Wiele znaków na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom, wskazuje, że w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie dochodzi do historycznego kompromisu pomiędzy obozem "dobrej zmiany" a artystami, którzy mieli paść jego ofiarą - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Napięcie sięgnęło zenitu podczas premiery "Wesela" Jana Klaty wiosną 2017 r., spektaklu o tym, że polskim fatum jest kult śmierci niszczący wszystkie siły witalne: dlatego na weselu główną rolę grała śmierć. Faktyczny wodzirej przebywał jednak na Krakowskim Przedmieściu, w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To wicepremier Piotr Gliński, który w czasie prób do "Wesela" zarządził konkurs na dyrektora sceny. Wygrał Marek Mikos, na tle Jana Klaty ledwie teatralny statysta. Prawica od początku grała spektakl, w którym ten jeden z najważniejszych polskich reżyserów godny jest tylko okrzyku "Hańba". I taki okrzyk aktywiści krakowskiej prawicy wydawali z siebie na niewinnym, przesiąkniętym chrześcijańską pokorą spektaklu "Do Damaszku", skądinąd haniebnie myląc teatralną kreację Doroty Segdy z jej filmową rolą Św. siostry Faustyny. O tym, że niektórzy ludzie prawicy nie rozumieją konwencji sztuki teatru, przekonaliśmy się ju