Album "Eden"oraz promujący go spektakl jest zaproszeniem do ponownego połączenia się na głębokim poziomie z otaczającym nas światem, z przyrodą, z innymi ludźmi i ze sobą - powiedziała PAP Śpiewaczka, mezzosopran Joyce DiDonato, która w niedzielę wystąpi w NOSPR w Katowicach.
Śpiewaczka, mezzosopran, wielokrotna laureata nagrody Grammy, Joyce
DiDonato, wystąpi w niedzielę w siedzibie Narodowej Orkiestry
Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Artystka zaprezentuje
spektakl pt. "Eden". To część trasy koncertowej po Europie i Stanach
Zjednoczonych, promującej "Eden" - jej nowy album z Il Pomo d’Oro i
dyrygentem Maximem Emelyanychevem.
PAP: Jakie jest główne przesłanie spektaklu "Eden"?
Joyce
DiDonato: "Eden" jest zaproszeniem do ponownego połączenia się na
głębokim poziomie z otaczającym nas światem, z przyrodą, z innymi ludźmi
i ze sobą. W dzisiejszym świecie jesteśmy zalewani negatywnymi
nagłówkami w gazetach i internecie, a ja chcę zachęcić ludzi, aby
dołożyli starań, by dostrzec niezwykłe piękno wokół siebie i wiedzieć,
że mają prawdziwą moc i mogą wprowadzić więcej harmonii do ich własnego
świata już teraz.
PAP: Jak natura wpływa na twoją sztukę?
J.D.:
W "Eden" czerpiemy z muzyki i poezji czterech wieków. Podnosi mnie na
duchu, że wielcy twórcy tamtych czasów czerpali inspiracje i poczucie
komfortu z natury. Zwracali się oni do niej, aby znaleźć odpowiedź na
pytania, od zawsze towarzyszące ludzkości: kim jesteśmy? Jaki jest nasz
cel?
Natura skrywa niesamowite tajemnice i może być naszym
przewodnikiem, jeśli tylko poświęcimy czas, aby naprawdę wsłuchać się w
nią i pozwolimy się jej prowadzić. Jeśli to zrobimy, naturalnie będziemy
w stanie lepiej troszczyć się o samych siebie i o świat. Przyglądam się
temu, jak natura nieustannie rozkwita na nowo nawet podczas wojny albo
innych tragedii. Czuję ogromny zachwyt i podziw dla jej mocy.
PAP: Na jakiej zasadzie układałaś program "Eden"?
J.D.:
Najważniejsze było stworzenie nowego utworu dla tego projektu.
Zwróciliśmy się do Rachel Portman, wspaniałej angielskiej kompozytorki i
do Gene Scheer, która napisała wspaniały poemat dla nas pt. "The First
Morning of the World". To naprawdę dobry moment do rozpoczęcia podróży w
celu znalezienia naszego miejsca na świecie, zastanowienie się czy
pieśń, którą śpiewają ptaki dzisiaj, jest taka sama jak pierwszego
poranka świata. To niesamowita kwestia do rozważania! Wybraliśmy dzieła z
czterech wieków i w rezultacie powstała mamy coś w rodzaju
ponadczasowej, płynnej podróży, którą, jak się wydaje, my, ludzie,
odbywamy od zawsze.
PAP: W jednym wywiadów opowiadałaś, że byłaś sceptyczna wobec włączenia do programu "Eden" utworów Mahlera i Ivesa.
J.D.:
Moją pierwszą reakcją było pytanie, czy na pewno chcemy połączyć w
programie jednego koncertu muzykę dwudziestowieczną z szesnasto i
siedemnastowieczną - tak nie układa się programu!. Ale okazało się, że
to połączenie dało wspaniały rezultat. Zestawienie to rzuciło światło na
te utwory w niezwykły sposób – przejście od Coplanda do Valentiniego
może być szokujące, a jednak, ponieważ wybraliśmy te utwory tak
skrupulatnie, można odnieść wrażenie, że zawsze były przeznaczone do
wykonywania obok siebie.
PAP: A jak zmieniało się podejście tych kompozytorów do natury w ciągu 400 lat?
J.D.:
Właśnie o to chodzi - potrzeba łączności z naturą i otrzymywania od
niej odpowiedzi zawsze była w nas. To jest nasze pierwotne wewnętrzne
wezwanie. Dzięki naturze widzimy również kruchość ludzkiego ego. W
jednym utworze Josefa Myslivečka, kompozytora współczesnego Mozartowi,
występuje Anioł Sprawiedliwości zstępujący i przekazujący ludowi zgubne
ostrzeżenie: "Zniszczę wasze wybrzeża morskie, spalę wasze pola i
roześlę wśród was zarazę, bo zapomnieliście, skąd pochodzicie". Zostało
to napisane prawie 300 lat temu, a jednak właśnie tego doświadczamy w
ciągu ostatnich 3 lat!
PAP: Lokalne chóry dziecięce z każdej
miejscowości, w której wykonujecie "Eden", występują z wami na scenie.
Najpierw pracujecie z dziećmi podczas warsztatów. Czy widzisz różnice w
podejściu dzieci z różnych państw?
J.D.: W Lizbonie dzieci martwiły się pożarami, w
Tuluzie brakiem wody, w Brukseli odkryły zrównoważoną architekturę, w
San Francisco zajmowały się lokalnym kryzysem bioróżnorodności. Przed
każdym miastem stoją wyzwania charakterystyczne dla danego regionu, ale
wszystkie one dotyczą naszych zaniedbań dotyczących ziemi po której
chodzimy i powietrza, którym oddychamy, a nawet dbania o siebie
nawzajem. W Katowicach zasadziliśmy nową Jarzębinę na terenie sali
koncertowej - dzieci bardzo chciały wnieść tam nowe życie i być
szafarzami tej ziemi.
PAP: Czemu każdy słuchacz dostaje nasionko?
J.D.:
Dlaczego nie? Marzy mi się, aby w każdym mieście zostawić po sobie nowy
ogród, ogród komunalny, ogrody wszelkiego rodzaju, ale takie, które
trzeba pielęgnować. Powołanie do istnienia nowego ogrodu, to rodzaj
zbiorowego wysiłku. Znam radość przyglądania się, jak rodzi się nowe
życie, jak wyrasta z gleby i radość z możliwości opiekowania się nim.
Myślę, że to nie tylko symboliczne, ale bardzo mocne stwierdzenie, że
przez bardzo małe czyny możemy zrobić ogromną różnicę.
PAP:
Bardzo lubisz pomagać ludziom muzyką. Wierzysz w uzdrawiającą moc
muzyki, czy to na scenie, w więzieniach, obozach dla uchodźców, czy w
szkołach. Czy mogłabyś podzielić się doświadczeniem, kiedy czyjeś życie
zmieniło się dzięki muzyce?
J.D.: Niedawno śpiewaliśmy z
chórem dziecięcym składającym się z 77 imigrantów w Grecji. W jednym
chórze były dzieci z Sierra Leon, Pakistanu, Wenezueli, Iraku, Palestyny
i innych krajów. Razem śpiewały o nadziei. Następnie zapytaliśmy, w
jaki sposób ten projekt ich zainspirował, a jedna dziewczynka napisała:
"Czuję się jak nowa osoba". Inna z dziewcząt powiedziała nam, że po raz
pierwszy w życiu doświadczyła przynależności do grupy. Pomaganie ludziom
w wyrażaniu siebie i słuchanie ich głosu ma namacalną moc. Bycie
świadkiem tych przemian jest dla mnie wielkim zaszczytem.