EN

27.09.2021, 10:01 Wersja do druku

Spacer po Hadesie czy parada straceńców?

"Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich w Warszawie. Pisze Agnieszka Zając w portalu Teatrologia.pl.

fot. Artur Wesołowski

Tramwaj zwany pożądaniem to historia podróży poprzez codzienne lęki, stres, stereotypy, poprzez pragnienie miłości i strach przed odrzuceniem. Historia bez happy endu.

„Myślę, że ta sztuka – objaśnia swój spektakl reżyserka Małgorzata Bogajewska – napisana przez Tennessee Williamsa w 1947 r., niezwykle dobrze rezonuje z tym, co się teraz dzieje. Przynajmniej w przypadku tego, co zrobiliśmy na tej scenie. Nie jest to spektakl o pożądaniu, nie jest pewnie też o miłości. Tak naprawdę ukazuje dość brutalną rzeczywistość, którą rządzi ekonomia i to, na co mnie stać. Tą rzeczywistością rządzi bieda, złe wybory życiowe, stereotypy damsko-męskie, które są zdefiniowane poprzez role społeczne.”

Dziś, podobnie jak bohaterowie Tramwaju, młodzi ludzie często mierzą się z brakiem podstawowych „narzędzi” do życia – brakiem własnego mieszkania, wiecznym pomieszkiwaniem u rodziców, płacami poniżej normy czy strachem przed związkami, i podobnie do bohaterów tej sztuki chcą tego samego – życia na własnych warunkach.

Dramat Tennessee Williamsa jest idealnie skrojony do teatru, prezentuje uniwersalne treści, nawet jeśli środowisko bohaterów jest hermetyczne. Rzecz dzieje się w Nowym Orleanie, do którego, w odwiedziny do swojej siostry Stelli i jej męża Stanleya, przybywa Blanche. Od samego początku, za sprawą znerwicowanej i psychotycznej Blanche mamy poczucie pewnego rodzaju zagrożenia. Tu nic nie może skończyć się dobrze, krok za krokiem każdy z bohaterów zapada się coraz głębiej, narastają konflikty, nikt już nawet nie ma siły podjąć próby zrozumienia się nawzajem. Czy jest możliwe wyzwolić się z opresji społecznych i uciec od utartych schematów zachowań? Spektakl odpowiedzi nie daje, i chyba nawet nie taki był zamiar twórców. Zamiast odpowiedzi dostajemy, jako widzowie, rolę biernych obserwatorów coraz większego uwikłania bohaterów w przemoc psychiczną i fizyczną.

Słusznie Paweł Janyst, któremu powierzono rolę narratora, zaprasza widzów nie na spektakl, a na eksperyment. Jest naszym przewodnikiem przez czas i miejsce akcji, zawiaduje rzeczywistością sceniczną, wyznacza upływ czasu, kontroluje działania. Wypowiadane przez przewodnika/narratora didaskalia przybliżają widzowi atmosferę miejsca, ale także uspokajają, a nawet przerywają narastający niepokój.

Jest to spektakl w procesie, aktorzy cały czas stwarzają go na bieżąco, analizują emocje, badają siebie nawzajem, bardzo bacznie się obserwując. W powietrzu wisi pierwiastek świeżości i żywotności, głównie za sprawą energii młodych aktorów. Niewidzące spojrzenie Irminy Liszkowskiej, grającej Blanche, bardzo dobrze oddaje charakter jej postaci, niestabilnej emocjonalnie, jakby prowadzącej rozmowę tylko ze sobą, a obok Stella – Malwina Laska-Eichmann, dla kontrastu bardzo rozważna, spokojna rola. Stanley Kowalski Michała Pawlika bada świat tylko pierwotnymi instynktami, a niepewny i zagubiony Mitch Krzysztofa Oleksyna boi się żyć pełnią życia, z powodu strachu przed oceną lęka się ośmieszenia.

fot. Artur Wesołowski

Pomimo dobrze i wartko zagranego spektaklu, o samych bohaterach dramatu Tennessee Williamsa nie dowiadujemy się niczego nowego. Bohaterki nadal pragną prostego życia, kochającego męża i dzieci, a panowie mają za zadanie utrzymać dom i rodzinę. Pozostają uwięzieni w machinie stereotypów i przymusów.

Mamy za to świetną, młodą energię, która nieco odwraca uwagę od tego faktu. Aktorzy grają bardzo blisko widza, korzystają z krzeseł na widowni, będących częścią scenografii. Ta bliskość potęguje wrażenie napięcia i duszności. Scenografia jest minimalistyczna, przestrzeń podzielona na trzy strefy – mieszkanie Stanleya i Stelli, bar oraz podest umieszczony za krzesłami widowni, na którym znajduje się roboczy wieszak/garderoba dla aktorów, i zarazem miejsce występu tanecznego. Automat bokser-siłomierz, stojący przy ścianie, jest miernikiem męskości i sił witalnych, a zarazem miernikiem brutalności Stanleya. Część mieszkalna to kanapa i prysznic, z którego często korzysta Blanche, wywieszając na zewnątrz swoje kolejne cielesne kostiumy. Kostiumy w ogóle są dosyć zaskakującym elementem – to bezszwowe kombinezony, nadrukowane odpowiednio do sytuacji – jako roboczy strój, T-shirt z dżinsami czy zwiewna sukienka, z których aktorzy się z łatwością wysuwają, jakby zrzucali skórę. Za ciekawe kostiumy i scenografię odpowiada Joanna Jaśko-Sroka.

Tramwaj zwany pożądaniem zagrany przez zespół Teatru Ochoty, to spektakl żywiołowy i autentyczny zarazem. Siłą tego przedstawienia są młodzi aktorzy, którzy, choć chwilami zbyt ekspresyjni, unoszą na barkach wagę problemów dramatu Tennessee Williamsa. Bohaterowie sztuki są sfrustrowani, zagubieni i raczej bezsilni wobec swojej codzienności. A co z korpocodziennością dzisiejszych czasów? Czy młodych ludzi stać będzie na bilet na tramwaj jadący na mityczne Pola Elizejskie, czy pozostaje im udział w paradzie straceńców?

Tytuł oryginalny

SPACER PO HADESIE CZY PARADA STRACEŃCÓW?

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Agnieszka Zając

Data publikacji oryginału:

23.09.2021