„Ale z naszymi umarłymi” Jacka Dehnela w reż. Marcina Libera z Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach na 43. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Katarzyna Harłacz w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr Żeromskiego w Kielcach w pełnym absurdów spektaklu „Ale z naszymi umarłymi” opowiada o niezwykłym zdarzeniu, jakim jest atak zombie na Polskę. Scenariusz powstał jako adaptacja książki Jacka Dehnela pod tym samym tytułem, a dowiadujemy się z niej, że zombie zaatakowały Polskę właściwie w dobrym celu i tylko w nich już można pokładać nadzieję na lepsze jutro naszego kraju. Poza tym sami owe duchy wyhodowaliśmy na własnych, rodzimych cmentarzach i chyba nie mamy już innego wyjścia.
Już na samym początku spektaklu widz został skonfrontowany z bardzo oryginalnym zabiegiem: miejsca publiczności i aktorów zostały zamienione – odbiorca znalazł się na scenie, oglądając całe przedstawienie z góry. Od początku do końca trwania widowiska publiczność została wciągnięta w niebanalną fabułę. Powstała zabawna makabreska, na wskroś polska – wszystko było nawiązaniem do naszych narodowych cech: wiele było odniesień do różnych zakątków kraju, do wszelkich działalności i sfer naszego życia (zwłaszcza polityki i religii), a także do naszej zawikłanej i pełnej patosu historii. Karykaturalny wydźwięk przedstawienia nie tylko rozbawiał, ale też zmuszał do zastanowienia. Absurdalne zdarzenia i szalona akcja nie pozwalały na nudę.
Minusem inscenizacji była jednak momentami zbyt duża dosłowność i przesada. Oczywiście temat wampirów i zombie sam w sobie jest nieco sztuczny, jednak można było inaczej pewne rzeczy pokazać. Przesadzone – zbyt dosłowne – były kostiumy i makijaże. Użyte jako artefakty obrazy religijne czy szereg wielkich krzyży, którymi wymachiwano przed widzem, były zbyt oczywiste w przekazie. Również razić mogło nadmierne nagromadzenie przekleństw. Tej przesady udało się uniknąć w warstwie tekstowej, w parafrazowaniu słów znanych osób, niedopowiedzeniach i delikatnych aluzjach – trafiały w punkt naszej narodowej pychy, wywołując dużo śmiechu.
Również choreografia i zespołowy ruch były interesujące, ale już ruch pojedynczych osób wyginających się w różne strony w rytm muzyki wprowadzał czasami sporo chaosu. Żywiołowa i dynamiczna muzyka (choć niestety zbyt głośna, jakby realizatorzy zapomnieli, że widzowie jeszcze są żywymi ludźmi i mają delikatny słuch) połączona z ciekawym tekstem były silnym akcentem podkreślającym tematykę przedstawienia.
Duża liczba różnorodnych działań i środków wyrazu była ogromnym plusem tej realizacji. Wszystko tworzyło spójną całość, z jasnym przesłaniem, choć czasami wkradał się chaos i egzaltacja. Ale to przede wszystkim podjęta tematyka, a zwłaszcza jej sposób przekazania były niebanalne i zasługujące na uznanie. Wszakże umiejętność śmiania się z samych siebie to wyższa szkoła i stać na to jedynie dojrzałe społeczeństwo.