28. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek „Spotkania" w Toruniu. Pisze Anita Nowak.
Pomimo niełatwych dla kultury czasów, nie szczędząc organizacyjnych wysiłków dyrektor Zbigniew Lisowski, i w tym roku nie zawiódł swoich widzów, organizując w dniach od 15 do 22 października 2022 roku w Baju Pomorskim 28. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek SPOTKANIA. Impreza jak zwykle, rozpoczęła się barwnym korowodem przez miasto baśniowych postaci, zwracając uwagę mieszkańców na kolejne, jesienne święto „teatru w szafie” przy ul. Piernikarskiej.
Po uroczystym otwarciu Festiwalu, którego we wspaniałym pióropuszu pożyczonym od aktora-konferansjera, dokonał Prezydent Miasta Torunia Michał Zaleski, zaprezentowano młodej publiczności siedem przedstawień konkursowych i jedną, pozakonkursową, produkcję własną.
Pokazy konkursowe rozpoczął Zdrojowy Teatr Animacji z Jeleniej Góry barwną groteską „Kto się boi Pani Eś”. Bo temat śmierci tylko z pozoru okazał się tu ponury. Marta Guśniowska zawarła bowiem w tekście ogromną dawkę inteligentnego humoru, które reżyserka, Punch Mama ciekawie potrafiła z tekstu i sytuacji wyłuskać, a dzieci nawet przypadkiem nie przestraszyć, wprost przeciwnie, z tematem oswoić. Dlatego również oprawa plastyczna i muzyka wykonywana przez aktorów na scenie oraz wszelkie realia nawiązywały do meksykańskiego wesołego Dia de Muertos.
Z innej bajki okazał się monodram autorstwa Zuzanny Bojdy pt. „Romans", w wykonaniu i reżyserii Natalii Sakowicz. Był to jakby w dużej mierze wsparty pantomimą odzwierciedlający wewnętrzne sprzeczności dialog bohaterki ze swoim alter ego, po trosze odzwierciedlający jej erotyczne marzenia, a po trosze wyimaginowaną rozmowę z córką.
Od treści znacznie bardziej artystycznie wartościowa była tu jednak sama technika posługiwania się ogromną, zaprojektowaną przez Olgę Ryl-Krystianowską, lalką. W końcu SPOTKANIA to festiwal już z samej nazwy lalkowy. A Natalia Sakowicz sztukę animacji opanowała tu do perfekcji. Za mistrzowską umiejętność wchodzenia w sceniczną relację z animowaną przez siebie lalką, uruchamiającą prawdziwy teatralny dialog.
Zgoła innym rodzajem animacji posługiwali się wykonawcy spektaklu „Gapiszon i Zuzia” Anity Piotrowskiej zrealizowanym w Teatrze Animacji w Poznaniu na podstawie komiksów Bohdana Butenki. Profile masek na patykach, zmieniają postaci, czerwone serce z rzutnika na pierś Gapiszona niesie informację o jego nagłym afekcie do Zuzi. Najzabawniej prezentuje się scena, w której ojciec, by poprawić pogodę, przy pomocy wielkich nożyc ogrodowych przecina wyświetlane na proscenium strugi deszczu. Takich i innych, równie prostych a zarazem oryginalnych, wywołujących radość i przyciągających uwagę młodych widzów, posunięć animacyjnych jest tu co niemiara. A dzieci poznają kolejne formy animacyjnego przekazu.
Majstersztyk teatru animacji objawiły Niemki z Theater Meschugge w spektaklu RICDIN RICDON. W tym małoobsadowym przedstawieniu nawiązującym do tradycji ludowych teatrów lalkowych, z którymi dziś już nieczęsto mamy do czynienia i tym razem jego założycielka Ilka Schoenbein, dramaturżka, reżyserka i konstruktorka lalek, prostą historią o biednej wiejskiej dziewczynie, której ojciec, młynarz, by przydać sobie prestiżu, rozpowiadał, że potrafi ona zamieniać siano w złoto; że musiało to pociągnąć za sobą wiele poważnych konsekwencji, nie trudno się domyślić; podobnie jak tego, że wszystko skończyło się jednak happy andem. Ale po drodze było na co patrzeć. Na niewielkiej przestrzeni stworzyła zupełnie magiczny świat.
