EN

29.12.2020, 08:52 Wersja do druku

Spisek przeciw Gomułce

"Cena władzy" Roberta Miękusa i Sławomira Kopra w reż. Arkadiusza Biedrzyckiego w Teatrze Telewizji. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

fot. mat. Filmu Polskiego

Dobrze, że media publiczne tyle uwagi poświęciły w tym roku okrągłej, 50. rocznicy masakry w Trójmieście z grudnia 1970 r. Poza dokumentami o starciu władzy ze społeczeństwem pojawiła się też w Teatrze Telewizji sztuka „Cena władzy" pokazująca rozgrywkę w obozie władzy. Już z lat 80. pamiętam spekulacje, kto mógł wykorzystać fatalne zachowanie Władysława Gomułki do pałacowego przewrotu.

Tekst napisali dwaj moi koledzy ze studiów. Robert Miękus jest scenarzystą specjalizującym się w tematyce historycznej. Książki Sławomira Kopera popularyzujące historię miewają w księgarniach osobne półki - tak dużo ich napisał. Reżyserował to Arkadiusz Biedrzycki, pierwszy raz w Teatrze Telewizji.

Sztuka nie idzie bardzo daleko w spiskowych teoriach. Owszem Mieczysław Moczar, od lat dążący do przejęcia funkcji „pierwszego", zachęca rozhisteryzowanego, pogrążonego w uporze Gomułkę do twardej linii, najpierw co do podwyżek cen żywności, potem w stosunku do demonstrantów, rozumiejąc, że to go może wysadzić z fotela. Podobną grę prowadzi, choć delikatniej, ostateczny profitent upadku Gomułki, Edward Gierek. Tekst pokazuje, jaką rolę odegrali w tej wymianie Rosjanie, niezadowoleni z Gomułki (to wychodzi słabiej), ale obawiający się Moczara i stawiający na Gierka, który w Moskwie cieszył się specjalnymi względami.

Mamy solidną rekonstrukcję zdarzeń, opowieść o czasach, kiedy  totalitarni politycy nieustannie limitowali informację, także tę wewnętrzną, prowadząc różne podchody. Ostatecznie, aby dowiedzieć się czegoś o zdarzeniach w kraju, musieli słuchać wrogiej sobie, emigracyjnej Wolnej Europy. I mamy smaczki. Dwaj czołowi działacze rozmawiają o tym, co Piotr Jaroszewicz (w chwilę potem premier przy Gierku) usłyszał od sowieckiego szefa rządu w Moskwie, ale zaraz pytają, czy Jaroszewicz sobie nie wymyślił konkluzji. W Gdańsku zaczynają się manifestacje, ale członkowie kierownictwa nie rezygnują z nasiadówki, podczas której sekretarz ds. ekonomicznych Bolesław Jaszczuk (Zbigniew Suszyński) wygłasza drętwym językiem slogany.

Coś uchwycono. Mam jednak wrażenie, że więcej dramatyzmu było w migawkach z partyjnych narad w „Czarnym czwartku", filmie Antoniego Krauzego. Po części to następstwo obsady. Miałem wątpliwości, czy Wojciech Pszoniak pasował do końca do osobowości byłego ślusarza Gomułki, ale jego tyrad wymierzonych w zbuntowaną młodzież przeplatanych scenami bicia tejże w Gdańsku trudno nie zapamiętać (Gdańsk był w tamtych grudniowych dniach traktowany przez milicję i wojsko jak teren okupowany). Wojciech Kalarus wypada blado w roli Gomułki. Brak mu owego skrzekliwego zaśpiewu, który starsze pokolenia wciąż świetnie pamiętają.

Z galerii pozostałych działaczy chyba najlepiej radzi sobie Rafał Królikowski mocno ucharakteryzowany, żeby sprostać postaci wiecznego premiera Józefa Cyrankiewicza. Przekonuje też kilka postaci drugoplanowych, jak Jarosław Boberek w roli aparatczyka manipulatora Stanisława Kani. Większość jest ledwie poprawna i nie wystarczy mi refleksja, że mieli być równie bezbarwni i niecharakterystyczni jak ich bohaterowie.

Czy należy obsadzać w rolach postaci wciąż pamiętanych aktorów niepodobnych, jak Marcin Bosak grający gen. Jaruzelskiego - rzecz do dyskusji. Skądinąd pokazano rolę Jaruzelskiego w gdańskich zdarzeniach. W latach 70. plotka kolportowana przez ludzi generała czyniła z niego człowieka o czystych rękach. Czasem twierdzono, że siedział podczas masakry w domowym areszcie. Tak nie było. Choćby po to, żeby to stwierdzić, warto ten spektakl zobaczyć.

Tytuł oryginalny

Spisek przeciw Gomułce

Źródło:

„Sieci” nr 53

Autor:

Piotr Zaremba