- Aktor może robić na scenie najdziwniejsze rzeczy, ale musi wierzyć w ich sens i wiedzieć, dlaczego to robi. Wtedy widz - nawet jeśli to, co ogląda, wydaje mu się głupie czy niestosowne - jest po jego stronie - mówi MICHAŁ BORCZUCH przed czytaniem "Zawiszy Czarnego", które przygotowuje w Instytucie Teatralnym w Warszawie.
JOANNA WICHOWSKA: Uchodzisz za specjalistę od "fenomenu niedojrzałości". Bohaterowie Twoich kolejnych spektakli to młodzi ludzie skonfrontowani z zimnym światem, w którym upadły wszelkie wartości i znaczenia MICHAŁ BORCZUCH: Rzeczywiście, od debiutanckich "KOMPOnentów" - mimo, żemoi bohaterowie się jednak zmieniają, dorastają - ten jeden podstawowy temat wciąż mnie najbardziej zajmuje. Na różne sposoby przeprowadzam ten sam eksperyment: zderzenia indywidualnej wrażliwości z pewnym okrutnym, bezwzględnym mechanizmem. Czy w konstruowanym według zasad tego mechanizmu świecie dominuje nihilizm? Być może tak, choć dla mnie ważniejszy jest jakiś rodzaj tragiczności, który się pojawia w samej sytuacji takiego zderzenia. Można by to prosto nazwać tragizmem niedostosowania, czy niedopasowania. Wielcy bohaterowie, wielkie zdarzenia historyczne - taka skala mnie na razie nie pociąga, emocjonalnie nie mam do niej dostępu. Skupiam się na małej, jednostkowej