W ostatniej dekadzie teatr podejmował modernizacyjne tematy i nadrabiał zaległości, spowodowane jeszcze w poprzedniej epoce. Pozostawał o dobre kilka kroków przed kinem, reagując szybciej - pisze Kalina Zalewska w miesięczniku Teatr.
Ostatnie dziesięciolecie było pierwszą dekadą przynależności Polski do Unii Europejskiej. Do przełomowego faktu akcesu odnosiła się "...córka Fizdejki" według Witkacego w reżyserii Jana Klaty, młodego, szerzej nieznanego reżysera, który w 2005 roku prezentował w stolicy swoje przedstawienia. Spektakl pokazywał ten akces z punktu widzenia mniejszych ośrodków, przypominał też o polsko-niemieckiej przeszłości. Wałbrzyscy bezrobotni stali na scenie w obozowych pasiakach, z pustymi reklamówkami w rękach. Husarska szarża Wiesława Cichego, rozegrana na tle "Bitwy pod Grunwaldem" Matejki, portretowała polskiego buntownika: gwałtownego, gotowego na wszystko, ale stopniowo tracącego zapał i - z całym arsenałem romantycznych gestów - nieco już anachronicznego. Pytanie, co w nowej sytuacji zrobić z naszym dziedzictwem, zawisło nad całą dekadą, także teatralną. Był to czas przekształceń i modernizacji. Czas analizowania społecznych problemów, pod