i ich naładowanie rozmaitością sensów czynią ze spektaklu swoistą gąbkę wchłaniającą i oddającą takie emocje, jakimi widz zechce się z przedstawieniem podzielić.
Brak słowa i mowy jest walorem przedstawienia, wprowadza konieczność komunikowania się na innym niż werbalny poziomie. Cielesność i zmysłowa obecność, którymi są nasycone utwory Różewicza, są od lat obiektami badań literackich i namysłu czytelniczego. Realizacja w WTP pozwoliła sproblematyzować ją od innej strony, niż zwykł to robić poeta. Twórcy zajęli się estetycznym ruchem, obecnością kilku ciał w przestrzeni jednocześnie i sublimacją sensów, ich podprogową obecnością.
Ruch, zwyczajny i prosty, staje się niezwykły i uwznioślony. Trudno określić moment, w którym się to wydarza. Od pewnego momentu jednak rozumiemy, że oglądamy coś więcej niż choreograficznie opracowane sprzątanie. Między wykonawcami przepływają energie i emocje, siadanie przy stole i celebracja wspólnego posiłku przeistacza się w ciemny rytuał, a relacje między postaciami ulegają (kolejnemu) zaburzeniu. Można próbować rozczytać historię – jedną lub więcej – obecną w napięciach między bohaterami. Można też dać się porwać dynamice widowiska i czerpać estetyczną przyjemność z wyrazistości i celności rozwiązań ruchowych, precyzji wykonania i organiczności ruchu.
Bardzo interesujące są rozszerzenia sceniczne, które pogłębiają świat opowiadania. Szybko rozumiemy zasadność deklaracji, że przedstawienie powstało „z inspiracji opowiadaniem”. Wyraźna struktura rodzinna i relacje między postaciami, motyw zamkniętej przestrzeni, którą jednak mimowie od czasu do czasu opuszczają – to wszystko tropy wyciągnięte z literatury wprost. Fantazją teatralną jest już rozszerzenie wątków związanych z postaciami rodziców (Borkowski i Nabiałkowska), którzy swoje emocje kumulują w czynnościach podtrzymujących dom przed rozpadem i entropią – sprzątają, poprawiają, przenoszą. Innego rodzaju jest również gęstość obecności postaci na scenie. Opowiadanie Grzech jest niemal wyłącznie monologiem, z kolei polifonia punktów widzenia spektaklu uruchamia raczej wymiar metafory. Rozróżnienie między symbolem i metaforą, wprost z teorii sztuki, w arcyciekawy sposób odbija się w opowiadaniu i inspirowanej nią inscenizacji.
Celem reżyserki i dramaturżki było dotknięcie tematu traumy i bólu przenoszonych przez historię i czas, wdrukowanych w ciała przodków i nasze. Interesowały ją powroty pamięci ciała, takie jak metoda wychowania zwana „zimnym chowem”, tłamszenie emocji i rugowanie ekspresji spontanicznej na rzecz zachowań poprawnych i akceptowalnych społecznie. Po części się to udało: momenty, w których na przykład synchronizacja ruchu wykonawców przybiera upiorny wymiar, czy staje się podobna do funkcjonowania maszyny rzeczywiście mogą się tak kojarzyć. Jednak są w spektaklu również (mniej liczne) momenty słabiej wypełnione, bez których przedstawienie byłoby ledwie odrobinę krótsze, zyskałoby za to na zwartości i wewnętrznej spoistości.
Bardzo trudno napisać coś o wykonawcach. Postacie to nie tyle konkretni bohaterowie ile reprezentanci cech czy osobowości. Ubrani zostali tak samo, w pomarańczowe stroje robocze z licznymi kieszeniami w kolorach stanowiących echo barw użytych w scenografii. Dzięki tej unifikacji przypominać mogą więźniów, którzy za karę sprzątać muszą na przykład stołówkę. Mogą się również kojarzyć z ekipą sprzątającą, która wykonuje swoją pracę (może sprząta dom, w którym ktoś zginął?). To rozmycie tożsamości sprawia, że bohaterów obserwuje się jak ciało zbiorowe.
Osobną uwagę trzeba poświęcić muzyce wykonywanej na żywo. Trzy artystki grają na wielu rozmaitych instrumentach, łącząc smyczki, elektronikę i przeszkadzajki. Nie tylko tworzą ambient dla przedstawienia, lecz także kontrapunktują działania sceniczne i uzupełniają je. Muzyka jest zrośnięta z aktorskim gestem, każdy dźwięk został precyzyjnie wkomponowany w strukturę ruchową i wspólnie z nią wybrzmiewa. Niesamowita jest współpraca trzech grających osób z mimami. Właśnie – współpraca, a nie wzajemne konkurowanie o uwagę widza. Trzyosobowy zespół muzyczny wydaje się tańczyć wspólnie z zespołem scenicznym, a oglądanie ich wspólnej pracy przynosi olbrzymią satysfakcję. Tak uważnego, czujnego, wsłuchanego w siebie i zgranego zespołu, który przez godzinę wydaje się oddychać wspólnie, dawno na scenach Wrocławia nie było. To zapewne efekt nie tylko prób, ale i dobrych relacji między wszystkimi wykonawcami.
Udane otwarcie cyklu Archipelag Tadeusza Różewicza, będącego przeglądem przedstawień inspirowanych twórczością pisarza, to kolejna celna choć nieoczywista premiera mimów po oryginalnie pomyślanej adaptacji dramatów Antona Czechowa. Ta jesień należeć będzie do wielkiego poety i dramatopisarza – z okazji setnej rocznicy jego urodzin. Wrocławski Teatr Pantomimy udanie i z klasą rozpoczął obchody urodzin artysty.
Mów o sobie, tylko o sobie, z inspiracji opowiadaniem Grzech Tadeusza Różewicza. Reżyseria: Daria Kopiec; dramaturgia: Martyna Wawrzyniak; choreografia: Anna Godowska; scenografia: Matylda Kotlińska; kostiumy: Patrycja Fitzet; muzyka: Aleksandra Gronowska, Patrycja Betley, Katarzyna Kapela. Wrocławski Teatr Pantomimy w Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia, premiera 17 września 2021