"Szkoła" wg scen. i w reż. Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej w Teatrze Młyn w Warszawie, spektakl online. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.
Mimo możliwości stacjonarnego funkcjonowania warszawski Teatr MŁYN pokazał w weekend 17 – 19 września 2021 roku premierę on – line spektaklu „Szkoła” Natalii Fijewskiej – Zdanowskiej.
Jak powiedziała Natalia Fijewska – Zdanowska, która nie tylko napisała tekst sztuki, ale również ją wyreżyserowała, „Szkoła” powstała z gniewu matki na naukę zdalną i inne kurioza systemu edukacji. I rzeczywiście szczególnie mocno wybrzmiewa w spektaklu Teatru MŁYN problem wymuszonej przez pandemię korona wirusa nauki zdalnej i jej konsekwencji wyrażającej się między innymi w tym, że uczniowie stali się „czarnymi kwadratami” na ekranach monitorów komputera lub laptopa. Albo numerami w dzienniku elektronicznym. W szkole przedstawionej w sztuce Fijewskiej – Zdanowskiej najważniejsze są plany nauczania, regulamin oceniania i inne, ewaluacja; tu nawet przestawienie krzeseł w klasie wymaga pisemnej prośby do dyrekcji o zgodę na dokonanie tejże zmiany. W tej całej papierologii zupełnie nie liczy się dziecko, które przez system edukacyjny nazywany jest uczniem, czyli obiektem poddawanym procesowi nauczania. To także szkoła, gdzie rozwinięty jest system inwigilacji i donoszenia. Nawet jeżeli autorka spektaklu stosuje w nim artystyczną hiperbolę, to trudno jej odmówić wnikliwości obserwacji zjawisk zachodzących w polskiej szkole i przewidywanej możliwości eskalacji negatywnych zjawisk w niej istniejących. To niezwykle ważny problem społeczny, dlatego też MŁYN zdecydował się pokazać „Szkołę” w Internecie, by trafić do jak najszerszej grupy odbiorców.
Niestety, nie udało się Natalii Fijewskiej – Zdanowskiej uniknąć pewnej sztampowości, która przejawia się najbardziej w sposobie przedstawienia grona pedagogicznego. Pracujący w tej szkole nauczyciele to grupa tępych, sfrustrowanych, niespełnionych życiowo i zawodowo, którzy bezrefleksyjnie wykonują najgłupsze nawet zalecenia władz oświatowych. Dowodzi nimi (przynajmniej formalnie) kobieta o wyglądzie przekupy z podrzędnego bazaru, mająca - mimo długiego stażu – problemy z przeczytaniem wyrazów: dydaktyczny, edukacyjny, ewaluacja. Szanuję prawo autorki do swojej wizji postaci, ale po spędzeniu w tym środowisku wielu lat, mogę z całą stanowczością stwierdzić, iż aż takich prymitywnych dyrektorek raczej w polskich szkołach (na szczęście) nie ma. No chyba, że Fijewska – Zdanowska antycypuje przyszłość, gdy o tym, kto jest dyrektorem szkoły będzie decydował partyjny kurator? Grająca Szanowną Dyrekcję Joanna Żółkowska pokazała, stosując grubą kreskę, jak może to wyglądać w przyszłości. W podobnie wyrazisty, na pograniczu karykatury, sposób postać Pierwszej Sekretarz (z czymś to Państwo kojarzą?) kreuje Agata Kołodziejczyk. Jej dyktatorskim zapędom poddaje się bez słowa sprzeciwu bezwolne grono nauczycielskie grane przez grupę warsztatową Woda na Młyn, działająca przy teatrze.
Groteskowa konwencja spektaklu i stereotypowe ujęcie bohaterów nie dają aktorom dużego pola do popisu i stworzenia wybitnych kreacji (zresztą, mam wraGroteskowa konwencja spektaklu i stereotypowe ujęcie bohaterów nie dają aktorom dużego pola do popisu i stworzenia wybitnych kreacji (zresztą, mam wrażenie, że bardziej w tym spektaklu chodzi o sprawę niż o sztukę). Chyba tylko Bartoszowi Mazurowi udaje się stworzyć namiastkę pełnokrwistej postaci nauczyciela wychowania fizycznego, miłośnika baletu, geja. Zuzanna Fijewska – Malesza gra polonistkę dość schematycznie, podobnie jak Jarosław Boberek, występujący, przeważnie z offu, jako ochroniarz.
Z całą pewnością „Szkoła” jest spektaklem ważnym i potrzebnym, bo zwracającym uwagę na istotny problem społeczny, jaką jest „młodzieży chowanie”. Niestety, nie jest spektaklem z happy endem, bowiem w finale okazuje się, że młody nauczyciel Krzy (gra go debiutujący w MŁYNIE Tomasz Marczyński), który miał być nadzieją na odmianę sytuacji w szkole, a gdy zostaje dyrektorem placówki, z przerażeniem pyta swoich kolegów – nauczycieli: „I co teraz?”. I zarówno jego, jak i widza optymizmu nie są w stanie wzbudzić udane, melodyjne piosenki z muzyką Filipa Dregera.