„Teściowe wiecznie żywe” Jakuba Zindulki w reż. Mirosława Bielińskiego w Teatrze TeTaTeT w Kielcach. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Kiedy tłumacz czeskiej literatury Jan Węglowski dowiedział się o Teatrze TeTaTeT, prowadzonym od pięciu lat w Kielcach przez aktorskie małżeństwo Teresę i Mirosława Bielińskich, zaproponował im swój przekład sztuki Jakuba Zindulki „Tchýně na zabití”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „Teściowe do zabicia”. Sztuka wpisuje się w rozrywkowy profil teatru i tak „Teściowe wiecznie żywe” (bo taki jest polski tytuł komedii) zaistniały 25 września 2022 roku na scenie TeTaTeT w Kieleckim Centrum Kultury. Reżyserii podjął się Mirosław Bieliński.
Ktoś, kto spodziewał się po tytule niewybrednych, bądź nawet grubiańskich żartów rodem z nieśmiertelnych dowcipów o teściowych, może czuć się zawiedzionym. Wszak zarówno czeska literatura, jak i tamtejsze kino potrafią, jak żadne, nawet najgorsze typy ludzkie przedstawiać z ogromną dozą ciepłego humoru, powodującego sympatię do danej osoby. Nie inaczej jest także w tej sztuce. I nawet jeśli jedna z bohaterek nazywa drugą „egoistyczną kapitalistyczną hieną”, a druga zgryźliwie wypomina pierwszej rozwiązłość erotyczną w młodości, to bynajmniej nie pobrzmiewa w tym agresja czy wulgarność. Finalnie obie panie wykażą wobec siebie sporą dawkę empatii. Ale zanim do tego dojdzie widz jest świadkiem wielu perypetii z udziałem pary młodych ludzi i ich matek. Zaczyna się nieco melodramatycznie i jakby stereotypowo: matka Karela Krála (podczas uroczystej prapremiery z udziałem dramaturga i tłumacza, które to przedstawienie oglądałem, z dużą swadą zagrał go debiutujący Łukasz Oleś; zamiennie w tej roli występuje też niedawny absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie Karol Czajkowski) nie zgadza się, by jej jedyny syn ułożył sobie życie z niejaką Jindrą Sedlákovą (w tej roli widziałem utalentowaną, z widocznym zacięciem komediowym Magdę Szczepanek, dublująca tę rolę z Eweliną Gnysińską), której matka nie potrafi nawet wskazać ojca swej córki. Niestety, nie wie, że jej ukochany synuś jest już mężem niechcianej synowej. Gdy ta wiadomość do niej dotrze, dojdzie do wydarzenia, które odmieni los starszych pań. Ale ani myślę wchodzić w szczegóły akcji „Teściowych…”, by nie pozbawiać potencjalnych widzów przyjemności śledzenia wydarzeń, które kilkakrotnie kończą się niespodziewanym obrotem spraw.
Przedstawienie w Teatrze TeTaTeT ma bardzo żywe tempo, którego reżyser Mirosław Bieliński szczęśliwie nie „przesterowuje” w stronę farsy, choć tekst Jakuba Zindulki dawał takie możliwości. Za to wprowadza przynajmniej kilka ciekawych rozwiązań realizacyjnych. Pomagają mu w tym znakomicie obsadzone w tytułowych rolach aktorki. Teresa Bielińska już samym pojawieniem się w stroju hippisowskim wywołuje przyjazny śmiech. Jej Jana Sedláková to ekscentryczna, pełna pozytywnego nastawienia do życia i ludzi kobieta, z dystansem do siebie, której trudno nie polubić. Bielińska bryluje na scenie, gra niezwykle witalnie, acz nie przekraczając granic karykatury. Zupełnie inną osobą jest Karla Králová. W powściągliwej interpretacji Ewy Pająk to wyniosła, sztywna, zasadnicza, poważna bizneswoman, której jedyną miłością jest syn Karel. Ale są momenty, gdy ta wydawałoby się pozbawiona emocji kobieta zazdrości swej antagonistce swobody i luzu. Obie panie znakomicie prowadzą niezwykle dowcipne, błyskotliwe i naturalnie brzmiące (co zapewne wynika z aktorskich doświadczeń tak autora sztuki, jak i tłumacza) dialogi. Tworzą wiarygodne postacie z krwi i kości. Udanie partnerują im wspomniani już młodsi aktorzy, choć autor nie dał im wielkiej szansy na stworzenie nieschematycznych postaci, ale to znany od wieków w literaturze syndrom „młodych zakochanych” (vide chociażby: Klara i Wacław w „Zemście”). Pokazują wiele odcieni miłości: od uczucia pomiędzy dwojgiem młodych ludzi poprzez miłość matczyną (czymże bowiem wytłumaczyć chęć zapewnienia synowi godnej przyszłości z odpowiednią partnerką), aż do miłości… Boga do człowieka. Dobrotliwego, bo któż tak jak Czesi (naród w większości ateistyczny) potrafi wierzyć w miłosierdzie Stwórcy wobec ułomnych ludzi.
Poza świetnym aktorstwem wszystkie pozostałe elementy składające się na przedstawienie „Teściowe wiecznie żywe” w Teatrze TeTaTeT w Kielcach są spójne: od pastelowej, pogodnej i funkcjonalnej jednocześnie scenografii Iwony Jamki począwszy, poprzez trafione wizualizacje Grzegorza Kaczmarczyka, a na oprawie muzycznej autorstwa Wojciecha Lisowicza, wykorzystującego ragtimowe pianistyczne etiudy, przebój Karela Gotta i song z musicalu „Hair” kończąc. Nie pozostaje nic innego, jak wybrać się do teatru Państwa Bielińskich i oddać się blisko dwugodzinnej dobrej zabawie wywołanej przednim humorem; i w taki też wprowadzającej widza.