Aktorka Pauline Drunert, posługując się różnorodnymi, ale subtelnymi środkami aktorskimi wcielała się w rozliczne postaci, którym niekiedy głosu przydawała też druga artystka, Alexandra Lupidi, jednocześnie multiinstrumentalistka, grająca muzykę na żywo i śpiewająca przepięknym mezzosopranem.
Na SPOTKANIACH spektakl ten doceniły dwa składy jurorskie- profesjonalny, przyznając przedstawieniu „ RICDIN RICDON” GRAND PRIX „za najwyższy stopień profesjonalizmu wyznaczający właściwy poziom rozmowy o teatrze i to nie tylko lalek”, aktorce Pauline Drunert nagrodę dla za najlepszą rolę żeńską, a kompozytorce Alexandrze Lupidi za muzykę.
Gremium jurorów ZASP-u uhonorowało wykonawczynię głównej postaci nagrodą im. Jana Wilkowskiego „za wykreowanie i perfekcyjną animację licznych postaci powołanych do scenicznego życia w różnorodnych technikach lalkarskich”.
Bydgoski Teatr Kameralny został na festiwal zaproszony z przedstawieniem dla młodzieży „Te sprawy”, inspirowanym tomikiem opowiadań Anny Ciarkowskiej „Pestki”. Inscenizacja poruszała niełatwe problemy dojrzewania i międzypokoleniowych barier. Sara Lech kredą rysowała na ciemnej płaszczyźnie ściany kontury mebli oraz symbole narzucanych jej ograniczeń, bolesnych przeżyć i doświadczeń. Robiła to w sposób stonowany, z poczuciem humoru i dystansem do poruszanych problemów i wydarzeń.
Aktorka w spektaklu parodiuje też, czasem przedrzeźnia, cytuje kilka postaci; więc aby widz ich nie pomylił, sygnuje poszczególne osoby kolorem i tworzywem rękawiczek wyciąganych z rozlicznych kieszeni prostej, lnianej sukni. W każdej z nich ręka zachowuje się inaczej, a aktorka odpowiednio moduluje głos. Tematyka tego monodramu widocznie zainteresowała zwłaszcza dziewczyny.
Za najlepsze przedstawienie dla dzieci przez najmłodsze jury Festiwalu uznany został spektakl „Włosy mamy”, Teatru Lalek Banialuka opowiadający o przebijaniu się dziewczynki przez meandry psychiki chorej na schizofrenię matki. Włosy to symbol, który na scenie pokazany został w postaci zwisających z góry sznurków, w zależności od nastroju bohaterek oświetlanych rozmaitymi kolorami i w różny, bardzo plastyczny i wyrazisty sposób przez Alicję Czerniewicz ogrywanych-plątanych, szarpanych…
Reżyserka i scenografka Anita Piotrowska wplotła też w akcję szereg animowanych przy pomocy patyków i sznurków, dziwacznych postaci masek-potworów zrodzonych w głowie chorej kobiety a wywołujących u dziewczynki lęk, odbierany z ciekawie prezentowanych przez Martę Popławską emocji matki.
Festiwalowe pokazy zamknął bardzo interesujący i piękny spektakl warszawskiego Guliwera „Królestwa” w reżyserii Justyny Sobczyk. Dzieci i to nie tylko te autystyczne, do których głównie zaadresowano to przedstawienie, wyniosły z teatru fantastyczne, wywołane rozmaitymi technikami teatru i filmu, kolorowe wizje panteistycznego świata, ale i zrozumienie konieczności przestrzegania obowiązujących w nim reguł. Wymowę tej inscenizacji trzeba chyba uznać za podsumowanie całego Festiwalu, który skonstruowany został bardzo przemyślanie. I do myślenia prowokował.
A zastanawiać się było kiedy, bo, jak to na wielu festiwalach bywa, spektakl nie gonił spektaklu. Widzom dano czas na przeżycie i przemyślenie każdego przedstawienia. Jest to najlepszy sposób na wszczepienie młodym widzom miłości do teatru.