EN

14.06.2021, 11:32 Wersja do druku

Spektakl dla widzów dorosłych (którzy kiedyś byli dziećmi)

"Akademia Pana Kleksa" Jana Brzechwy w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Radosław Korzycki.

fot. Magda Hueckel

W Teatrze Żydowskim Michał Buszewicz przy dramaturgicznym wsparciu Witolda Mrozka sięgnął po otoczony dziś kultem tekst Jana Brzechwy przywrócił polskiej scenie postać profesora Ambrożego Kleksa (w tej roli Piotr Siwek), guru Akademii, w której dzieci uczą się między innymi: kleksografii, przędzenia liter, leczenia chorych sprzętów, gry w piłkę-globus, czyli nauki geografii. 

Tytułowa postać jest emanacją mitu o tricksterze, o którym Katarzyna Slany pisała, że należy on do praobrazów uniwersalnych występujących we wszystkich kulturach i epokach”. Podstawowymi cechami postaci są „opozycyjność, przeciwstawność i przekorność (z ang. trick), łobuz, spryciarz, szachraj oraz (z ang. freak) ekscentryk, dziwak, który może funkcjonować jako antagonista ludzkości, ale także jako demiurg dobroczynny. (…) Od strony psychologicznej prezentowany archetyp współtworzy praobraz cienia odbijającego nieświadome i irracjonalne elementy psychiki ludzkiej oraz Starego Mędrca". Profesor Kleks jednoczy w sobie ideę porządku i dezorganizacji, posiadając cechy bóstwa, zwierzęcia, człowieka, herosa i maga. Jest bowiem mentorem ambiwalentnym i niesubordynowanym. Jako mistrz i przewodnik rodzi się na gruncie dziecięcych zabaw i sekretnych rytuałów.

Tak jak i u Brzechwy Akademia na scenie Teatru Żydowskiego zostanie zniszczona przez Filipa Golarza, jezioro w parku wymrze, a jego mieszkańcy, czyli ryby, żabki i raki będą musiały zamieszkać w innych baśniach. Rzeczy, z którymi jesteśmy oswojeni zamienia się w zupełnie obce. A Kleks się skurczy, jego broda zniknie, a stworzony przez Filipa chłopiec-lalka Alojzy (Barbara Szeliga) dotrze do sekretów pana Kleksa i niszczy je. Golarz (wybitna rola Ryszarda Kluge) jest wystylizowany na bonzowskiego szwarccharakteru wszechczasów: Ernsta Stavro Blofelda. Warto przypomnieć, że – o czym milczą filmy – według Iana Fleminga jego imperator zła urodził się w 1908 r. w Gdyni, żył więc w tym samym miejscu i czasie co Jan Brzechwa. 

Blofeld ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim w zakresie ekonomii i historii politycznej. Następnie udał się na Warszawski Instytut Politechniczny gdzie uczył się radioniki. Przewidując wybuch II wojny światowej sporządził kopie ściśle tajnych depesz i sprzedał je III Rzeszy. Przed atakiem Niemców na Polskę w 1939 r. zatarł po sobie wszelkie ślady i przeniósł się do Turcji. Po wojnie złożył organizację WIDMO. Baśń o Jamesie Bondzie staje się jedną z wielu sąsiadujących z baśnią o Akademii, obok tych od Bonda znacznie bardziej ponurych, jak o dziewczynce z zapałkami (Wanda Siemaszko) czy ta o królewnie żabce (Gołda Tencer). 

fot. Magda Hueckel

Autorzy przedstawienia w Teatrze Żydowskim poszli tropami ważnego dziś nie tylko w Ameryce tekstu kultury, czyli musicalu Stephena Sondheima „Into the Woods” (tytuł jest u nas tłumaczony jako „Tajemnice lasu”). W owym spektaklu pojawiają się baśniowe postaci, takie jak Kopciuszek, Jack (z łodygi fasoli), Czerwony Kapturek i wilk, Roszpunka i zła czarownica, a także niejeden przystojny książę. Dwie nowe postacie, piekarz i jego żona, na których ciąży klątwa bezpłodności, pomagają powiązać wszystko w całość. Pod koniec pierwszego aktu życzenia i marzenia wszystkich się spełniają: Kopciuszek dostaje swojego księcia, Jacek dostaje harfę olbrzyma, piekarz i jego żona mają wreszcie dziecko. W akcie drugim wszystko rozpada się na kawałki. Olbrzym od łodygi fasoli zaczyna zabijać. Książęta oszukują i zdradzają. Para z piekarni ucieka się do obwiniania i kłótni. Bohaterowie kwestionują swoje pierwotne pragnienia, myślą o tym ukradli i kogo sprzedali, by je spełnić. Nikt nie żyje długo ani szczęśliwie.

To, co jest u Sondheima największym zasobem i obietnicą szczęścia, to wspólnotowość i solidarność, co wybrzmiewa w śpiewanej pod koniec przez Kopciuszka i ensemble piosence „No one is alone”. Przeżywać osobistą samotność najlepiej w grupie. Testem dla nas wszystkich na to była wynikająca z pandemii izolacja.

Braterstwo to też najcenniejsza cnota Akademii Pana Kleksa. Gdy znika jeden z chłopców, Aaron, pozostałe dzieci się o niego martwią. Eskapistyczne tłumaczenia profesora Ambrożego, że został wypożyczony do innej bajki, nie przekonują Adasia Niezgódki (Daniel „Czacza” Antoniewicz), który postanawia na własną rękę ustalić co się z nim stało. Tu się zatrzymam przed spoilerem. Powiem tylko tyle: spektakl Buszewicza i Mrozka jest psychologiczną przynętą i przełącznikiem, bramą do dojrzewania i jego skomplikowanych prawd. Przygotowuje na pułapki dorosłości: rozczarowanie, odpowiedzialność za własne czyny i wybory, a przede wszystkim na nieuniknioną stratę.

Brzechwa pisał „Akademię” w czasie wojny, kiedy się ukrywał. Jego osobiste doświadczenia z owego okresu nie tak bardzo znowu odbiegały od wyobrażonych. Tak pisał o literacie Janusz R. Kowalczyk: „Któregoś razu Brzechwa został wyprowadzony z cukierni przez dwóch cywilów. Zabrali go do siedziby gestapo w alei Szucha. Tam oświadczył, że Żydem wprawdzie nie jest, ale mogą go rozstrzelać, gdyż wcale nie zależy mu na życiu. A czemu? Bo kobieta, którą kocha, nie chce się z nim związać. Niemcy odreagowali wybuchem śmiechu, po czym wyrzucili go za drzwi. Przy budce wartowniczej Brzechwa przypomniał sobie o zakupionym torciku mocca, który został na gestapowskim biurku. Wrócił, zastukał, przeprosił, zabrał. Tak niewiarygodny tupet zaskoczył Niemców do tego stopnia, że nie oponowali".

Źródło:

Materiał nadesłany