EN

19.10.2020, 08:48 Wersja do druku

Ryszard Ronczewski. Pożegnanie (27.06.1930-17.10.2020)

fot. mat. Filmu Polskiego

Moje pierwsze spotkanie z panem Ryszardem Ronczewskim zdawało się nie zwiastować niczego dobrego. Był to rok 2008, grałem w filmie „Miasto z morza”. Wczesnym rankiem czekałem przy głównej ulicy Sopotu na samochód mający mnie zawieźć na plan. Paliłem przy tym papierosa. Gdy podjechało auto, zgasiłem papierosa i wsiadłem na tylne siedzenie. Powiedziałem „dzień dobry”, ale w odpowiedzi człowiek siedzący obok kierowcy odwrócił do mnie mocno „wkurzoną” twarz i wyburczał: „Musiał się pan napalić!”.

To był właśnie Ryszard Ronczewski. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że po przebytym zawale stał się nieprzejednanym wrogiem papierosów. Miałem okazję widzieć to potem w czasie zdjęć. Pan Ryszard denerwował się szalenie, gdy ktokolwiek w jego polu widzenia pojawiał się z papierosem i krzyczał, że Donald Sutherland za takie coś – zrywa dzień zdjęciowy (panowie Ronczewski i Sutherland spotkali się na planie filmu „Prominent” kręconego m.in. w Trójmieście w 1990 roku).

    Po tym niefortunnym przywitaniu postawiłem sobie za punkt honoru obłaskawienie Ryszarda Ronczewskiego. Scenę kręciliśmy w wagonie, zaś nasz filmowy pociąg poruszał się między stacjami Gdynia Główna Osobowa i Żukowo. Moje zamierzenie ułatwił mi reżyser Andrzej Kotkowski, który usadzając nas w wagonie – posadził mnie właśnie obok pana Ryszarda. Nie muszę dodawać, że przez cały czas między podróżą na plan, a zdjęciami paliłem tak, by Ryszard Ronczewski nie widział mnie już z papierosem.

Korzystając z siedzenia obok siebie zacząłem go zagadywać, podpytywać o jego kolegów ze studiów aktorskich. Okazało się, że on niektórych z nich zupełnie stracił z oczu, a ja byłem w stanie mu powiedzieć, że ten gra w Warszawie, ten w jakimś innym mieście, ten jest w Skolimowie, a tamten to już umarł. I lody pękły. Już do końca zdjęć rozmawialiśmy swobodnie, jak gdyby nigdy nic, bo pan Ryszard był wspaniałym gawędziarzem.


fot. mat. teatru

Ryszard Ronczewski urodził się w podwileńskiej Puszkarni 27 czerwca 1930 roku. Łódzką szkołę teatralną ukończył w 1956 roku i krótki czas pracował na deskach teatrów łódzkich i warszawskich. Jednak od 1960 roku, od kiedy zaangażował się do Sopockiej Estrady, nie opuścił już Trójmiasta. Występował w teatrach sopockich, gdyńskich i gdańskich. Grał wspaniałe role w spektaklach reżyserowanych przez m.in. Jerzego Golińskiego, Tadeusza Minca, Stanisława Hebanowskiego, Marka Okopińskiego, Zbigniewa Bogdańskiego, Ryszarda Peryta, Ryszarda Majora, Stanisława Różewicza, Marcela Kochańczyka, Krzysztofa Babickiego, Rudolfa Zioło, Ingmara Villqista, Ondreja Spišáka i Michała Zadarę.
   

W filmie polskim grywał przeważnie role drugoplanowe i epizodyczne, ale za to w jakich filmach! Wystąpił w „Kanale” Andrzeja Wajdy, „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka, „Krzyżakach” Aleksandra Forda, „Zaduszkach” Tadeusza Konwickiego, „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa, „Faraonie” Jerzego Kawalerowicza, „Westerplatte” Stanisława Różewicza, „Panu Wołodyjowskim” Jerzego Hoffmana. Jednak szczególnie piękną rolę już w XXI wieku dało mu kino niemieckie. W „Kadiszu dla przyjaciela” Leo Khasina z 2012 roku przejmująco zagrał mieszkającego od lat w Niemczech rosyjskiego Żyda, który nawiązuje „przyjaźń niemożliwą” z czternastoletnim Palestyńczykiem.  Za występ w tym filmie otrzymał nagrodę za główną rolę męską na warszawskim Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej w 2012 roku.

Był aktywny do końca życia. Pracował cały czas i to niestety w jakimś sensie przyczyniło się do jego śmierci. Na planie filmowym zakaził się koronawirusem COVID-19 i ciężko zachorował. Zmarł w Sopocie 17 października 2020 roku.
Rafał Dajbor

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Rafał Dajbor