EN

7.04.2023, 08:44 Wersja do druku

Salem

Napisane przez Arthura Millera w 1953 roku Czarownice z Salem były – jak wiadomo – reakcją tego dramatopisarza i scenarzysty na tak zwany makkartyzm, czyli walkę z zagrożeniem komunistycznym wewnątrz Stanów Zjednoczonych, toczoną na początku lat pięćdziesiątych między innymi przez senatora Josepha MacCarthy’ego. Jego ofiarą padło wielu ówczesnych intelektualistów, artystów i celebrytów, w tym sam autor sztuki. Do dziś zresztą restrykcje, jakie dotknęły ówczesne elity USA, wracają przy rozmaitych okazjach jako swego rodzaju męczeński mit lewicowej Ameryki.

Budynki sądu w Salem, źródło: Salem State Archives / CC BY 2.0

Abstrahując od zasadności działań oraz skutków makkartyzmu – dziś warto wrócić do dramatu Millera przede wszystkim dlatego, że stanowi świetny przykład analizy mechanizmu zorganizowanej nagonki, której nie należy do końca utożsamiać ze spiskiem. Nie mamy bowiem w tej sztuce do czynienia z opisem działań w pełni świadomej swych celów grupy osób, które chcą doprowadzić na przykład do drastycznej i nagłej zmiany zasad życia społecznego na drodze przewrotu. Jest to raczej spontaniczny wybuch licznych zadawnionych resentymentów, do którego dochodzi na skutek błahego w gruncie rzeczy incydentu – potajemnych tańców w lesie grupki dziewcząt, oskarżonych później o czary i konszachty z szatanem. Następstwa tych wypadków są jednak bardzo poważne – kobiety przestraszone wizją kary, zaczynają oskarżać kolejne osoby, do miasteczka przybywają pastorzy i śledczy, zapadają wyroki śmierci.

Dlaczego przypominam tę wielokrotnie inscenizowaną i ekranizowaną sztukę, odczytywaną zwykle jako przypowieść o fatalnych konsekwencjach religijnego fanatyzmu i zabobonu? Intrygują mnie bowiem w tej historii przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsza to ukazany bezwzględny mechanizm burzący pozorny spokój społeczności – od narastającej fali oskarżeń, które na początku brzmią groteskowo i śmiesznie, a kończą się prawdziwą tragedią. Dodatkowo, mające okiełznać ową falę, instytucje i procesy sądowe szybko osuwają się w ponurą farsę. Jak to się dzieje, że określona wspólnota stosunkowo łatwo kapituluje wobec garstki fanatyków i z taką łatwością ulega zbiorowej histerii?

Wydaje się, że nie byłoby to możliwe bez moralnego szantażu opartego na przekonaniu mieszkańców Salem o naganności i fatalnych skutkach czarów. Zapomnijmy na chwilę o tym, że chodzi tu o „magię” czy „szatana” i podstawmy w to miejsce słowo „prześladowanie”. Wszyscy przecież się zgodzimy, że jest ono czymś złym. Wystarczy jednak, że definicja „prześladowania” wymknie się spod kontroli i zostanie tak nazwane na przykład poruszanie niewygodnych dla kogoś spraw albo w ogóle wyrażanie kategorycznych opinii na czyjś temat. Przyjmując taki punkt widzenia (wszak naprawdę nie chcemy nikogo prześladować), zaczynamy się autocenzurować i stajemy się w pewnym sensie niewolnikami własnych deklaracji.

U Millera pozornie szalone dziewczęta nauczyły się narzucać pastorom i sędziom sposób rozumienia owych „czarów” i wskazywały każdego, kogo tylko chciały lub kogo wskazać się opłacało. „Czary” w tej sztuce to nie tylko dziwne zabawy w lesie i praktykowanie jakichś rytuałów, ale także małżeńskie zdrady, skrywane pożądania, zawiść sąsiedzka. Wszystko to paraliżowało wszelki racjonalny opór, uruchamiając niemożliwe do kontrolowania afekty, czerpiące właśnie siłę z mieszaniny lęku, pożądania i resentymentów. Konsekwencją tej rozlewającej się fali oskarżeń i represji była gęstniejąca atmosfera terroru.

Drugą sprawą – stanowiącą element mechanizmu niwelowania oporu i wywoływania powszechnego poczucia zagrożenia – jest coś, o czym napomyka Miller w autokomentarzu prezentującym Johna Proctora, czyli postaci, która może budzić u czytelnika największą sympatię: „Proctor jest grzesznikiem i to grzesznikiem nie tylko przeciw moralności swoich czasów, ale także przeciwko własnej wizji przyzwoitego prowadzenia się. Ci ludzie nie dysponowali rytuałem oczyszczania z grzechów”. W powszechnym odczuciu pozytywny bohater rzeczywiście zdradził chorą żonę z Abigail (jedną z głównych oskarżycielek), co dało początek późniejszym wydarzeniom. Przyparty do muru wyznaje winę, przyznaje się nawet do konszachtów z siłami nieczystymi, ale okazuje się to niewystarczające, by ocalić życie. Jedynym na to sposobem byłoby rzucenie oskarżeń na kolejne osoby – czyli tak naprawdę przyjęcie w pełni logiki oskarżycielek i sędziów. Nie może w żaden sposób odkupić winy, a jednocześnie chce ocalić własną godność, dlatego nie ma innego wyjścia niż męczeństwo, które tak czy inaczej wpisuje się w porządek oparty na rozszalałych afektach.

W autokomentarzach zawartych w sztuce Miller wielokrotnie podkreśla, że wydarzenia ukazane w Czarownicach z Salem to jeden z ostatnich akordów rozpadającego się świata mieszkańców amerykańskiego miasteczka. Pozwolę sobie zatem w całości przytoczyć zakończenie tegoż dramatu zatytułowane Echa na korytarzu.

„Niedługo po wyciszeniu emocji przegłosowano odwołanie Parrisa [pastora Salem i jednego z oskarżycieli] z urzędu. Odszedł pieszo gościńcem i słuch po nim zaginął.
Legenda głosi, że Abigail pojawiła się później w Bostonie jako prostytutka.
Dwadzieścia lat po ostatniej egzekucji rząd uchwalił odszkodowania dla tych ofiar, które jeszcze żyły, oraz dla rodzin straconych. Mimo to nie wszyscy zdecydowali się uznać swoje winy, a podział społeczności wciąż się utrzymywał, gdyż część beneficjentów wywodziła się nie spośród ofiar, tylko donosicieli.
Cztery lata po śmierci Proctora Elizabeth wyszła ponownie za mąż. Na uroczystym zebraniu w marcu 1712 roku kongregacja wiernych odwołała ekskomuniki, ale uczyniła to na rozkaz rządu. Sąd przysięgłych jednak uchwalił deklarację, w której prosi o przebaczenie wszystkich, którzy ucierpieli.
Niektóre farmy, należące uprzednio do ofiar, popadły w ruinę i przez ponad sto lat nikt nie odważył się ich wykupić ani w nich zamieszkać.
Praktycznie rzecz biorąc, władza teokratów w Massachusetts została obalona”.
(Arthur Miller, Czarownice z Salem, przeł. Anna Bańkowska, Warszawa 2009, s. 275–276).

Jarosław Cymerman

Źródło:

Materiał własny

Ludzie