- Dziś w Warszawie trzeba sobie widzów wyrywać. Wydaje mi się więc, że zmniejszenie jednego bytu administracyjnego, de facto sprowadzające się do tego, że w Warszawie będzie nie o jedną scenę mniej, ale o jednego dyrektora, co, jak rozumiem, jest bardzo bolesne dla wielu moich kolegów, to krok we właściwym kierunku - mówi Tadeusz Słobodzianek w Przeglądzie.
Czym jest dla pana teatr? Świątynią sztuki, w której publiczność wierzy we wszystko, czy zwierciadłem naszych win i niedoskonałości? - Może być jednym i drugim, bo podobnie jak życie funkcjonuje w sprzecznościach i jest najlepszym instrumentem, by te sprzeczności badać. Teatr zawsze miał się najlepiej, gdy człowiek próbował zadać sobie pytanie, co nami kieruje: wolność czy przeznaczenie. Jeśli przyjrzymy się historii dramatu, od tragedii antycznej do XX-wiecznego dramatu absurdu, problem ten był zawsze dla teatru najważniejszy. Filozofowie dociekali, co nami rządzi, i zwykle wychodziło, że sprzeczności - z jednej strony możliwości wyboru, z drugiej - przeznaczenie, los, fatum. To już nie trzy teatry, którymi pan kieruje, ale niemal cztery, jeśli włączyć małą scenę w Dramatycznym. Każda będzie miała dyrektora albo kierownika? Myśli pan o rozbudowaniu struktury administracyjnej czy o jej skomasowaniu? - To bardzo ciekawe, jak Scena Przo