„Romeo i Julia" Sergieja Prokofiewa w choreogr. Matthew Bourne'a, New Adventures, pokazy w Sadlers Wells w Londynie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Istnieją miejsca magiczne, w których dla miłośnika baletu prawie każdy wieczór staje się doznaniem artystycznym. W Europie mamy kilka takowych siedlisk, gdzie różnorodny, zmienny program, gościnne występy zespołów tańca, kształtują świetną ofertę dla publiczności. Takowy koncept obrała scena między innymi w Luksemburgu, ale niezaprzeczalnym domem tańca na naszym kontynencie pozostaje Londyn i Sadlers Wells. Miejsce o niebagatelnej historii i kilkukrotnej rekonstrukcji przestrzeni, które doprowadziły do kształtu obecnego. Posiada niesamowity klimat, nie tyle wnętrza, co buduje je odwiedzająca publiczność. Z jednej strony wytrawnych bywalców, koneserów i znawców, a także mieszczańska klasa średnia dążąca do przeżycia niezapomnianego wieczoru ze sztuką ruchu. Można powiedzieć, że program kształtowany miejsca stolicy Wielkiej Brytanii jest na zasadzie „każdy znajdzie coś dla siebie”. W już rozpoczętym sezonie z jednej strony Carlos Acosta i jego Carmen, New York City Ballet, a także Tanztheater Wuppertal Pina Bausch. Z drugiej strony mistrz humoru, lekkości, swoisty mag baletu Matthew Bourne. To postać niesamowita, wręcz ikona brytyjskiej sceny. Każdy zna, choćby z filmu Billy Elliot jego Jezioro łabędzie, które łamiąc konwencję i stereotypy ukazywało miłość gejowską, gdyż w roli ptaków występowali mężczyźni, a w jednym z nich zakochiwał się książę. Bourne jest mistrzem własnych interpretacji klasyki tańca, przetwarzania jej w oryginalny sposób, gdzie ruch może nie jest zbyt oryginalny i przewidywalny, ale narracje zrywają ze stereotypowym ujęciem. Tak było w Śpiącej królewnie rozegranej w formie gotyckiego horroru wzorowanego na ekspresjonizmie niemieckim czy też w Car-Men na podstawie opery Georgesa Bizeta, ale znów rolę ponętnej Cyganki zajmował mechanik samochodowy. Te zmiany, przeformułowania mają swoją wielką siłę. Przybliżają utwór do naszych czasów, zrywają z pompatycznością, czasem niezrozumiałą dla szerokiego odbiorcy konwencją. Już w grudniu i styczniu będzie można zobaczyć Edwarda Nożycorękiego. Wzorowana na filmie opowieść to sielanka, która posiada magię przyjaźni i akceptacji odmienności. To właśnie krąg zainteresowania choreografa. Dążenie do ukazywania ułomności, skrywanych uczuć. Owa tajemnica seksualności w Jeziorze łabędzim, które premierę miało w 1995 roku, stanowiła zerwanie ze społecznym tabu. Dziś nikogo nie szokują związki tej samej płci, ale wówczas był to przełom dla brytyjskiej sceny. Bourne uwielbia szokować, wzbudzać zastanowienie wśród publiczności, a także pobudzać do myślenia. Obecność zespołu artysty – New Adventures w Sadlers Wells jest programem obowiązkowym każdego sezonu. Dwukrotnie – zimą i latem – prezentuje w cyklu niemal dwumiesięcznym, dwa odmienne widowiska. W sierpniu tegoż roku na deskach zawitali z Romeo i Julia. Ale znów w nieoczywistej formie, pełnej bólu, seksualności i niespełnienia.
Matthew Bourne, wykorzystując co prawda w odmiennej aranżacji i układzie kompozycję Siergieja Prokofiewa, zmienia całkowicie przestrzeń gry. Polem akcji staje się współczesność i instytut dla „trudnej młodzieży” w Weronie. Tu trafiają młodociani „odmieńcy”, którzy dla rodziców żądnych konformistycznego poklasku, stają się ciężarem i utrapieniem. Jednym z tych, który odnajduje tu miejsce jest Romeo, syn polityka, który nie może pozwolić sobie na blamaż posiadania nadwrażliwego syna. Jednak ów przybytek, będący powierzchownie białą, wydestylowaną przestrzenią, pełen jest podskórnej patologii. To jak obrazek, z sensacyjnych pierwszych stron tabloidów, w których można wyczytać przeraźliwe historie z miejsc odizolowania i zamknięcia.
