Pan Marek Kochanowski uznał, że opera może naruszyć jego interesy. Okaże sie smokiem wawelskim, pożerającym w takim tempie białostockie dziewice, że dla "Fabryki Bestsellerów" nie ostanie się ani jedno dziewczątko - z prezesem "Fabryki ..." polemizuje Roberto Skolmowski, dyrektor Opery Podlaskiej.
Korzyści z posiadania najnowocześniejszej w Polsce sceny koncertowej ma czerpać miasto, a koszty utrzymania ponosić województwo na spółkę z dyrektorem - proponuje pan Kochanowski. Plan jest być może genialny, ale oznacza płacenie za własne przyjemności pieniędzmi wyciąganymi z cudzego portfela. Dlatego lepiej o nim z takim bezwstydem nie opowiadać. Choćby ze względu na prestiż i dobre imię Białegostoku, który z pewnością nie chce zasłużyć na miano krwiopijcy, wysysającego wszystkie soki z reszty Podlasia. Owszem, przyjemniej brać nic nie dając, ale rozsądniej i przyzwoiciej zastosować choćby w minimalnym stopniu zasadę wzajemności (do ut des - daję, abyś dał). Wiąże ona osobę obdarowującą z obdarowaną i tworzy między nimi mocną więź. Powiem otwarcie: chciałbym, aby miasto choćby symbolicznie pomogło w utrzymaniu opery. Uznało publicznie, że nie jest ona ciałem obcym, ale częścią Białegostoku. Gra się toczy o bardzo dużą st