Czy nie lepiej zamiast prowadzić słowne utarczki, zaprosić sąsiadów do teatru? Niech zobaczą któreś z przedstawień, niech zajrzą za kulisy, niech porozmawiają z aktorami. Może w ten sposób poczują, że warto było przecierpieć dwa lata remontu i kilka miejsc parkingowych, aby powstało to niezwykłe miejsce. I zrozumieją, że to także ich teatr - o Teatrze Polonia w Warszawie pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Już od dwóch lat kibicuję Krystynie Jandzie, która odważyła się opuścić bezpieczny, etatowy teatr i założyć prywatną scenę w dawnym kinie Polonia. Aktorka do dzisiaj powtarza, że zdecydowała się na ten krok w nagłym przypływie szaleństwa, nie przewidując kłopotów, na jakie naraża siebie i swoich bliskich. Przez ten czas borykała się z wieloma problemami: od bezwładu urzędów przez zawiłości przepisów po ciągły brak pieniędzy. Z wieloma udało jej się uporać. Nie przypuszczała jednak, że największą przeszkodą okażą się mieszkańcy kamienicy sąsiadującej z teatrem. Najpierw nie zgadzali się na powiększenie sceny, potem na szklany korytarz, którym widzowie mogliby wprost z ulicy przedostać się do foyer. Były problemy z otwieraniem bramy dla widzów i ekip budowlanych. W końcu wspólnota złożyła protest wobec decyzji o warunkach zabudowy, który został jednak odrzucony. Dzięki temu we wrześniu Janda mogła otworzyć wyremontowaną