Strażnikiem jest Tybalt, który nie tylko nadzoruje porządek, ale raczej poszukuje wrażeń erotycznych. Jego ofiarą staje się Julia, która za wszelką cenę stara się uniknąć seksualnego zbliżenia, ale w owej klaustrofobicznej, przeszytej złem instytucji trudno się oprzeć opresji silnego mężczyzny. Pojawienie się Romeo zmienia jej świat, na horyzoncie objawia się młodzieniec pełen ciepła i uroku. Kolejne dni w tym specyficznym miejscu upływają na powtarzalnych czynnościach, myciu, lekach i sztucznych tańcach inspirowanych przez Bernadette Laurence. To jedyna pozytywna postać, ze świata zewnętrznego, która przynosi odrobinę koloru, w przestrzeń podejrzanej bieli. Właśnie owe tańce ukazują relacje i uczucia. Benvolio jest w związku z Merkucjo i właśnie za ową relację Tybalt dokona zbrodni, bowiem jego homofobia nie jest w stanie zaakceptować gejowskiej miłości. Owe zdarzenie wywołuje złość i zemstę. Grupowy lincz na znienawidzonym strażniku. Jednak o zbrodnię zostaje oskarżony Romeo, który mimo wydalenia z miejsca powraca, za sprawą pokaźnego czeku od ojca na rzecz ośrodka. Jednak już nie ma spełnienia. Miłość choć trwa, to jednak zatraca się rzeczywistość. Nóż dosięga chłopaka, a następnie Julia popełnia samobójstwo. Złożeni na ołtarzu miłości, bo chcieli żyć pełnią uczucia, mimo zamknięcia i odizolowania, nie są tylko klasyczną ikoną nieśmiertelnej miłości z Werony, ale żywym obrazem gwałcenia uczuć w czasach naszej rzeczywistości.
Choreograf jest niezwykle przewrotny w swoim układzie. Wykorzystując taniec współczesny nie zrywa z ikonicznymi fragmentami utworu Prokofiewa. Jest oczywiście scena balu – fragment otwierający wieczór i scena balkonowa, która w zamkniętej przestrzeni ośrodka wypada niezwykle efektownie, bowiem scenograf Lez Brotherston zabudował horyzont sceny niezwykle funkcjonalnym dwupoziomowym kubikiem. Tworzy się niewidoczny labirynt przejść, tajemnic, cieni, drugiego świata odizolowanej powierzchni. Już kilkukrotnie podkreślana biel, która winna być przyjazna i bezpieczna dla oka, staje się nieznośna i odrzucająca jako opresyjny kolor odizolowanego świata. Bourne oddaje pole zespołowi, to on jest głównym bohaterem wieczoru. Ów układ nie jest może wyżynami choreograficznej pracy, ale spójnym i jasnym przykładem dobrej współpracy z tancerzami.
Główna para Monique Jonas i Rory Macleod świetnie odnajdują się w swoich rolach, ale niestety powtarzalne duety zaczynają nużyć i widz zastanawia się czy może nie czas już umierać? To największy mankament, który w innych pracach Brytyjczyka nie występował. Ale jest to wielki problem baletu do muzyki Prokofiewa, że ostatni akt zabija monotonia i powtarzalność, niestety ten grzech również popełnił Bourne. Mimo to ukazał odmienny świat, w który wpisał nowoczesną formę, klarowną dla współczesnego odbiorcy. Wychodząc z teatru myśli wędrują do telewizyjnych programów interwencyjnych, a także prasowych notatek o nieadekwatnych miejscach odosobnienia i samotności.
Wieczór w Londynie był jak terapia. Ukazanie świata, który jest blisko nas, ale faktycznie nie chcemy go zauważać. To również pole miłości, różnorodnej, pięknej, ale dla niektórych nadal zakazanej. Każdy ma prawo kochać, zdobywać, oczarowywać. Czas ochłonąć, szczególnie wokół naszego nadwiślańskiego świata, bo każdy ma prawo trzymać za rękę kogo chce, tańczyć z kim chce. Po prostu kochać.
Romeo i Julia, Sergiej Prokofiew, choreografia Matthew Bourne, New Adventures, pokazy w Sadlers Wells w Londynie, sierpień 2023: